Salon jest zwierciadłem naszego stylu życia. Tu krzyżują się wszystkie drogi i spotykają potrzeby wszystkich domowników. Ale także różne upodobania; wystrój salonu powinien być ich wypadkową. Do tego – połączenie funkcji reprezentacyjnych i rekreacyjnych... Postarajmy się, by ten funkcjonalno-estetyczny kalejdoskop poskromiła przemyślana idea aranżacyjna; oddajmy salonowi cząstkę swej osobowości.
(fot. Poliform)
Salon to wizytówka właścicieli, ale również ich codzienne środowisko życia. Dlatego zasługuje na to, by podczas urządzania domu poświęcić mu wiele troski i uwagi. Zanim odrzucimy projekt z powodu zbyt małego czy nieforemnego pokoju dziennego, zatrzymajmy się na chwilę.
Być może przestrzeń da się uratować poszerzając drzwi, usuwając lub dostawiając ściankę, zmieniając usytuowanie i kształt okien... Większość takich modyfikacji jest możliwa w każdym projekcie domu, a także – poza zmianami dotyczącymi okien – w nowo budowanym mieszkaniu.
Czasem to, co razi na pierwszy rzut oka, okazuje się walorem. Przykładem mogą być pokoje o nietypowym planie: wydłużone lub w kształcie litery L czy T, które zaskakująco łatwo zagospodarować dzieląc na „strefy tematyczne”. A te przecież są w salonie nieodzowne. Nowoczesny pokój dzienny to wnętrze wielofunkcyjne, zwłaszcza jeśli połączymy go z jadalnią i kuchnią.
Zyskujemy wtedy rozległą przestrzeń i więcej wspólnych chwil. Aby uniknąć chaosu, warto jednak funkcje oddzielić. Możemy zróżnicować poziomy w obrębie jednego pomieszczenia, zagrać kolorami, materiałami i światłem, albo też zabawić się w reżyserię za pomocą niepełnych lub ażurowych ścianek, niskich murków, czy po prostu wysokich atrakcyjnych mebli – stara dobra meblościanka ubrała się w nową szatę; meble tego typu schodzą dziś z blatów wziętych projektantów i znów są na topie!
Strefy salonu powinny być funkcją naszych upodobań. Zastanówmy się, gdzie najbardziej lubimy rozmawiać między sobą i z przyjaciółmi – przy jadalnianym stole, „po szwedzku” przy kuchennym barku czy może przy stoliku kawowym na miękkich przepastnych kanapach? Ile czasu poświęcamy na telewizję, w jakich warunkach lubimy czytać i słuchać muzyki, jaki charakter mają nasze zabawy z dziećmi. Wreszcie, jak jadamy – czy „w biegu” pochłaniamy nieskomplikowane dania gotowe, czy z upodobaniem celebrujemy posiłki, odnajdując w nich okazję do zacieśniania rodzinnej więzi...
Gdy salon nabierze już formy przestrzennej, czas na treść: meble, tkaniny, ozdoby. A nade wszystko na nastrój i styl – to one wyznaczą wzorniczy kod dla pozostałych pomieszczeń.
Wehikuł czasu
Staromodne klimaty ujmują wielu z nas. W aurze historii i tradycji czujemy się bezpiecznie, blisko korzeni. Nawet, jeśli antyki nie są autentyczne, a na nostalgicznym portrecie przodka schnie jeszcze farba.
Zaletą współczesnych imitacji jest to, że rzadko udają. Nie są, jak to dawniej bywało, tandetną podróbką, ale wykonanymi ze szlachetnych surowców sprzętami, tkaninami czy ozdobami, których zadaniem jest odwołanie się do wybranej epoki, wyczarowanie określonego klimatu.
To prawda, nic nie zastąpi oryginałów. Przedmioty z własną historią mają przecież duszę, nawet jeśli drzwiczki od kredensu trochę się wypaczyły, kluczyk dawno zaginął, koronkową firankę nadjadły mole, a stary stół się nie rozkłada. Jednak w domu prawdziwy genius loci tworzą ludzie. Dlatego o nastroju w tradycyjnym wnętrzu decydują detale: lampy, świeczniki, obrazy i zdjęcia, poduszki, bukiety suszonych kwiatów, żywe rośliny... Taki salon wymaga wiele troski i – co tu kryć – nie sprząta się sam. Ale odwdzięcza się atmosferą domowego ciepła i harmonii.