Na początku było tu zwykłe zaperzone pole, bez ani jednego drzewa. Maria i Krzysztof zawierzyli swojej wyobraźni i całkowicie przeobrazili zakupioną działkę.
EKOLOGICZNA WALKA Z CHWASTAMI
Od razu zakasali rękawy i wypowiedzieli wojnę wszechobecnemu perzowi. Trudność w pozbyciu się perzowiska polegała jednak na tym, że nie chcieli używać agresywnych środków chemicznych, które 20 lat temu powszechnie stosowano do tego celu. Woleli spróbować metod ekologicznych.
– Poprosiliśmy rolnika, żeby przyjechał do nas z koniem, pługiem, broną – mówi Maria. – To, czego nie wyciągnęły z ziemi brony, musieliśmy z mężem wyjmować grabiami. Usuwaniu chwastów nie było końca, bo pod ogród przeznaczyliśmy pow. 1000 m2. Kiedy wreszcie przeszliśmy przez ten etap, na oczyszczonym polu posialiśmy rośliny motylkowe, m.in. facelię, peluszkę. Z błękitnym łanem działka wyglądała pięknie, jednak nam zależało na użyźnieniu gleby, więc w określonej fazie rozwoju motylkowych, kazaliśmy je zaorać. I tak bez grama chemii poprawiliśmy strukturę i skład rodzimego gruntu.
Potem nastąpił radosny czas tworzenia. Zaczęliśmy od lasu. Szumna nazwa, ale wtedy rzeczywiście kupiliśmy w nadleśnictwie 100 sadzonek sosen, świerków, dębów i brzóz. Posadziliśmy je na końcu posesji, żeby odgrodzić się od sąsiada. Część drzew wypadła w pierwszych latach, część… sami usunęliśmy. Leśniczy kazał nam zrobić tzw. trzebież, czyli wyciąć najsłabsze sztuki, żeby silniejszym dostarczyć dużo światła i miejsca. Z bólem serca pozbyliśmy się aż połowy drzewek! Po tej operacji pozostałe szybko przeobraziły się w zagajnik. Bliżej naszego domu sadziliśmy rośliny bardziej szlachetne oraz nadające się do zjedzenia.
Lilianna Jampolska