Jednym budowa wydaje się prosta jak klockowa konstrukcja, innych przeraża swoją złożonością. W obu opiniach jest trochę przesady, ale i sporo racji. Owszem, na skończony budynek składa się wiele skomplikowanych zagadnień projektowych i technicznych – żadnego z nich nie powinniście bagatelizować. Ale nie taki diabeł straszny! Do budowy, jak do każdego zadania, można się dobrze przygotować. Tak, by konieczność podejmowania decyzji nie wprawiała was w popłoch, a pytania zadawane przez fachowców – w zakłopotanie.
Hola, jakie pytania? – zirytuje się niejeden przyszły inwestor – Przecież to wykonawca powinien wiedzieć lepiej; ma wszak i doświadczenie, i pełną dokumentację projektową. To prawda. A jednak ilu majstrów budowlanych, tyle wykonawczych obyczajów. Projekt, który dla budowlańca powinien być jak Biblia, nie wszyscy traktują z równym nabożeństwem.
Jedni trzymają się rysunków technicznych, inni rzucają na nie tylko okiem, bo i tak „wiedzą swoje” – nic to, że ostrogi zdobywali 20 lat temu. Dodajmy do tego, że projekty bywają mniej lub bardziej czytelne, a także solidniej lub słabiej dopracowane; jedne są bogate w detale, inne wręcz przeciwnie – pozostawiają wykonawcy duże pole manewru. Niektóre dopuszczają kilka wariantów technologicznych. A przecież projekt to już „danie gotowe”, wymagające dokładnego przepisu; na wiele pytań musicie sobie odpowiedzieć, zanim powstanie koncepcja
JAKI DOM?
Skoro marzycie o domu, macie z pewnością mniej lub bardziej skrystalizowane wyobrażenie, jak ma on wyglądać i jakie funkcje pomieścić, by żyło się w nim wygodnie. Aby ten „szkic” przekuć w projekt, musicie odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Po pierwsze: ilu będzie mieszkańców (nie tylko tuż po zasiedleniu, ale i w przewidywalnej przyszłości) i jaki tryb życia zamierzają prowadzić. Czy potrzebujecie tylko wygodnej „sypialni”, czy raczej gniazda rodzinnego otwartego dla licznych gości?
A może domowego miejsca pracy? Czy wasze dzieci wchodzą już w dorosłość i niedługo się wyprowadzą, czy – przeciwnie – planujecie powiększenie rodziny? Rozmiary domu ogranicza też najczęściej wielkość działki; warto zadbać tu o właściwe proporcje. I wreszcie – rodzinny potencjał finansowy: czy budować skromnie, ale na jego miarę, czy zadłużyć się po uszy, licząc na przychylność losu?
Do tego dochodzą pytania o kształt przestrzeni mieszkalnej: czy wolicie budynek o zwartej bryle, tańszy w budowie i łatwiejszy do ogrzania, czy też marzycie o rozłożystym domu, który za pomocą uskoków i wnęk zorganizuje otoczenie w sekwencję kameralnych zaułków?
Czy odpowiada wam czytelny podział na strefy dzienną i nocną, o który łatwiej w domu dwukondygnacyjnym, czy chcecie raczej uniknąć biegania po schodach? Ile światła ma być we wnętrzach – czy nie trzeba skorygować projektu otworów okiennych (patrz – Z życia wzięte)? Na rozwiązanie tych wszystkich dylematów macie czas przed złożeniem dokumentacji w urzędzie. Później pozostanie już tylko realizacja, a wtedy… posypią się kolejne pytania fundamenty.
PO CO WAM PIWNICA?
Jej zwolennicy wymienią długą listę korzyści: piwnica to doskonały magazyn na całoroczny zapas opału do kominka, na narzędzia czy sezonowe „graty” – narty, ciepłe kurtki, deskę surfingową. To świetne miejsce na pracownię, warsztat majsterkowicza czy kolekcję zbieracza, a także przestrzeń na rekreację i zabiegi odnowy biologicznej – możecie tu mieć siłownię, saunę z łazienką, stół do ping-ponga, bilard, a nawet basen. No i oczywiście garaż.
Wszystkie te pomysły znajdują uzasadnienie na niewielkiej działce, która zmusza do rozbudowy w pionie. Pamiętajcie jednak, że piwnica to kondygnacja dość kosztowna; może podnieść wasze wydatki na dom nawet o 30%. Jeśli wielkość działki pozwala, łatwiej będzie funkcje gospodarcze i rekreacyjne pomieścić w wolno stojących zabudowaniach, zwłaszcza że taką inwestycję możecie przeprowadzić w kilku etapach. Użytkowanie również może okazać się mniej kłopotliwe – zimą trudno porównać luksus garażu przydomowego z garażem podziemnym o urwistym wjeździe. Do przyjemności nie należy też wynoszenie z piwnicy rowerów czy ciężkiej kosiarki.
Jeśli jednak planujecie dom podpiwniczony, sprawdźcie jaki jest poziom wód gruntowych na waszej działce. Wysoki lub podlegający okresowym wahaniom znacznie utrudni wam zadanie: konieczność odpompowywania wody pojawi się już w trakcie budowy i… oby na tym się skończyło. Niestety, nawet najkosztowniejsza hydroizolacja nie zagwarantuje wam, że w przyszłości nie pojawią się przecieki. A przecież nie o takim basenie marzyliście…
PRZY ZIEMI CZY POD NIEBO?
To kolejne pytanie, które często pojawia się u progu budowy. Wśród wykonawców pokutuje pogląd, że im wyżej tym lepiej. To skutek wieloletnich nawyków: dom posadowiony wysoko nad ziemią wydaje się bardziej okazały, a także mniej dostępny dla wilgoci i pełzającego ogrodowego drobiazgu. Koronny argument murarzy, który z pewnością na was wytoczą, to wysoki poziom wód gruntowych.
Nie dajcie się jednak zwieść przesądom. Podstawowym kryterium jest tu głębokość przemarzania gruntu, kształtująca się na poziomie od -0,8 do -1,4 m, zależnie od regionu kraju. Fundament budynku musi być posadowiony poniżej tego pułapu, tam, gdzie woda w gruncie już nie zamarza, nie tworząc wysadzin mrozowych. Podczas wiosennych roztopów rozmarzanie owych wysadzin może spowodować nierównomierne osiadanie budynku, a w efekcie nawet pękanie ścian. Wysokie wody gruntowe nie mogą tu być przeszkodą; utrudnią tylko nieco roboty fundamentowe, powodując konieczność odpompowywania wody z wykopu.
Na szczęście wysadziny występują nie wszędzie. Zjawisko to jest charakterystyczne dla ciężkich gleb gliniastych. Na gruntach piaszczystych możecie posadowić budynek nieco płycej – na głębokości ok. -50 cm. Warto przy tym rozważyć możliwość zastosowania w miejsce ław fundamentowych płyty grzewczej. To nowoczesna alternatywa dla tradycyjnych grzejników czy podłogówki; nośnikiem ciepła jest w tym przypadku powietrze krążące zatopionymi w płycie kanałami.
Warto pomyśleć też o powiązaniu wnętrz parteru z otoczeniem; podpiwniczenie lub posadowienie budynku wysoko właściwie niweczy ten efekt. A przecież to wielka atrakcja – z salonu tuż nad poziomem trawnika wychodzi się do ogrodu jak do zielonego pokoju. Groźbę zalania wnętrza podczas ulewy skutecznie oddali nawet niewysoki próg i system odwodnienia wokół budynku (np. drenaż opaskowy), w który i tak warto zainwestować – na przedwiośniu unikniecie brodzenia w kałużach. A skoro już o ochronie przed wodą mowa…
Ciąg dalszy artykułu w Budujemy Dom "Dom Polski" 2008