W budowlanej terminologii „stan zero” oznacza doprowadzenie robót do poziomu terenu, czyli zakończenie prac fundamentowych. Takie zero to nie byle co – fundament, jako amortyzator pomiędzy budynkiem a podłożem, przenosi potężne obciążenia. Jest także pierwszym sprawdzianem dla naszej ekipy budowlanej; przyglądając się uważnie pracom i ich efektom, możemy się o swoich robotnikach wiele dowiedzieć…
(fot. Techbud)
W budowlanej terminologii „stan zero” oznacza doprowadzenie robót do poziomu terenu, czyli zakończenie prac fundamentowych. Takie zero to nie byle co – fundament,
jako amortyzator pomiędzy budynkiem a podłożem, przenosi potężne obciążenia. Jest także pierwszym sprawdzianem dla naszej ekipy budowlanej; przyglądając się uważnie pracom i ich efektom, możemy się o swoich robotnikach wiele dowiedzieć…
Fundament dostosowany do lokalnych warunków gruntowych i bezbłędnie wykonany przeniesie wszelkie obciążenia konstrukcyjne, a także te będące wynikiem eksploatacji domu. Oznacza to, że ani jedne, ani drugie nie będą miały wpływu na stan budynku, nawet po wielu latach użytkowania.
Cóż zatem oznaczają te „lokalne warunki gruntowe”? Jest to charakterystyka podłoża, na którym planowano budowę, mówiąca o jego składzie oraz nośności. Dołączyć do tego można miejscową głębokość przemarzania gruntu, ponieważ jest ona na obszarze naszego kraju nieco zróżnicowana 1. Stabilny fundament można posadowić tylko poniżej tej głębokości, w strefie podłoża nienarażonej na zmiany spowodowane zmianą objętości zamarzającej w gruncie wody. Wyjątkiem są jedynie lekkie gleby przepuszczalne (zagęszczone piaski, żwiry i pospółki), przez które woda łatwo przenika do głębszych warstw. Na nich można posadowić dom nieco płycej, a to oznacza niższe koszty fundamentowania.
Można przyjąć, że „polska norma” dla budynku jednorodzinnego o przeciętnych gabarytach, to płytki fundament bezpośredni, czyli przenoszący obciążenia na grunt przez własną podstawę. Składają się na niego ściany fundamentowe posadowione na betonowych ławach, wzmocnionych podłużnym zbrojeniem. Głębokość fundamentu bezpośredniego mieści się zwykle w przedziale 0,8-1,4 m, zależnie od lokalnej głębokości przemarzania.
Od tej ogólnej reguły zdarzają się oczywiście wyjątki. W przypadku lekkiego domu szkieletowego projektant może zdecydować o wykonaniu fundamentu uproszczonego w postaci ścian fundamentowych opartych bezpośrednio na gruncie, z pominięciem ław. Receptą na wysoki poziom wód gruntowych będzie płyta fundamentowa pod całą powierzchnią budynku, przenosząca równomiernie obciążenia od budynku na podłoże. Przy ciężkich glebach wysadzinowych może pojawić się natomiast konieczność głębszego – i kosztowniejszego – fundamentowania. Jeśli podłoże ma słabą nośność, jedynym wyjściem może okazać się wymiana niestabilnych warstw na dobry grunt budowlany, lub też wykonanie fundamentu pośredniego (głębokiego) w postaci żelbetowych pali, studni bądź ścian szczelinowych, na których oprze się fundament właściwy (jego zadaniem jest przeniesienie obciążeń w głębsze, stabilne strefy podłoża). Jest to jednak metoda kosztowna i z tego względu w budownictwie jednorodzinnym rzadko stosowana.
Jak ocenić warunki gruntowe na działce?
O charakterystyce gruntu najwięcej powie nam okoliczna zabudowa. Jeśli teren jest płaski, a domy stoją na płytkich fundamentach (warto podpytać sąsiadów i zajrzeć też do gminnego wydziału geodezji), można przyjąć, że takie i nam wystarczą. Co nieco – głównie na temat składu gleby – zdradza też szata roślinna, a także wygląd podłoża po ulewie. Jednak dokładny poziom wód gruntowych i jego wahania może ocenić tylko geotechnik. Przeprowadzenie badania za pomocą odwiertów czy próbnego wykopu jest zalecane zwłaszcza, jeśli planuje się dom z piwnicą.
Fachowiec doradzi, czy nie zrezygnować z kondygnacji podziemnej, ponieważ potrafi ustalić nie tylko głębokość wód podskórnych, ale także miejsca, w których woda może pojawić się w przyszłości. Jeśli działka leży na malowniczej skarpie, geotechnik musi koniecznie ocenić jej nośność. Takie wzniesienia bywają zdradliwe – w zależności od składu i układu warstw gruntowych, mogą okazać się… osuwiskami, a to już poważne zagrożenie dla budowy. Istnieją też grunty organiczne (np. torfowe), które w ogóle nie nadają się pod budowę. Zlekceważenie tych zasad grozi nawet katastrofą budowlaną.
Ciąg dalszy artykułu w Budujemy Dom "Dom Polski" 2008