Popularność wkładów nie dziwi. Kominek z otwartym paleniskiem wykorzystuje do ogrzania pomieszczenia tylko 10–15 proc. energii cieplnej zawartej w opale – reszta bez pożytku ucieka przez komin. Natomiast najprostsze wkłady kominkowe zapewniają wykorzystanie około połowy tej energii, a nowoczesne, patentowe konstrukcje – w teorii nawet do 80 proc. (w praktyce taka sprawność jest nierealna).
Co więcej, szczelny wkład kominkowy pozwala na dość precyzyjne sterowanie procesem spalania. W klasycznym kominku można tylko otwierać lub przymykać szyber, czyli przegrodę w przewodzie odprowadzającym dym. We wkładach intensywność spalania możemy kontrolować przy użyciu przepustnicy ograniczającej dopływ powietrza do paleniska. Dzięki temu jeden załadunek drewna może wystarczyć nawet na kilkanaście godzin palenia, oczywiście przy odpowiednio zredukowanej mocy cieplnej.
Wszystko to sprawiło, że otwarte kominki instalują wyłącznie ci, którym zależy przede wszystkim na dekoracji salonu i okazjonalnej zabawie z ogniem. Jeśli ktoś chce używać kominka do ogrzewania domu, choćby tylko doraźnie, to wybiera kominek z wkładem.
Możliwości są trzy:
- kominek zwykły – ogrzewający pomieszczenie, w którym został zbudowany, a pośrednio – sąsiadujące;
- kominek współpracujący z systemem dystrybucji gorącego powietrza (DGP), które doprowadzane jest do pozostałych pomieszczeń w budynku;
- kominek z płaszczem wodnym, przyłączany do wodnej instalacji c.o.
Największe zalety zwykłego kominka to autonomia działania, tzn. niezależność od zasilania w energię elektryczną i funkcjonowania innych urządzeń, oraz brak wymagań co do automatyki sterującej (może jej w ogóle nie być). Zasadniczą wadą jest jednak przegrzewanie (nawet w wypadku urządzeń małej mocy) pomieszczenia, w którym został zainstalowany, przy zupełnym braku ogrzewania tych, od których jest oddalony. Dlatego coraz częściej uzupełnia się go o system powietrznego lub wodnego rozprowadzania ciepła.
Adam Jamiołkowski
fot. Parkanex