Zmarły niedawno Ingvar Kamprad, założyciel i wieloletni prezes szwedzkiego giganta meblowego IKEA, wykazał się nie lada intuicją, nawiązując prawie 60 lat temu współpracę z polskimi zakładami przemysłowymi. Liczył nie tylko na tańszą wykwalifikowaną siłę roboczą, ale także na blisko czterdziestomilionowy rynek zbytu, i - choć podbicie tego rynku zajęło mu trochę czasu - niewiele się pomylił. Dla nas, Słowian dom to przecież rodzina, a w nurcie skandynawskim, którego koncern był ambasadorem, symbolika rodzinna jest silnie obecna i szczególnie mocno zakorzeniona.
To właśnie z północy Europy dotarła do nas moda na proste, masywne i niezwykle praktyczne meble, które niełatwo zniszczyć czy zabrudzić, na miękkie pledy i poduchy czy gromadzące wokół siebie domowników kominki (fot. 3). Styl Skandynawii przekonuje nas do siebie jasną, łagodną kolorystyką i przyjaznymi materiałami, a także motywami zaczerpniętymi z natury, która w tym wydaniu nie wydaje się egzotyczna, ale swojska i bliska. Prostota dekoracji, rodzime odmiany drewna, lniana tapicerka, wełniany koc, którym miło owinąć stopy w zimowy wieczór, a w dłoni duży kubek parującej herbaty z malinami - wszystko to przenosi nas w sielskie klimaty "Dzieci z Bullerbyn".
Nic dziwnego, że w czasach transformacji ustrojowej trend, zainicjowany przez wielkich architektów: Fina Aalto, Duńczyków Jacobsena i Utzona, podbił Polskę skuteczniej, niż Szwedzi w XVII wieku. I zadomowił się u nas na dobre. Jego niezobowiązujący urok i przyjazna, pozbawiona koturnów estetyka potrzebowały zaledwie kilkunastu lat, by wyprzeć z naszych domów meblościanki, sztuczne plusze czy błyszczące politury.
fot. Inne Meble