To jest ogród pasjonata z krwi i kości. Pan Jerzy samodzielnie go zaprojektował i wykonał. Zaczął go zakładać zaraz po zakupie działki i śmiało można powiedzieć, że ogród rósł razem z domem.
Ogród na budowie
Zakładając ogród równolegle z budową domu, właściciel postąpił słusznie, ponieważ minęły już czasy, kiedy ekipy budowlane podczas budowy niszczą całą parcelę. Kiedy razem z żoną na stałe zamieszkał w nowym domu, ogród był już gotowy. Rośliny zdążyły się dobrze ukorzenić i rozpoczął się czas ich wzrostu.
Pan Jerzy: Drzewa i krzewy potrzebują wielu lat, by pokazać, jak wyglądają, więc sadziliśmy je z nadzieją, że zdążą trochę podrosnąć, zanim osiądziemy tu na stałe. Pod koniec lat 90. XX wieku na horyzoncie majaczyła już nam obojgu emerytura, ale nie chcieliśmy jej spędzać w Warszawie. Dlatego kupiliśmy działkę o powierzchni 4000 m2 przy lesie, ale jednocześnie w takim miejscu, by jako dotychczasowe mieszczuchy poczuć się bezpiecznie z dala od wielkomiejskich wygód. Oczywiście w pewnym momencie skupiliśmy uwagę na domu, wiedząc że może być ostatnim miejscem zamieszkania w naszym życiu. Zbudowaliśmy parterowy budynek ze starannie zaplanowanymi strefami: dzienną, prywatną i gospodarczą. Wyposażyliśmy go w pompę ciepła, wentylację mechaniczną z rekuperacją, kominek, kolektory słoneczne – czyli w instalacje, mające za zadanie chronić w przyszłości emerycki budżet przed zbyt wysokimi kosztami eksploatacji. Ogród natomiast traktowaliśmy jako przestrzeń do wypoczynku i rozkoszowania się wyglądem roślin. Miał nas utrzymywać w dobrej kondycji fizycznej, ale jednocześnie nie „pędzić” nas do niechcianej pracy i obowiązków. Staraliśmy się więc tak go wykonać, by z biegiem lat wymagał ich coraz mniej, a ciągle wyglądał dobrze. Jak dotąd, nasze zamiary się spełniły.
Lilianna Jampolska