Istnieje duża rzesza zwolenników ogrodów naturalnych, takich
w których nie widać ręki architekta krajobrazu. Co wcale nie oznacza, że interwencji fachowca nie było. Wręcz przeciwnie. Naśladowanie natury nie jest takie proste, jak się z pozoru wydaje.
Dziesięć lat temu Teresa i Zbigniew kupili spory areał (7731 m2) z zamiarem wybudowania na nim całorocznego domu. Zaprojektowanie budynku oraz zagospodarowanie posesji traktowali szczególnie poważnie, wiedząc, że jest to schronienie na pogodną emeryturę. Nie zrażał ich niekorzystny kształt posesji o wymiarach 26 × 300 metrów.
(fot. www.ogrodynaturalne.pl)
Ponieważ nie udało im się kupić w wybranym rejonie posesji o korzystniejszym kształcie, postanowili zaprzyjaźnić się z długim pasem ugoru gdzieniegdzie usianego samosiejkami sosen i brzóz. Od początku mieli w głowach ogólny zarys rozplanowania działki, ale potrzebowali konsultacji z architektami, aby potwierdzić słuszność swoich zamierzeń. Zgodnie z sugestią architektów budynku i ogrodu zdecydowali się podzielić parcelę na trzy strefy. Frontowa część posesji, przed budowanym domem, miała być najbardziej reprezentacyjna i ozdabiać długi podjazd zakończony rondem. Druga strefa za domem, który posadowiono 100 metrów od drogi, miała dawać gospodarzom wypoczynek i piękne widoki. Natomiast najdalej położona w głąb działki strefa miała pozostać w stanie prawie nienaruszonym.
Perzowisko po horyzont
– Kiedy kupiliśmy działkę, w 90% rósł na niej perz – opowiada pani Teresa.
– Tylko perz, sosny i brzozy znosiły to nieurodzajne piaszczyste podłoże. Zajęci z mężem pracą zawodową, nie mieliśmy czasu ani specjalistycznej wiedzy na temat zakładania ogrodu na takim terenie. Wiedzieliśmy tylko, że chcemy mieć ogród pasujący do typowej polskiej wsi, z typowo polskimi roślinami. Bez sztywnych żywopłotów, udziwnionych roślin, wybrukowanych ścieżek. Chcieliśmy, by charakterem nawiązywał troszeczkę do dawnych posiadłości ziemiańskich. Wymarzyliśmy sobie nieduży staw i zależało nam na pozostawieniu jak największej liczby siewek sosen i brzóz, by choć trochę zacieniały płaski ugór. Szukając fachowców od zakładania ogrodów, natknęliśmy się na firmę specjalizującą się w tworzeniu ogrodów naturalnych. I to było to, czego potrzebowaliśmy.
Architekt krajobrazu Przemysław Sochański uporał się z perzem na działce. Zgodnie z mottem swojej firmy wykorzystał do tego celu starą metodę rekultywacji gleby. Zamiast stosowania środków chemicznych do niszczenia perzu i chwastów, na posesji pracowały maszyny rolnicze – traktor z pługiem, traktor z kultywatorem, traktor z broną. Ta metoda, choć żmudniejsza i bardziej długotrwała, szczególnie przypadła do gustu właścicielom. Cieszyli się, że ogród tworzony jest bez używania chemii. Prace rekultywacyjne i zabiegi agrotechniczne trwały rok. Przeprowadzono je tylko we frontalnej części posesji, ponieważ za domem podczas budowy domu zdjęto wierzchnią warstwę ziemi i nie były potrzebne.
Po usunięciu perzu dowieziono wywrotkami gliniastą żyzną ziemię, którą płytko przemieszano z wierzchnią warstwą macierzystego, piaszczystego gruntu.
W ogrodzie frontalnym
Dwie sędziwe lipy, rosnące przy głównym wjeździe na posesję, kojarzyły się właścicielom z wjazdami na posiadłości ziemiańskie, dlatego po konsultacji z architektem ogrodu postanowili pójść tym tropem. Wzdłuż centralnie położonej drogi, prowadzącej pod dom, projektant posadził szpaler swojskich jarzębin. Za jarzębinami na nowo założonym trawniku, między zastanymi sosnami, pojawiły się również grupy drzew i krzewów ozdobnych. Zastosowano tu brzozy, irgi, żarnowce, janowce, trawy ozdobne, czyli roślinność, która nie wymaga żmudnej pielęgnacji i dobrze rośnie w ubogiej glebie.
W nawiązaniu do dawnych polskich tradycji drogę wysypano żwirem i zwieńczono rondem. Najbardziej eksponowaną rabatę wewnątrz ronda ozdabiają modrzew odmiany Diana, kosodrzewiny, trzmieliny oraz łany lawendy. Kontrastowa kolorystyka oraz wiecznie zielone rośliny sprawiają, że rabata jest dekoracyjna i latem, i zimą.
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym "Czas na ogród" - dodatku do miesięcznika Budujemy Dom 5/2011