W malwy to może niekoniecznie, bo nie każdy malwy lubi, ale chcielibyśmy podsunąć Państwu kilka pomysłów na uatrakcyjnienie surowych zazwyczaj, i gładkich, zewnętrznych ścian naszych domów. Kiedy już przekwitną ostatnie kwiaty, zaczynamy odczuwać niedosyt barw, może więc przy okazji remontu elewacji zadbać o to, żeby dookoła nas zrobiło się weselej...
„Trompe l’oeil”, czyli jak sprytnie oszukać oko
Morski brzeg w głębi lądu, droga wijąca się wśród leśnych ostępów mająca swój początek na osiedlowym chodniku, schody do nieba unoszące się nad wzburzonym morzem, obrazy, którym przyglądamy się z niedowierzaniem, bo wydają się nam złudzeniem. Coś co jest, widzimy to, ale tak naprawdę nie powinno tego tu być.
Jeśli będziemy mieli kiedyś wątpliwości co do naszego wzroku, jeśli nasza droga do domu nagle niebezpiecznie skręci i będzie chciała zginąć wśród wąskich uliczek włoskiego miasteczka, mimo że jesteśmy we Wrocławiu lub Poznaniu, to znaczy, że padliśmy ofiarą „trompe l’oeil”, artystycznej fatamorgany.
Są to nowoczesne malowidła ścienne, których inspiracją były starożytne freski ścienne. Dziś, dzięki nowoczesnym technikom zdobniczym, artyści mogą namalować nam wszędzie i wszystko. Barwne graffiti na miejskim murze to nic nowego, młodzi ludzie tylko powtarzają artystyczną historię, choć nie zawsze jest ona mile widziana...
Malarstwo iluzoryczne znajduje coraz więcej zwolenników; już nie tylko na ścianach restauracji czy w centrach handlowych można natknąć się na fantastyczne, często rodem z przestrzeni kosmicznej obrazy, widnieją one również na ścianach domów i kamienic. „Trompe l’oeil” powoli wypiera krzykliwe graffiti i przypadkowe maźnięcia farbą w sprayu, rozwesela ulice i osiedla, zasłania szare mury śmietników i nieciekawe elewacje domów mieszkalnych.
Powoli, nieśmiało, jak każdy prąd artystyczny, biorąc przykład z Zachodu, nadchodzi era koloru i fantazji! Jedne z najbardziej fantazyjnych, współczesnych malowideł ściennych, jakie spotkałam na trasie swoich architektonicznych wędrówek, to berlińskie squaty, budynki zajmowane jako pustostany przez grupy młodych ludzi, często artystów. To właśnie mieszkańcy jednego z takich domów są autorami piramidy telewizorów (każdy z innym obrazem), piętrzącej się na ścianie szczytowej. Na kilku ekranach, zamiast obrazów rodem z TV – otwarte okna, takie prawdziwe, z firankami.
Zalipie. Niewielka wieś w Małopolsce słynie z tego, że kwiaty kwitną tam przez cały rok. Oczywiście nie te prawdziwe, tylko malowane przez zalipiańskie artystki na ścianach domów, cembrowinach studni i płotach. Wzruszające, malutkie chałupki, których poziome i pionowe linie drzwi i okien dawno powędrowały każda w innym kierunku, zostały pracowicie ozdobione bukietami kwiatów. Sztuka ludowa skutecznie zamaskowała niedoskonałości wiejskiej architektury: zapadające się dachy i powykrzywiane ściany. Taka iluzja..., nasz rodzimy „trompe l’oeil”.
Pan Tomasz Smieszkoł, artysta malarz, specjalizujący się w malarstwie iluzorycznym (www.wallart.pl) opowiada:
– Dzięki malowidłom ściany stają się ciekawym elementem ozdobnym, ożywiającym całe pomieszczenie czy elewację zewnętrzną. Każdy projekt, który robimy, jest inny, dostosowany do oczekiwań klienta. Namalować można wszystko, jeden klient życzył sobie na ścianie panoramę Santorini, następny chciał w sypialni schody do nieba, a inny w pokoju dla dziecka zażyczył sobie Kubusia Puchatka czy bajkowe samochody... Pierwszym i najważniejszym etapem jest zawsze ustalenie projektu, potem robi się wizualizację, czyli umieszcza projekt na zdjęciu ściany, aby możliwie precyzyjnie przedstawić, jak będzie wyglądał efekt końcowy. Na tym etapie można wnieść jeszcze jakieś zmiany, później przystępujemy do malowania. Namalowanie projektu na ścianie to już kwestia techniczna, zwykle efekt jest bardzo zbliżony do wizualizacji, a często nawet lepszy niż na projekcie.
Malowidła wykonuje się najczęściej farbami akrylowymi i zabezpiecza bezbarwnym lakierem. Dzięki temu ścianę można wielokrotnie myć, a kolory są żywe przez wiele lat.
Fresco znaczy świeży, mokry...
Freski, czyli malowidła na mokrym tynku, głównie zdobiły ściany świątyń i pałaców, a w późniejszych wiekach kościołów i bogatych domów. Przedstawiały żywoty świętych, sceny biblijne i mitologiczne, wiły się bluszczem i dzikim winem po kolumnach i wokół okien, uzupełniały wizualnie to, czego brakowało w otoczeniu. Dziś też, wzorem starożytnych, możemy ozdobić freskami swój dom.
Marek Igor Skrzyński, wykonawca i konserwator fresków, obrazów ściennych i murali (www.freski.art.pl) opowiada:
– Nazwa „fresk” ang. fresco, wywodzi się od włoskiego pojęcia „al fresco” czyli od techniki nakładania kolorowych pigmentów na świeży wilgotny tynk, czyli tak zwana technika mokra, powodująca, że kolor zawarty w pigmencie był zasysany kapilarnie przez wilgoć w mikropory tynków wapiennych, gdzie na trwałe wiązał się z tynkiem w jego wewnętrznej strukturze.(...) Technika fresku dzisiaj, w nowym budownictwie, popadła w zapomnienie, jedyną grupą znającą tajniki tej technologii są konserwatorzy zabytków, historycy sztuki i poniektórzy dobrze wykształceni architekci, których niestety jest jak na lekarstwo. Freski zewnętrzne muszą być wiatro-, mrozo- i wodoodporne, odporne na promieniowanie UV, UVB, UVA oraz zanieczyszczenia chemiczne, co powoduje, że z reguły musimy używać droższych, naturalnych pigmentów. A jeśli freski stanowią element fasady budynku, wymagają uzgodnienia projektu w wydziale architektury, a czasem, jeśli znajdują się w przestrzeni historycznej, muszą być uzgodnione z miejscowym urzędem konserwatora zabytków.