Ewa przez ponad 20 lat nie wykańczała segmentu, którego budowę zainicjowano w 1984 r. Mieszkała z rodziną w pięciopokojowym mieszkaniu i prowadząc własną firmę, nie miała czasu na wykańczanie wymurowanej „skorupy”. Wielu członków spółdzielni, którzy skrzyknęli się do utworzenia małego osiedla segmentowców, zrobiło to jeszcze w socjalistycznej epoce. Ewa – dopiero kilka lat temu, co poskutkowało nowoczesnym wyglądem i wyposażeniem jej domu.
Wespół w zespół budujemy własne osiedle
Historia zaczyna się jak wiele innych, rozgrywających się w latach 80. ubiegłego wieku.
– W 1984 r. grupa ludzi, którym chciało się coś w życiu robić, postanowiła zagospodarować niezabudowane, za to zaśmiecone tereny nad Narwią – opowiada Ewa. – Zapytali mnie, czy jestem zainteresowana uczestniczeniem we wznoszeniu małego osiedla, złożonego z 30 segmentów zlokalizowanych wzdłuż jednej ulicy. Byłam chętna do współpracy. Każdy z nas starał się wnieść własny potencjał intelektualny i zawodowy, zajmując się innym odcinkiem prac.
Architekt zaprojektował dwa szeregi segmentowców, ja położyłam sieć kanalizacyjną, kolega wodociągową, inni organizowali przyłączenie reszty niezbędnych mediów, materiały budowlane itd. Podczas wznoszenia tzw. stanu zerowego każdy właściciel segmentu musiał odpracować daną liczbę godzin na swojej i kolegów budowie oraz wyłożyć środki, z których pokrywaliśmy zakup materiałów i postęp prac. Potem, na etapie wznoszenia ścian i dachu, również wspólnie kupowaliśmy materiały i organizowaliśmy transport, bo tak było taniej i łatwiej.
Wszystkie segmenty są jednakowe. Mają szerokość 7 m, a głębokość 10,50 m, co sprawia, że są ustawne i ergonomiczne. Te wymiary bronią się i we współczesnych warunkach, choć zostały zaprojektowane pod normy socjalistyczne, wytyczające limit powierzchni. Oczywiście architekci wiedzieli, w jaki sposób można obejść te ograniczenia – piwnice mają więc wysokość mniejszą niż 2,60 m, a ostatnia kondygnacja skośny stropodach, więc nie były wliczone w powierzchnię mieszkalną. Co ciekawe, właściciele mogli indywidualnie zaprojektować wielkość tarasów i balkonów. I ja mam je nieco większe, niż sąsiedzi. Budowa mojego segmentu utknęła w 1991 r., na etapie stanu surowego zamkniętego.
Po pierwsze, mąż od początku nie był przekonany do budowy segmentu, a po wykupieniu większego mieszkania, absolutnie wolał na nim poprzestać. Po drugie – w tamtym okresie zaczęłam intensywnie pracować zawodowo we własnej firmie i wychowywałam dwoje dzieci, więc na wykończenie segmentu nie miałam czasu. Nie planując szybkiej przeprowadzki, porządnie zabezpieczyłam go tylko przed niszczeniem. Na dachu położyłam blachę aluminiową, w oknach i drzwiach wstawiłam dobrą na ówczesne czasy stolarkę. Ściany pozostawiłam bez tynków. Nieogrzewana skorupa trwała w tym stanie przez lata.
Lilianna Jampolska