Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 7-8/2012

Dom w lesie

Dlaczego zdecydowaliśmy się na drewniany dom? Pewnie dlatego, że zawsze podobały mi się leśniczówki. A tu jest las, więc wszystko pasuje. Poza tym… drewniany budynek ma inny klimat, inaczej się w nim mieszka. Nie do końca można to wytłumaczyć punkt po punkcie i zamknąć w słowach… Trzeba pobyć przez jakiś czas wśród ścian z bali, aby zrozumieć, o czym mówię – podkreśla z przekonaniem Ewa, znana na internetowym forum miesięcznika „Budujemy Dom” jako Moose.

Dom w lesie
Wspólnie z mężem Erwinem zbudowała swój dom w powiecie radomskim, na terenie Kozienickiego Parku Krajobrazowego – Natura 2000.

 

Skąd pomysł na nick? – Ewa uśmiecha się. – Moose to po angielsku łoś. Tak nazywają go w Ameryce Północnej. I tu każdy zadaje pytanie, a dlaczego akurat łoś? Pewnie dlatego, że lubię błoto i las. Jeżdżę samochodem terenowym w imprezach offroadowych. Ostatnio trochę mniej, nad czym bardzo boleję, ale na pewno wrócę do tej pasji.

Rola przypadku

Działka w lesie to zupełny przypadek. Dwadzieścia lat temu, a może nawet jeszcze dawniej, mój tata, namówiony przez znajomego, kupił malusieńki kawałeczek Puszczy Kozienickiej – mówi Ewa.

 

To, że w ogóle rozpoczęliśmy budowę, też było właściwie sprawą przypadku – dodaje Erwin. – Dom nigdy nie był naszym priorytetem. Jeśli nawet snuliśmy czasami jakieś marzenia, to były one tak dalece niesprecyzowane, że trudno byłoby je nazwać planami.

 

Ale naszym życiem od dawna rządził przypadek – stwierdza Ewa. – Jesteśmy z różnych stron Polski. Ja urodziłam się w Jeleniej Górze. Mieszkałam tam przez pierwsze osiem lat swojego życia. W starej, poniemieckiej willi z pięknym ogrodem. Później przeprowadziłam się z rodzicami do centrum Polski.

 

Natomiast ja urodziłem się na wschodzie, w Biłgoraju. Do tej chwili jestem zameldowany w Lublinie… – mówi Erwin. – Spotkaliśmy się w pociągu w drodze na koncert brytyjskiego zespołu „Black Sabbath”.

 

Przez długi czas mieszkaliśmy w bloku w dwupokojowym mieszkaniu – wspomina Moose. – Powód, dla którego rozkręciliśmy całą machinę związaną z budową, wielu osobom może wydać się śmieszny, ale podam go, żeby pokazać, jak pokrętne bywają ścieżki losu. Powodem był… wynajmowany garaż. Pewnego razu, bodajże w styczniu, właściciel oświadczył mi, że muszę się wynieść już w marcu, najdalej w kwietniu. I tak się wszystko zaczęło.

 

Marek Żelkowski

Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 7-8/2012

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!