Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 7-8/2012

Wybieramy architekta

Architekt nie może pozwolić sobie na podjęcie wyzwania, jakim niewątpliwie jest projektowanie domu, bez długiej, poważnej i wielowątkowej rozmowy z przyszłymi mieszkańcami.

Marek Żelkowski: Budynek powstał w Szczecinie na Prawobrzeżu kilka dobrych lat temu. Od tamtego czasu zrealizował pan już wiele innych ciekawych projektów. Dlaczego więc będziemy rozmawiać akurat o tym domu?

Wybieramy architekta

Piotr Błażejewski: Powodów jest kilka. Ale po kolei. Działka była i jest interesująca – ma nieregularny kształt, ciekawy starodrzew… a ponadto położona jest w specyficznym miejscu w pobliżu jednej z tras wylotowych z miasta. Jednak w tamtym czasie dojazd do terenu przyszłej budowy można określić tylko jednym słowem – marny. A pod względem otoczenia architektonicznego była to prawdziwa pustynia. Powstawał tam wówczas wyłącznie salon samochodowy, o którym za chwilę wspomnę szerzej. Dzisiaj teren zupełnie się zmienił. Przez lata pojawiło się tam kilka budynków. Wszystkie związane są z użytecznością publiczną. A tak na marginesie… część z nich projektowałem. Zdecydowałem się pokazać ten dom, ponieważ jest dobrą ilustracją tego, że proces projektowania jest procesem bardzo subtelnym.

 

Używając przenośni, to prawdziwe szycie na miarę. Jeśli się o tym nie pamięta albo jeśli nie ma się pełnej wiedzy o przyszłym użytkowniku, to mogą pojawić się kłopoty. Powiem o tym szerzej za chwilę, a na razie ograniczę się do stwierdzenia, że projektowałem ten budynek przy nieco innych uwarunkowaniach niż robię to obecnie. Natomiast gdyby zapytać mnie, czy dzisiaj zaprojektowałbym podobny dom, to bez wahania odpowiedziałbym – tak, ale… ale podszedłbym do procesu tworzenia koncepcji budynku w zupełnie odmienny sposób. Moim zdaniem, sam pomysł bryły budynku oraz rozwiązania funkcjonalne zbytnio się nie zestarzały. Zapewne dlatego, że nie był to projekt robiony na bogato. Skromna, modernistyczna forma do dzisiaj trzyma się nieźle, nie razi, a co najważniejsze, można z niej korzystać w sposób bardzo wygody. Wróćmy jednak do warunków projektowania, o których wspomniałem na wstępie. Dom powstał jako mieszkanie funkcyjne dla właściciela salonu samochodowego, który projektowałem na tej samej działce.

 

Mieszkanie funkcyjne? Zechciałby pan rozszyfrować to sformułowanie?

 

Działka była przeznaczona na działalność gospodarczą i nie można było wybudować na niej zwykłego domu mieszkalnego w rozumieniu prawnym. Formalnie budynek musiał pełnić funkcję służbowego lokum i być przeznaczony dla właściciela salonu samochodowego. Znałem inwestora i wiedziałem, z kim współpracuję. To był człowiek ze ściśle określoną wizją swoich potrzeb. Zanim jednak zaczęliśmy rozmawiać o domu, znacznie więcej czasu poświęciliśmy na rozmowy o projekcie salonu samochodowego. Omówiliśmy ją i przedyskutowaliśmy w najdrobniejszych szczegółach. Konstrukcja miała być na wysokim poziomie technicznym oraz estetycznym. Wiadomo, głównym jej zadaniem była reprezentacyjność. Kiedy na temat salonu, jego konstrukcji oraz rozwiązań funkcjonalnych wiedziałem już niemal wszystko, usłyszałem, że mam… niejako dobudować w pobliżu dom mieszkalny – mieszkanie funkcyjne. Najpierw bardzo się ucieszyłem. Nikt nie gardzi przecież dodatkową pracą. Bardzo szybko pojawiła się jednak refleksja i zapytałem, jak ten dom ma właściwie wyglądać. Usłyszałem koncepcję bardzo, bardzo ogólną – dwie sypialnie na dole, pokój dzienny, przejście z garażu do budynku, a u góry… siłownia.

Z architektem Piotrem Błażejewskim rozmawia Marek Żelkowski

Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 7-8/2012

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!