Joanna i Arek podczas swojej
budowy czerpali z doświadczeń
zdobytych w domach rodziców.
Mieszkanie w budynkach z poprzedniej
epoki podpowiedziało im, czego
nie powinni stosować pod własnym
dachem. Natomiast w świat współczesnych
technologii sprawnie
wprowadzali ich architekci i fachowcy,
z którymi wielokrotnie się konsultowali.
Joanna i Arek zdecydowali się na tradycyjną bryłę z dwuspadowym dachem.
W pierwotnym projekcie w miejscu obecnego garażu przewidziano
tylko ażurową wiatę. Na wietrznym terenie nie było to dobre rozwiązanie.
Wybrukowany dziedziniec odciąża za małe zaplecze garażowe
Joanna i Arek wychowali się w jednorodzinnych domach, ale
startując z budową, było to jedyne doświadczenie, jakie posiadali
w dziedzinie budownictwa. Wiedzieli, że absolutnie nie chcą
układu wnętrz z oddzielonymi od siebie licznymi klitkami. Oboje
z rodzinnych domów wynieśli również przekonanie, że nie warto
przesadzać z wielkością powierzchni mieszkalnej. Choć dotąd nie
musieli jej samodzielnie utrzymywać, musieli ją jednak regularnie
sprzątać. To był pierwszy ważny aspekt, jakim kierowali się
podczas szukania projektu z katalogu.
Nie więcej niż 150 m2 powierzchni
Zgodnie ustalili, że powierzchnia mieszkalna nie powinna przekroczyć
150 m2. Przeglądali więc tylko projekty z takim limitem
powierzchni i jednocześnie z tradycyjną bryłą. Dom musiał pasować
do działki położonej na wsi. Oczywiście, przy powierzchni
150 m2 nie udało się uniknąć małych pokoi na poddaszu (znajduje
się tam małżeńska sypialnia, dwa pokoje dla przyszłych dzieci
i łazienka), za to na parterze cała strefa dzienna została, na ich
prośbę, połączona. Kuchnia i przylegająca do niej jadalnia mają
nad sobą strop o standardowej wysokości, jednak salon z kominkiem ma wysokość 5 m i katedralny stropodach, co dodaje mu
przestronności.
– Zdajemy sobie sprawę, że ogrzanie tak wysokiego pomieszczenia
jest trudniejsze i droższe niż typowego, ale jesteśmy z tego rozwiązania
zadowoleni – mówi pani Joanna. – Ucieczka od zamkniętych
i ciasnych wnętrz była i jest dla nas ważniejszą potrzebą od
względów ekonomicznych. Z powodów estetycznych i praktycznych
skontaktowaliśmy się z autorem projektu, Miłoszem Lipińskim,
prosząc go o wprowadzenie ważnych dla nas zmian w układzie
budynku. Przede wszystkim chcieliśmy wyburzyć kilka ścianek
działowych na parterze, by połączyć pomieszczenia dzienne.
Pozbycie się przegród na linii kuchnia – jadalnia – salon
od razu dało właścicielom poczucie powiększenia przestrzeni
mieszkalnej. Zlikwidowali również spiżarnię, by jej kosztem
powiększyć wiatrołap. Co znaczy za mały wiatrołap, przekonali
się już w domach rodziców. Podnieśli ścianki kolankowe, przez co
pomieszczenia na poddaszu uzyskały więcej miejsca do ustawiania
mebli. Wystarczyło dodać dwie warstwy bloczków. Zbudowali
też dom w tzw. lustrzanym odbiciu. W pierwotnej wersji taras,
jadalnia i kuchnia znajdowały się od strony południa, więc
Joanna i Arek obawiali się, że na intensywnie nasłonecznionej
działce taka orientacje okaże się uciążliwa. Obecnie mieszczą się
od strony wschodniej oraz północno-zachodniej i są dostatecznie
chłodne. Zmiany okazały się bardzo korzystne.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 6/2012