Inaczej buduje się dom ze świadomością, że jest pierwszym i ostatnim w życiu, a inaczej wiedząc, że to tylko przejściowe rodzinne gniazdo. W pierwszym przypadku nie oszczędza się na materiałach budowlanych, izolacji i instalacjach potaniających eksploatację budynku.
Teresa i Adam, wybierając projekt, patrzyli na zwartość bryły, dobre ustawienie budynku względem stron świata i odpowiednie zlokalizowanie na zakupionej działce. Od strony południa chcieli mieć taras i ogród
Teresa i Adam wiedzieli, że zapewne będzie to ich pierwszy i ostatni dom. Z tym większą uwagą wybierali działkę i projekt z katalogu. Działka nie mogła być mniejsza niż 1500 m2 ani większa niż 2000. Musiała mieć odpowiedni układ względem stron świata oraz leżeć daleko od ruchliwych tras, za to blisko lasu, ponieważ oboje właściciele są zapalonymi grzybiarzami. Elementem decydującym o zakupie był łatwy dostęp do komunikacji i infrastruktury mieszkalnej (na początku właściciele nie mieli samochodu) oraz możliwie dobre wyposażenie w media (brakuje tylko kanalizacji).
Przyznają się, że od dawna gromadzili projekty domów z myślą o samodzielnym rozpoczęciu budowy, ponieważ domy budowane przez deweloperów były ich zdaniem za drogie lub niskiej jakości. Nie ukrywają, że są raczej wymagającymi inwestorami i liczą się dla nich najmniejsze szczegóły.
Wybierając projekt, głównie patrzyli na zwartość bryły, dobre ustawienie budynku względem stron świata i odpowiednie zlokalizowanie na zakupionej działce. We wnętrzach natomiast miała być przestrzeń, a nie dużo malutkich pomieszczeń.
Solidnie, bo na całe życie
Przystępując do budowy, od razu założyli sobie, że na razie skupią się na bardzo starannym wzniesieniu budynku, jego ociepleniu i wyposażeniu w takie instalacje, które pozwolą im na oszczędne prowadzenie gospodarstwa domowego. Dopiero potem, w miarę aktualnych możliwości, zajmą się jego wykończeniem i względami estetycznymi.
– Jest takie powiedzenie: biedny dwa razy płaci – mówi pani Teresa. – Startując z budową, kierowaliśmy się zasadą: budując dom na lata, wybieramy materiały i urządzenia tylko wysokiej jakości, o najmniejszym prawdopodobieństwie usterkowości, aby powtórnie nie ponosić tych samych kosztów. I tego trzymamy się do dzisiaj.
Właściciele są z zawodu inżynierami, więc, jeszcze przed rozpoczęciem budowy, dogłębnie prześledzili parametry różnorodnych materiałów budowlanych oraz instalacji, rozważając je pod względem ceny i późniejszej trwałości. Skupiali się na długowieczności budynku oraz tych elementach, których po budowie i wykończeniu domu nie można już zmienić. Często prosili o konsultację i porady fachowców. Ostatecznie małżeństwo zdecydowało się użyć bloczków Porotherm (grubości 36 cm), z których wzniesiono ściany. Zostały ocieplone na zewnątrz warstwą styropianu (12 cm) i otynkowane zaprawą akrylową. Pod dachem, między folią wiatroszczelną i paroprzepuszczalną, położono 20 cm wełny mineralnej.
Wybierając system ogrzewania, właściciele również konsultowali się z różnymi fachowcami i analizowali wiele wariantów. Ze sporządzonych przez specjalistów kosztorysów wynikało, że pompa ciepła będzie kosztować dwa razy drożej niż cała gazowa instalacja z urządzeniami. Choć Bank Ochrony Środowiska kusił zwrotem części kosztów, aby go uzyskać, musieli najpierw włożyć wysoki wkład własny, a w trakcie budowy nie było ich na to stać. Zastosowali więc rozwiązanie mieszane, wykorzystując gaz ziemny, kominek i kolektory słoneczne. Instalacja gazowa łącznie z przyłączeniem budynku do sieci gazowej, z kotłem kondensacyjnym, wodnym ogrzewaniem podłogowym, grzejnikami naściennymi oraz zbiornikiem na ciepłą wodę (300 l) kosztowała 30 000 złotych. Kolektory słoneczne z montażem 15 000 zł, natomiast norweski żeliwny wkład kominkowy z system dystrybucji ciepłego powietrza na dwóch kondygnacjach – 8800 złotych. Współpraca tych wszystkich urządzeń sterowana jest automatycznie, co daje oszczędności.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 1-2/2011