Zazwyczaj inwestorzy przekraczają początkowy kosztorys budowy o co najmniej 20%. Wiola i Paweł potrafili go utrzymać w ryzach nawet wtedy, kiedy rosły ceny działek, materiałów budowlanych i robocizny. Ponadto sprawili, że dom jest bardzo tani w eksploatacji.
Na działce o powierzchni 1500 m2 stoi parterowy budynek z garażem. Właściciele zbili cenę posesji, ponieważ nie leży, jak inne, tuż przy ulicy, wzdłuż której biegną media, ale w głębi, jakby w drugim rzędzie. Dla wielu kupujących cofnięcie działki o 40 m było poważną wadą
Wspólny dom Wiola i Paweł budowali w wieku dojrzałym. Na zakup działki i budowę domu mieli przeznaczony nieprzekraczalny budżet – środki ze sprzedaży mieszkania na warszawskim Ursynowie o powierzchni 70 m2. Nie planowali zaciągania kredytu, ponieważ w 2007 roku oprocentowanie nie było już tak korzystne jak kilka lat wcześniej.
Dojrzałe wybory
Oboje właściciele posiadali już doświadczenie w prowadzeniu gospodarstw domowych, dlatego przede wszystkim myśleli o obniżeniu późniejszych kosztów jego utrzymania. Oprócz tego pani Wioli zależało, by nie pokonywać dwóch kondygnacji. Przekonywała, że nawet jeśli czas emerytury nadejdzie dopiero za kilkanaście lat, lepiej, by docelowy dom był parterowy i dokładnie skrojony na miarę. Bez nadmiaru powierzchni i łatwy w codziennej obsłudze. Jej argumenty trafiały do pana Pawła, choć poważnie zastanawiał się, czy nie powinni jednak budować domu piętrowego. Brał pod uwagę fakt, że dom parterowy potrzebuje większej działki i często jest droższy w budowie od piętrowego, ponieważ ma większą powierzchnię zabudowy oraz dach.
W końcu kilka dyskutowanych wcześniej i spornych kwestii rozwiązało się po znalezieniu i zakupie działki oraz po wyborze technologii budowy (właściciele optowali za technologią z drewnianych bali). Na działce o powierzchni 1500 m2 mógł stanąć dom parterowy, natomiast w drewnianych, bardziej akustycznych budynkach lepiej nie mieć piętra, by do końca życia nie słuchać nad głową kroków.
Właściciele szukali działki w okolicy położonej kilkanaście kilometrów od Warszawy, gdzie pan Paweł od lat prowadzi własną firmę. Wyszli z założenia, że ziemia jest tu tańsza i że warto ograniczyć dojazdy chociaż jednemu z członków rodziny. Pani Wiola zamierzała w przyszłości również poszukać pracy blisko domu, co w przypadku służby zdrowia nie rokowało większych problemów (choć do tego czasu nadal musi dojeżdżać do warszawskiego Śródmieścia). Sprawa wyprowadzki z miasta była najbardziej kłopotliwa dla nastoletniej córki.
– Młodzi ludzie chętniej przebywają w mieście, a nie na wsi, dlatego czuliśmy się zobligowani zapewnić Marcie, wtedy tuż przed maturą, szybki i bezkolizyjny dojazd do szkoły i miejskiej kultury. – mówi pani Wiola. – To był jeden z priorytetów. Szukaliśmy więc działki blisko linii kolejki podmiejskiej i podmiejskich autobusów.
W jej znalezieniu pomogły wici, rozpuszczone wśród klientów pana Pawła, a w zakupie, paradoksalnie, dobra koniunktura dla sprzedających. Kilku współwłaścicieli wskazanej posesji, którzy przez trzydzieści lat nie mogli się porozumieć w sprawie sprzedaży ziemi, w tamtym okresie nareszcie postanowili wyciągnąć z niej zysk największy od wielu lat. Ale i kupujący nie pozostali do końca stratni. Udało im się zbić cenę posesji, ponieważ nie leżała, jak inne, tuż przy ulicy, wzdłuż której biegną media (elektryczność, gaz ziemny, wodociąg), ale w głębi, jakby w drugim rzędzie. Dla wielu kupujących cofnięcie działki o 40 metrów w stosunku do innych było poważną przeszkodą. Wiola i Paweł dostrzegli natomiast możliwość zamieszkania w oddali od ruchliwej ulicy.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 1-2/2011