Kiedy Krzysiek skończył 27 lat (wtedy był jeszcze kawalerem), zastanawiał się, gdzie dobrze ulokować zgromadzone oszczędności. W tamtym czasie kolega zaprosił go na swoją budowę i... od tego się zaczęło.
ZAMIAST OSZCZĘDNOŚCI NA KONCIE – WŁASNY DOM
Zupełnie przypadkowo zaszczepił w Krzyśku myśl o budowaniu.
– Do momentu zobaczenia świeżych fundamentów u przyjaciela nie miałem pomysłu na wolne pieniądze – opowiada Krzysiek. – Olśniło mnie w czasie tej wizyty! Pomyślałem sobie, że jak pieniądze mają tylko leżeć na koncie, to lepiej za nie postawić budynek. Działkę znalazłem w odległości 2,5 km od domu kolegi, ale nie tym się wtedy kierowałem. Bardziej zależało mi, żeby była blisko mojej pracy. To kryterium wyboru okazało się zawodne, bo sytuacja szybko się zmieniła i muszę dojeżdżać na przeciwległy kraniec miasta! Do ukończenia tras szybkiego ruchu, stojąc godzinami w korkach, czytałem książki. Ziemię kupiłem „na 2 razy” – najpierw stałem się właścicielem posesji o pow. 1500 m2, a po jakimś czasie – przylegającej do niej działki o pow. 1000 m2. Każda kosztowała 100 zł za metr kwadratowy. Cena była niska, ponieważ porolniczy teren był trochę podmokły.
Na dokupionej działce, leżącej dużo niżej od pierwszej, wiosną tworzył się staw. Wiedziałem, że w związku z tym dom musi stanąć w najwyższym punkcie i dodatkowo powinien mieć podniesione fundamenty, a teren docelowo – układ tarasowy. Z uzbrojeniem w media nie było źle. Blisko szła sieć gazowa i wodociągowa. Jedyny problem stanowił brak kanalizacji, której budowy nie planowało się wtedy i nadal nie planuje. Jako człowiek z miasta nie miałem jeszcze wtedy wiedzy o innych możliwościach, niż zwykłe wkopanie szamba.
Lilianna Jampolska