Irena i Piotr nie chcieli mieć w ogrodzie tui, bo nie są to rośliny z naturalnego rodzimego krajobrazu. Kupując pole i sad (o pow. 1 ha), przepięknie usytuowane przy Chojnowskim Parku Krajobrazowym, w przyszłości widzieli je tylko jako przedłużenie istniejącego pejzażu. Stąd kręgosłup ozdobnej kompozycji, rozciągającej się na pow. aż 5000 m2, tworzą drzewa i krzewy liściaste, pasujące do okolicznych mieszanych lasów. Niewiele jest tu iglaków! Chojaki, sadzone w ogrodzie po każdym Bożym Narodzeniu, zdążyły jedynie uformować świerkowo-jodłowy lasek. Natomiast kosodrzewiny, widoczne na dachu i przydomowych skarpach, znalazły się tam z racji sentymentu Ireny do gór. Ale w przypadku sosen to wyjątek potwierdzający zasadę, że w tym ogrodzie sadzi się głównie rodzime rośliny, charakterystyczne dla tej części mazowieckiej równiny. Zakładanie ogrodu nie było jednak łatwe!
Zanim ogrodnicy rozpoczęli jakiekolwiek prace, musieli wpierw pozbyć się tzw. roślinności ruderalnej, która po budowie nagle rozpanoszyła się wokół domu (wskutek rozsiewu i rozrastania przez rozłogi korzeniowe). W grupie tych gatunków niepodzielnie królowały wrotycz pospolity i nawłoć kanadyjska, co roku pochłaniając coraz to więcej przestrzeni. W końcu doszło do tego, że właściciele nie mogli wyjść do ogrodu dalej, niż na odległość 5 m! Dostępu do reszty posesji broniły bowiem gęste i wysokie jak człowiek kępy roślin, uważane przez fachowców za pospolite i inwazyjne chwasty. Przełom nastąpił 6 lat temu, kiedy Irena i Piotr zgromadzili fundusze na założenie ogrodu i wezwali na ratunek architekta krajobrazu z ekipą. Wkrótce znowu mogli cieszyć się otwartymi widokami na działkę, bo przecież częścią radości z tak dużej przestrzeni powinna być możliwość jej obserwowania!
Lilianna Jampolska