Dorota i Andrzej nie brali pod
uwagę budowy domu. Byli przekonani,
że jednorodzinny dom jest
poza ich zasięgiem, bo na jego
budowę a potem utrzymanie
mogą sobie pozwolić tylko bogaci
ludzie. Dla siebie zaplanowali
kupno niedużego mieszkania
w bloku. A jednak stało się inaczej.
Właściciele chcieli, by dom nie był drogi w budowie i pasował do podmiejskiej wsi.
Ma bryłę wystylizowaną na dworek z otwartym gankiem podpartym kolumnami
i dachem pokrytym gontem bitumicznym. Ustawili go w odpowiednie dla siebie
strony świata. Front budynku skierowany jest na wschód
Droga do własnego domu zaczęła się niewinnie. Od okazyjnego
kupna bardzo taniej ziemi pod miastem. Świeżo odrolniona działka
o powierzchni 1800 m2 i położona 40 km od Warszawy kosztowała
zaledwie 21 600 zł. Dorota i Andrzej traktowali tę transakcję tylko
jako okresową lokatę oszczędności, które konsekwentnie gromadzili
z zamiarem kupna mieszkania. Co miesiąc odkładali pewne sumy,
ponieważ po ślubie zamieszkali razem z rodzicami pana Andrzeja
i wspólnie ponosili koszty utrzymania. To sprzyjało oszczędnościom.
Zmiana planów
Nadszedł jednak moment, który pozbawił ich złudzeń o szybkim
dorobieniu się własnego kąta. Ceny mieszkań w Warszawie nagle
zaczęły rosnąć, aż osiągnęły pułap nieopłacalności dla przeciętnego
małżeństwa. W tamtym okresie to kupno mieszkania, a nie rozpoczęcie
budowy domu, zaczęło przekraczać granice rozsądku.
Nabyta wcześniej działka, położona blisko jeziora i terenów chronionych,
z dostępem do elektryczności i sieci gazowej oraz perspektywą
budowy wodociągu i kanalizacji dawała, małżeństwu dwie możliwości sprzedaży z zyskiem lub zbudowania na niej domu.
- Nasi rówieśnicy i znajomi byli w podobnej sytuacji jak my
– opowiada pan Andrzej. – Wielu decydowało się na budowę.
Słuchaliśmy, jak sobie radzą z budowlańcami i patrzyliśmy, jak rosną
ich domy. Sami jednak nadal nie podjęliśmy wiążącej decyzji,
bo nie wierzyliśmy, że wystarczy nam na to pieniędzy. Nie mieliśmy
też żadnego doświadczenia i wiedzy na temat późniejszych kosztów
utrzymania jednorodzinnego domu pod miastem. Ale zaczęliśmy
czytać czasopisma budowlane i nawet znaleźliśmy projekt niedrogiego
w budowie domu.
Zaprzyjaźnione małżeństwo, które również zainwestowało
w ziemię po sąsiedzku, zaproponowało Dorocie i Andrzejowi, że
załatwiając dla siebie formalności związane z budową, przy okazji
załatwi je również dla nich. I po kilku miesiącach obie rodziny
trzymały w rękach pozwolenie na budowę! Przyjacielska przysługa
ostatecznie zdecydowała.
Lilianna Jampolska
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 3/2012