To, czego nie widać…
(fot. Caparol) |
Najwięcej problemów może nam jednak przysporzyć to, co mniej rzuca się w oczy. Odspojony tynk, który odkrywamy zwykle przypadkiem, pukając w ścianę; ślady przemarzania, najczęściej pojawiające się wzdłuż pionowych (szczytowych) narożników pomieszczeń, często zasłoniętych przez stojące w kątach meble; wreszcie objawy zawilgocenia i zagrzybienia muru, pojawiające się zwykle przy podłodze, u dołu ścian zewnętrznych, a więc najczęściej również ukryte za zabudową. Takie „odkrycia” w znacznym stopniu komplikują proces odnawiania ścian, wymagają bowiem żmudnych i czasochłonnych zabiegów przy użyciu specjalistycznych preparatów.
Po pierwsze – podłoże
Precyzyjna ocena jego stanu to pierwszy i najważniejszy etap remontu; na podstawie szczegółowych oględzin można określić zakres prac, przewidzieć ich uciążliwość i czas trwania, a w konsekwencji zdecydować o tym, czy warto podejmować działania samodzielne, czy też lepiej powierzyć je firmie wykonawczej.Jakość tynków sprawdzamy opukując ściany, a także wykonując miejscowo próby lekkiego zarysowania ostrym narzędziem, np. gwoździem. Zarówno głuchy odgłos, wydawany przez powłokę przy pukaniu (charakterystyczny dla pustego naczynia), jak i osypywanie się, pylenie lub rozwarstwianie jej powierzchni po zarysowaniu, to sygnały oznaczające konieczność skucia uszkodzonych fragmentów powłoki tynkarskiej.
Agnieszka Rezler
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 7-8/2011