Zasilacze awaryjne bywają sprzedawane z wbudowanymi bateriami (tak jak komputerowe UPS-y), jednak do większości urządzeń przeznaczonych do stosowania w technice grzewczej można przyłączyć typowy akumulator 12 V, np. samochodowy. W praktyce to pierwsze rozwiązanie można polecić np. do ochrony kotła gazowego zamontowanego w holu czy kuchni, natomiast jeśli chodzi o montaż zasilacza w kotłowni, lepiej i taniej będzie zdecydować się na zewnętrzną baterię.
W teorii do zasilacza awaryjnego najlepiej byłoby przyłączyć tzw. akumulator głębokiego rozładowania - taki, któremu nie szkodzi rozładowanie do końca (dostępne powszechnie w handlu akumulatory tego rodzaju są zwykle oznaczone piktogramem łodzi motorowej lub przyczepy kempingowej).
W praktyce nawet najzwyklejszy akumulator samochodowy powinien współpracować z zasilaczem awaryjnym długo i bezproblemowo, a to dlatego, że będzie funkcjonował w warunkach o wiele korzystniejszych niż w aucie (stała temperatura, natychmiastowe doładowanie do pełna po częściowym rozładowaniu). Większe wydatki są więc raczej nieuzasadnione.
Czas pracy zasilacza awaryjnego z wbudowanymi bateriami przy określonym obciążeniu podaje jego producent. W przypadku dołączenia baterii zewnętrznej, zależy on oczywiście od jej pojemności. Do orientacyjnych obliczeń wystarczy przyjąć, że typowy akumulator samochodowy o pojemności 50 Ah jest w stanie zmagazynować około 0,6 kWh energii. Powinno to zapewnić zasilanie urządzenia pobierającego 100 W (nowoczesny kocioł gazowy potrzebuje średnio nawet mniej) przez 6 godzin, w praktyce ze względu na straty możemy mówić o 4 do 5 godzin.
Duża bateria głębokiego rozładowania ma zwykle pojemność dwukrotnie większą, więc zapewni bezpieczeństwo instalacji grzewczej nawet przez 8-10 godzin.
Na marginesie uwaga praktyczna dla właścicieli łodzi, przyczep kempingowych itp.: podłączenie wyjętego z nich na okres zimowy (czyli na sezon grzewczy!) akumulatora do zasilacza UPS jest najlepszym środkiem gwarantującym przechowanie baterii w dobrej kondycji do kolejnego sezonu letniego!
Adam Jamiołkowski
fot. Elektro-Ma