W jaki sposób buduje swój dom egipski chłop? Przeważnie zaczyna od wykonania odpowiedniej ilości cegieł z mułu oraz wysuszenia ich na słońcu. Potem uzgadnia miejsce postawienia domu z żoną. Kolejną czynnością jest wbicie w ziemię grubego pala i przywiązanie do niego sznura.
Po drugiej stronie sznura chłop przywiązuje patyk, a następnie zakreślając koło, wyznacza wielkość domu. Jeśli wspólnie z żoną dojdą do wniosku, że wszystko jest w porządku, rozpoczyna się budowa. Na linii wyznaczonej przez patyk ułożona zostaje pierwsza warstwa mułowych cegieł, a potem wiele następnych, aż do zwieńczenia kopuły.
fot. Franciszek Wojciech Sergiel
– Domy takie stoją później przez wiele lat, a proces ich budowy nie trwa dłużej niż dwa tygodnie – podkreśla inżynier architekt Franciszek Wojciech Sergiel, a potem dodaje z sarkazmem: – Chłop egipski radzi sobie bez żelbetu, szalunków, cementu i wszystkich innych dobrodziejstw cywilizacyjnych. Ale ten prosty człowiek pozbawiony jest przeważnie „realizmu realizacyjnego”, z którego tak dumni są niektórzy architekci. Od tysięcy lat stawia więc z uporem domy-kopuły i nawet nie przyjdzie mu do głowy, że jego działania w odległej Polsce określane są przez niektórych domorosłych specjalistów jako niemożliwe do wykonania i sprzeczne z zasadami grawitacji.
To naprawdę zadziwiające, że tak niewielu architektów uznało za stosowne, aby poważnie zastanowić się, dlaczego właściwie plemiona koczownicze na całej kuli ziemskiej budują swe schronienia w kształcie koła? Ja starałem się przemyśleć cały ten problem bardzo dogłębnie. Bardzo szybko doszedłem do wniosku, że projektując dom, trzeba mieć wiedzę daleko szerszą niż ta, którą wtłacza się w studentów na wydziałach architektury. Kilka lat temu byłem z moją życiową partnerką i najlepszym przyjacielem, – Ewą, w Egipcie.
Obserwując domy żyjących tam ludzi, zaczęliśmy się zastanawiać: „A może wybudujemy w Polsce taki maleńki tani domek tylko dla nas?”. Czy to przypadek, że działo się to akurat w Egipcie? Moim zdaniem nie! Zacząłem od makiety domu. Później długo jeszcze dyskutowaliśmy, analizując szczegóły: „tu za blisko”, „to za małe”. Liczył się każdy szczegół. Do dzisiaj pamiętam, jak Ewunia powiedziała: „Kolektory słoneczne? Świetny pomysł! Ale nie na samej górze, bo jak je później myć? Lepiej umieścić je przy oranżerii”. Koncepcja domu rodziła się w trakcie długich dyskusji. Czasami przeważały w niej zagadnienia wyjęte żywcem z przepisów formalnych, czasami zacięcie plastyczne kobiety.
Marki – mała podwarszawska miejscowość leżąca przy trasie na Białystok. Niewielka odległość od Warszawy i duża liczba terenów inwestycyjnych sprawiły, że mieszkańcy stolicy osiedlają się tu niezwykle chętnie. Można też odnieść wrażenie, że wśród zarządów wielkich sieci handlowych został jakiś czas temu ogłoszony konkurs pod hasłem: „Kto postawi większą halę?”. Liczba hipermarketów jest tu naprawdę imponująca. Z punktu widzenia architekta sklepy wielkopowierzchniowe są jednak zwykłymi klockami pozbawionymi jakichkolwiek walorów estetycznych.
Wprawdzie od biedy hale mogłyby wzbudzić pewien entuzjazm w inżynierze zafascynowanym niuansami konstrukcyjnymi, ale w sumie hipermarkety w Markach są dokładnie takie same, jak we wszystkich innych miejscach w Polsce – wielkie, pstrokate, nabite towarem niemal do poziomu dachu. Prawdziwe świątynie konsumpcji, bez których ciężko żyć, ale którymi trudno się zachwycać.
Naprawdę ciekawy obiekt architektoniczny w Markach jest niewielki i leży nieco na uboczu. To zwykły dom mieszkalny, chociaż słowo „zwykły” jest w tym wypadku sporą nieporadnością stylistyczną. Trudno spotkać człowieka, który przeszedłby obojętnie obok tej będącej już na ukończeniu budowy. A projektant budynku – magister inżynier architekt Franciszek Wojciech Sergiel – mówi o nim następująco:
– To ma być ostoja spokoju, do której będzie się wracać wieczorem niczym do świątyni domowego ogniska. Projektując ten dom, chciałem, żeby był on spełnieniem moich marzeń. Moich i mojej rodziny. Dlatego zwracałem uwagę nie tylko na minimalne koszty całorocznej eksploatacji, ale również na takie szczegóły, jak na przykład możliwość uprawiania własnych roślin nawet w zimie.
W projektowaniu domu pomagał syn architekta, Sebastian Mikołaj, który poszedł w ślady ojca i po ukończeniu technikum budowlanego wybrał architekturę na politechnice w Krakowie. Wspólnie wykonali projekt budynku, który najczęściej określany jest przymiotnikiem – niezwykły.
Dom-kopuła...
...dla jednych jest bliski ideału, dla innych jest zwyczajnym architektonicznym wybrykiem i nieporozumieniem. Natomiast dla Franciszka Wojciecha Sergiela to miejsce, które zaprojektował z pietyzmem i dbałością o szczegóły. A ponieważ właśnie w szczegółach diabeł uwielbia mościć sobie leże, więc pomoc najbliższych – żony i syna – okazywała się często naprawdę nieoceniona. W domu-kopule nic nie jest przypadkowe.