Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 5/2012

Dom enerooszczędny

„Działkę budowlaną znalazła w sieci Agnieszka” – mówi Jerzy, występujący na forum internetowym naszego miesięcznika pod nickiem piwopijca (wolałby bardziej eleganckie określenie piwosz, ale nazwa była już zajęta). „Pewnego wieczoru żona, jak zwykle przeglądała oferty i natknęła się na świeżo zamieszczony anons…”.

Dom enerooszczędny
Następnego dnia rano zadzwoniłem, umówiliśmy się z przedstawicielem agencji i niedługo potem byliśmy już właścicielami niedużej, ale ładnie położonej działki budowlanej. A właściwie… kawałka pola, leżącego w granicach administracyjnych Warszawy. Był luty 2007 roku.

 

Zanim jednak kupiliśmy działkę i zaczęliśmy planować budowę, przez długi czas myśleliśmy, że kupimy coś gotowego, jakiś segment od developera – podkreśla Agnieszka. – Przerażała nas nieco papierologia, urzędowe formalności oraz sam proces budowy. Zaczęliśmy oglądać to, co było dostępne na rynku i… Mówiąc szczerze, to oferta developerska nie spełniała naszych oczekiwań oraz marzeń… Z drugiej strony, studiując uważnie pisma poświęcone budownictwu oraz fora internetowe, zaczęliśmy dowiadywać się, że samodzielna inwestycja wcale nie jest takim koszmarem, jak nam się wcześniej wydawało.

Projekt i budowa

Zdecydowaliśmy się na projekt gotowy „Andromeda” z wrocławskiej pracowni „Dobre Domy” – wspomina Jerzy. – Ale to nie jest „Andromeda” w czystej postaci. Szukaliśmy domu, który da się… że tak to ujmę – zabliźniaczyć. Obok miała bowiem mieszkać rodzina. Trzeba było zatem znaleźć budynek ze ścianą szczytową i połączyć go z lustrzanym odbiciem.

 

W dodatku niewielka działka wymuszała wyszukanie projektu o określonych wymiarach – dodaje Agnieszka. – Przy całym bogactwie ofert dostępnych na rynku, tych które spełniałyby nasze potrzeby i wyobrażenia o wygodnym mieszkaniu wcale nie było aż tak wiele. Nawet naszą „Andromedę” trzeba było nieco zmodyfikować, aby dostosować ją do warunków zabudowy.

 

Załatwienie wszystkich formalności trochę trwało, ale nie spieszyliśmy się. Postanowiliśmy nie robić niczego w sposób gorączkowy.

 

Pozwolenie na budowę dostaliśmy w październiku 2007 roku, natomiast przysłowiowa „pierwsza łopata” została wbita dokładnie 9 marca 2008 roku – mówi Jerzy. – Nie chcieliśmy zaczynać jesienią. Poza tym mieliśmy więcej czasu na znalezienie dobrej ekipy wykonawczej. Fundamenty powstały w ciągu miesiąca i już na początku kwietnia rozpoczęło się murowanie ścian. Stan surowy zamknięty osiągnęliśmy w maju następnego roku. Podobnie jak w okresie przygotowań, nie spieszyliśmy się. Chcieliśmy, aby prace były wykonywane bardzo dokładnie. Szczególnie, że nasz dom miał być i jest domem niskoenergetycznym. Przeprowadziliśmy się w lipcu 2010 roku.

 

Marek Żelkowski

Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 5/2012

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!