– Zanim jednak kupiliśmy działkę i zaczęliśmy planować budowę, przez długi czas myśleliśmy, że kupimy coś gotowego, jakiś segment od developera – podkreśla Agnieszka. – Przerażała nas nieco papierologia, urzędowe formalności oraz sam proces budowy. Zaczęliśmy oglądać to, co było dostępne na rynku i… Mówiąc szczerze, to oferta developerska nie spełniała naszych oczekiwań oraz marzeń… Z drugiej strony, studiując uważnie pisma poświęcone budownictwu oraz fora internetowe, zaczęliśmy dowiadywać się, że samodzielna inwestycja wcale nie jest takim koszmarem, jak nam się wcześniej wydawało.
Projekt i budowa
– Zdecydowaliśmy się na projekt gotowy „Andromeda” z wrocławskiej pracowni „Dobre Domy” – wspomina Jerzy. – Ale to nie jest „Andromeda” w czystej postaci. Szukaliśmy domu, który da się… że tak to ujmę – zabliźniaczyć. Obok miała bowiem mieszkać rodzina. Trzeba było zatem znaleźć budynek ze ścianą szczytową i połączyć go z lustrzanym odbiciem.– W dodatku niewielka działka wymuszała wyszukanie projektu o określonych wymiarach – dodaje Agnieszka. – Przy całym bogactwie ofert dostępnych na rynku, tych które spełniałyby nasze potrzeby i wyobrażenia o wygodnym mieszkaniu wcale nie było aż tak wiele. Nawet naszą „Andromedę” trzeba było nieco zmodyfikować, aby dostosować ją do warunków zabudowy.
– Pozwolenie na budowę dostaliśmy w październiku 2007 roku, natomiast przysłowiowa „pierwsza łopata” została wbita dokładnie 9 marca 2008 roku – mówi Jerzy. – Nie chcieliśmy zaczynać jesienią. Poza tym mieliśmy więcej czasu na znalezienie dobrej ekipy wykonawczej. Fundamenty powstały w ciągu miesiąca i już na początku kwietnia rozpoczęło się murowanie ścian. Stan surowy zamknięty osiągnęliśmy w maju następnego roku. Podobnie jak w okresie przygotowań, nie spieszyliśmy się. Chcieliśmy, aby prace były wykonywane bardzo dokładnie. Szczególnie, że nasz dom miał być i jest domem niskoenergetycznym. Przeprowadziliśmy się w lipcu 2010 roku.
Marek Żelkowski
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 5/2012