Marek Żelkowski: Dla kogo zaprojektował Pan ten dom?
To wszystko sprawiło, że trzeba było projektować, dosłownie jak w Tokio – liczył się każdy centymetr! Należało odsunąć dom od ulicy. Na szczęście mogłem skorzystać z całkiem nowego, bodajże liczącego dwa lata, przepisu, który w przypadku działek o szerokości poniżej 16 m pozwala zmniejszać odległości od granicy z sąsiednią działką budowlaną, a nawet budować w linii ogrodzenia! Mała ilość miejsca nie była jedynym problemem. Projektując naturalne oświetlenie domu, nie można było niestety wykorzystać światła zachodniego, które jest przyjazne dla człowieka.
Krótko mówiąc, łatwo nie było?
Oj, nie było, ale dzięki wszystkim owym ograniczeniom powstała naprawdę interesująca, minimalistyczna bryła z płaskim dachem. Tylko 134 m2, jednak na tej niewielkiej powierzchni użytkowej zmieściło się aż pięć pokoi. Dom nie jest podpiwniczony, nie ma również strychu. Jest w nim natomiast masa schowków, które pełnią dokładnie tę samą funkcję, co pomieszczenia wymienione wcześniej. Schowki pełnią jeszcze inną, ważną funkcję – redukują ilość mebli niezbędnych w domu. Wielkie szafy nie są już po prostu potrzebne. Na życzenie inwestorów zaproponowałem też dosyć skromne wykończenie wnętrza domu, które doskonale pasuje do architektury budynku – kuchenne meble z IKEI, podłogi ze szlichty betonowej pokrytej żywicą. W każdym razie biała bryła podziurawiona, pozornie bezładnie, kwadratowymi oknami, bardzo spodobała się inwestorom.
Z architektem Markiem Biskotem rozmawia Marek Żelkowski
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowy miesięcznika Budujemy Dom 1-2/2012