Mieszkanie w bliźniaku ma sporo zalet. Ale podczas budowy trzeba porozumieć się z sąsiadami w wielu często spornych kwestiach. Chcąc zamieszkać w bliźniaku, lepiej mieć bliźniaczy gust i potrzeby albo umiejętności perswazji lub pójścia na kompromis. Nie warto ryzykować zerwania znajomości, kiedy trzeba będzie później żyć ze sobą przez ścianę.
O kolorze i rodzaju dachu decydowała administracja osiedla. Miał być z czerwonej ceramicznej dachówki. Co do innych parametrów pozostawiono wolny wybór. Renata i Jacek wspólnie z sąsiadami zdecydowali się na mineralny biały tynk. Komunikację wokół domu ułatwiają utwardzone betonową kostką nawierzchnie
Renata i Jacek właśnie zaczynali przymierzać się do ewentualnej budowy domu, kiedy zadzwonili do nich znajomi z pytaniem, czy zechcą zamieszkać pod miastem i zbudować z nimi wspólny bliźniak.
Propozycja była kusząca, ponieważ oferowana, na razie pusta, działka leżała na strzeżonym i ogrodzonym osiedlu, wyposażonym we wszystkie media (były one podciągnięte już pod każdą z działek). Zaletą osiedla była lokalizacja. Znajdowało się w ładnym miejscu, zaledwie 22 kilometry od miejsc pracy i miało dogodny dojazd z kilku stron.
Małżeństwu spodobało się i osiedle, i propozycja znajomych. Po obejrzeniu parceli, z uwagi na jej wielkość i kształt, nie mieli też nic przeciwko budowaniu bliźniaka. Wznoszenie oddzielnych budynków nie wchodziło w grę na działkach o szerokości 18,5 metra. Bliźniak był lepszym rozwiązaniem. Nawet pan Jacek, który już kiedyś mieszkał w takim domu, nie widział żadnych przeciwwskazań.
Jaki zbudować bliźniak
Prawdziwa burza mózgów zaczęła się po zakupie działek. Obie rodziny musiały najpierw wybrać, a potem wspólnie zaakceptować przyszłe rodzinne gniazdo. Na początek postanowili poszukać gotowego projektu w katalogach. I znaleźli. Renata i Jacek nie chcieli mieć za dużego domu.
Obliczyli, że potrzebują około 150 m2 powierzchni mieszkalnej oraz garażu na dwa samochody z aneksem gospodarczym. Na szczęście znajomi mieli podobne preferencje, a projekt autorstwa architekta Konrada Burzyńskiego okazał się najbliższy oczekiwaniom każdej z rodzin. Renata i Jacek potraktowali go jednak jako bazę wyjściową do przeprowadzenia po ich stronie budynku adaptacji (zaprojektował ją Tadeusz Babkiewicz).
W pierwotnym projekcie właścicielom podobał się tradycyjny podział budynku na strefę dzienną z pokojem gościnnym na parterze oraz na strefę prywatną na poddaszu mieszkalnym. Ale po konsultacjach z architektem zdecydowali się zupełnie zrezygnować z pokoju gościnnego na parterze i po wyburzeniu części ścianki działowej, włączyć go w obrys salonu, urządzając tam jadalnię z prawdziwego zdarzenia. Z perspektywy czasu oceniają ten krok jako doskonały, ponieważ poprzednia wielkość salonu z aneksem jadalnianym wydawała się im zbyt mała.
A dopóki nie mają jeszcze dzieci, pokój gościnny przenieśli na poddasze. Na parterze, oprócz kuchni, salonu i jadalni, pozostawiono gościnne w.c. i duży wewnętrzny hol z przejściem do garażu. Obie rodziny zdecydowały się jednak przesunąć główne wejścia do budynku w taki sposób, by znalazły się w centralnym miejscu każdej elewacji frontowej i symetrycznie względem siebie.
Małżeństwo było zadowolone z faktu, że w strefie prywatnej na poddaszu zaplanowano aż trzy sypialnie, garderoby oraz dwie łazienki (osobną dla nich i osobną dla dzieci). Ale nie chcieli chodzić do pralni aż do pomieszczenia gospodarczego przy garażu, dlatego pralnię z suszarnią przenieśli na piętro, obok sypialni. Wspólnie z sąsiadami zdecydowali się na podwyższenie ścianek kolankowych (o dwa pustaki), aby powiększyć przestrzeń użytkową górnej kondygnacji. Rolą architekta adaptującego projekt było zrównoważenie proporcji bryły budynku oraz dopasowanie do niej lukarn, które na prośbę właścicieli miały zastąpić niektóre okna dachowe.