Jak nas okradziono?
Dom stoi na końcu ślepej ulicy i z tyłu można do niego podejść przez łąkę - nieużytek. Mieszkaliśmy tam już kilka lat i nic złego się nie działo, więc czuliśmy się bezpiecznie. Owszem, słyszało się o włamaniach, ale obawy pojawiały się tylko przy okazji wyjazdów na wakacje.
Ponieważ bywało, że wracałem do domu późno, a żona zostawała sama z małymi dziećmi, zadbaliśmy o dobre zabezpieczenia: antywłamaniowe okna i drzwi, alarm wewnątrz (ten był najpierw) i z czasem na zewnątrz, umowę z agencją ochrony.
Do włamania doszło latem - ledwo co zdążyliśmy wyjechać na urlop. Złodzieje przyszli w środku dnia, alarm wzbudził się ok. 11.30. Byli przygotowani i rozpatrzeni w terenie. Od strony krzaków przecięli siatkę ogrodzeniową nożycami do metalu i za pomocą łapek (lub łapki i łomu) podważyli skrzydło okna w kuchni.
Nawet nie próbowali stłuc antywłamaniowej szyby. Wbicie metalowego narzędzia między skrzydło i ramę drewnianego okna okazało się dość łatwe, zaś zaczepy okuć nie wytrzymały naporu dwóch mężczyzn. Skrzydło podważono na tyle, że do środka wślizgnął się jeden, raczej drobny, złodziej.
Na zewnątrz cały czas wyła syrena alarmu, a załoga z agencji ochrony powinna już była jechać na miejsce zdarzenia. Włamywacz splądrował samą sypialnię - przetrząsnął szafki nocne, szuflady w komodzie i w garderobie. Wyrwał tę, w której żona trzymała biżuterię. Zabrał jeszcze laptopa z biurka i uciekł przez drzwi tarasowe. W ogródku zawartość szuflady przesypał do torby albo worka.
- Jak oszczędzać energię elektryczną? Inteligentne technologie, które dbają o nasz budżet
- Czym jest inteligentny budynek?
- Dlaczego i w jaki sposób dbać o bezpieczeństwo we własnym domu?
- Jak osiągnąć Idealną temperaturę w mieszkaniu z poziomu smartfona
Zdaniem agencji ochrony, patrol dotarł na miejsce 10 minut po wzbudzeniu zewnętrznego alarmu. Policja miała co do tego wątpliwości, my również. Jeśli przyjąć wersję firmy ochroniarskiej, to od wzbudzenia alarmu wewnątrz domu do opuszczenia posesji przez włamywaczy, minęły niespełna 3 minuty.
Nie mogliśmy przedstawić naszej wersji, bo po włamaniu system alarmowy "oszalał" i wzbudzał się co chwila. Do naszego powrotu, pamięć centrali alarmowej, która mieści kilkaset zdarzeń, zapełniały już tylko pozbawione znaczenia informacje z czasu po włamaniu. Kilka dni później przeprowadziłem eksperyment: w spokojny niedzielny wieczór uruchomiłem alarm i na przyjazd załogi czekałem dwadzieścia kilka minut.
Co było potem?
Policjanci byli pomocni, świetni jako urzędnicy, ale chyba mniej zainteresowani złapaniem złodziei. Byliśmy ubezpieczeni – odszkodowanie dostaliśmy szybko i bez zbędnych ceregieli. Niestety, nie mieliśmy dobrze ubezpieczonej biżuterii - po prostu nie przyszło nam do głowy, że pierścionki żony, bransoleta po babci, komunijny łańcuszek córki i parę innych drobiazgów w sumie są warte konkretną kwotę.
Zresztą, istotniejsza od materialnej była sentymentalna wartość skradzionych przedmiotów. Drobiazgów po babci, czy nieżyjącym od lat ojcu, dla innych tak naprawdę bezwartościowych, nie da się niczym zastąpić.
Zupełnie też utraciliśmy poczucie bezpieczeństwa - przez kilka tygodni dzieci bały się nawet świateł samochodów, podjeżdżających wieczorem pod dom.
Bardzo kłopotliwa okazała się wymiana okna. Było dobrze osadzone i żeby je wyjąć i prawidłowo wstawić nowe, w kuchni trzeba było skuwać tynk. Zrobił się z tego całkiem spory remont wciąż nowego domu.
Po rozmowach z sąsiadami okazało się, że na naszej ulicy (jakieś 20 domów) przez kilka lat było przynajmniej 6 włamań, a domy przylegające do dużego nieużytku, z którym i my graniczymy, są okradane dość regularnie. I zazwyczaj w ten sam sposób - szybki skok w ciągu dnia, kiedy nikogo nie ma w domu, uwieńczony plądrowaniem sypialni.
Janusz Werner
Na zdjęciu otwierającym: Dobrze przygotowanego i zdeterminowanego złodzieja nie powstrzymają żadne zabezpieczenia - ani antywłamaniowe okna, ani zewnętrzny alarm (fot. J. Werner)