Z Białegostoku do Turośni Kościelnej przeprowadził się z nami golden retriever o imieniu Kamrat, natomiast mała suczka kundelek została przez nas przygarnięta – wspomina Marcin Krystoń. – Ktoś wyrzucił ją, kiedy była ciężarna. Wychudzona, zabiedzona włóczyła się po okolicy. Oszczeniła się na naszym podwórku i już u nas została. Dla niej to miejsce okazało się szczęśliwe. Mam więc nadzieję, że będzie szczęśliwe również i dla nas.
Wioska Turośń Kościelna leży kilkanaście kilometrów od Białegostoku. W lipcu 2008 roku przeprowadził się tu do nowo wybudowanego domu Marcin Krystoń wraz z rodziną. Oprócz żony Moniki i dwóch córeczek, Hani (15 miesięcy) i Gabrysi (3,5 roku), w to urokliwe miejsce trafiła również jego teściowa Dorota.
– Myślę, że od wiosny 2009 roku zamieszka z nami również mój teść – stwierdza Marcin. – Powstanie zatem prawdziwe rodzinne gniazdo. Niektórzy moi znajomi dziwią się, że podjąłem decyzję o zamieszkaniu z teściami. W tej chwili modny jest stereotyp, że młodzi powinni mieszkać sami. Niemal wszyscy zapomnieli już, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu wielopokoleniowe rodziny, kultywujące tradycje i zwyczaje, były normą. Moim zdaniem to ideał, do którego warto dążyć. Oczywiście nie na siłę, ale jeśli jest taka możliwość, to dlaczego nie? Jesteśmy z żoną ludźmi bardzo rodzinnymi. Wszystkie święta, wszystkie rodzinne uroczystości mamy nadzieję spędzać w tym domu i gościć w nim krewnych oraz przyjaciół.
Marcin Krystoń jest kierownikiem działu zajmującego się pompami ciepła w firmie „NIBE-BIAWAR”.
– Znam te urządzenia bardzo dobrze, ponieważ brałem udział w ich dostosowywaniu na potrzeby polskiego rynku – stwierdza.
– Na początku mój dział był jednoosobowy. Zajmowałem się zarówno sprzedażą, jak i dobieraniem pomp ciepła, doradztwem oraz serwisem. W miarę jak urządzenia stawały się bardziej popularne, zaczęły dołączać do mnie kolejne osoby. Z czasem ktoś musiał zacząć koordynować ich pracę.
Żona Marcina – Monika jest lekarzem pediatrą w dziecięcym szpitalu klinicznym w Białymstoku. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że ziemia, na której stanął nowy dom, była częścią jej posagu.
Projekt na miarę
– Działka należała do teścia – mówi Marcin Krystoń, wyglądając przez okno salonu. – Kiedyś rósł tu sad. Zostało go zresztą jeszcze całkiem sporo. Wiosną, kiedy zakwitną drzewa owocowe, widok zapiera dech w piersiach. Jest tu tak pięknie, że nie mieliśmy z żoną żadnych wątpliwości, iż kupowanie mieszkania w mieście nie ma większego sensu. Budowę domu rozpoczęliśmy w roku 2006. W lipcu tego roku wprowadziliśmy się, ale czeka nas jeszcze sporo pracy przy wykończaniu wnętrz. Projekt domu wykonał zaprzyjaźniony architekt, który uważnie wypytywał o nasze marzenia, wsłuchiwał się w nasze pomysły i jak tylko mógł, starał się dostosować wnętrza do naszych potrzeb.
Wcześniej Monika i Marcin przekopali mnóstwo projektów. Najważniejsza była dla nich przestrzeń. Pomieszczenia parteru miały być otwarte i miało być w nich dużo światła. Marzeniem Moniki był ganek oraz duże przeszklenia, przez które sad oraz stojąca w nim pasieka ojca byłyby dobrze widoczne.
Na parterze domu znajduje się więc duży salon połączony z kuchnią, spiżarnia, toaleta dla gości, sypialnia teściów, łazienka oraz pomieszczenie gospodarcze, w którym ustawione są między innymi: pompa ciepła oraz moduł wentylacyjny. Wszystkie pomieszczenia na pierwszym piętrze mają natomiast charakter zamknięty. Mieszczą się tam: sypialnia Moniki i Marcina, sypialnie dziewczynek oraz pomieszczenie nad garażem, które w przyszłości ma stać się biurem oraz duża łazienka.