Ten reportaż miał być opowieścią o oszustach i ludzkim nieszczęściu. Jednak bardzo szybko okazało się, że będzie o czymś jeszcze. Urzędniczy brak wyobraźni, nowomowa oraz zwyczajna nieżyczliwość okazały się tematem równie fascynującym, co działalność pary kombinatorów fałszujących najpierw projekty domów (i innych obiektów budowlanych), a później już bez żadnych oporów decyzje administracyjne...
Ten reportaż miał być opowieścią o oszustach i ludzkim nieszczęściu. Jednak bardzo szybko okazało się, że będzie o czymś jeszcze. Urzędniczy brak wyobraźni, nowomowa oraz zwyczajna nieżyczliwość okazały się tematem równie fascynującym, co działalność pary kombinatorów fałszujących najpierw projekty domów (i innych obiektów budowlanych), a później już bez żadnych oporów decyzje administracyjne (pozwolenia budowlane).
ZARADNE MAŁŻEŃSTWO K.
Według Jana Palacza – Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanegoo sprawa zaczęła się w następujący sposób:
– Pewnego dnia w naszym urzędzie pojawił się pan X. z prośbą o zmianę danych technicznych zawartych w zaświadczeniu o oddaniu obiektu do użytkowania. Po sprawdzeniu przeze mnie dokumentów okazało się, że zawiadomienie o zakończeniu budowy nigdy nie wpłynęło do organu nadzoru budowlanego. Zaświadczenie, które pan X. posiadał na pierwszy rzut oka nie budziło zastrzeżeń, gdyż miało komplet kolorowych pieczęci. Poważne wątpliwości wzbudziło natomiast miejsce złożenia podpisu. Na dokumencie znajdował się on w zupełnie innym miejscu niż jest to przyjęte. Ja składam podpis zaraz pod końcem treści pisma, natomiast w przedstawionym zaświadczeniu podpis znajdował się pod tzw. rozdzielnikiem. Udałem się więc do starostwa, aby sprawdzić, czy dla takiego delikwenta zostało wydane pozwolenie na budowę.
Pozwolenia nie było i tak zaczęła się w Bydgoszczy i w okolicznych powiatach sprawa, która dzisiaj spędza sen z oczu setkom ludzi. Najpierw starostwo, a później policja ustaliły bowiem, że dokumentacja budowlana była fałszowana na szeroką skalę. Natomiast pan X. nie był oszustem, tylko jedną z licznych ofiar pewnego przedsiębiorczego małżeństwa.
Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ prowadzi od roku postępowanie przeciwko Katarzynie i Leszkowi K. Para ta jest podejrzana o to, że działając pod szyldem założonej przez siebie firmy o nazwie Terenowy Zespół Usług Projektowych podrabiała dokumentację techniczną uprawniającą do uzyskania pozwolenia na budowę.
– W sprawie tej występuje obecnie już kilkuset pokrzywdzonych – mówi zastępca prokuratora rejonowego Janusza Kaczmarekz – W wyniku śledztwa ustalono, że działalność firmy państwa K. daleko wykraczała poza uprawnienia jakie posiadali. Oboje mieli bowiem tylko średnie techniczne wykształcenie. Mogli zatem autoryzować projekty budynków, przygotowywać dokumentację dla poszczególnych instalacji, reprezentować inwestora w urzędzie (na podstawie pełnomocnictwa), ale do zatwierdzania projektów budynków uprawnień nie mieli!
Początkowo firma współpracowała z projektantami, którzy mogli sporządzać projekty budowlane. To oni wykonywali prace projektowe i zatwierdzali zmiany w projektach typowych. Dokumenty takie były niezbędne do prawidłowego przygotowania dokumentacji dla potrzeb urzędu wydającego pozwolenie budowlane.
– Tymczasem, jak wynika z prowadzonego przez nas śledztwa, małżeństwo K. poszło na skróty – stwierdza prokurator Janusz Kaczmarek – Przestali z czasem przedkładać projekty osobom uprawnionym i zaczęli fałszować ich podpisy. Skanowali je i umieszczali zarówno na projektach gotowych jak i na wykonanych przez siebie! Spreparowane w ten sposób dokumenty były następnie przedkładane odpowiednim organom administracji architektoniczno-budowlanej w celu wydania przez nie decyzji o pozwoleniu na budowę. Państwo K. prowadzili działalność przede wszystkim na terenie Bydgoszczy oraz w okolicznych gminach m.in.: Sicienko, Białe Błota, Nowa Wieś Wielka, Osielsko i Nakło. Proceder ten kwitł przez dłuższy czas. Pomysłowość małżeństwa K. była jednak znacznie większa. Z czasem posunęli się do fałszowania decyzji administracyjnych. Prokuratorzy ustalili, że przynajmniej w kilku przypadkach decyzje organów nadzoru budowlanego są bezspornie sfałszowane.
„Zabiegi legalizacyjne” dokonywane przez małżeństwo K. były wykonywane bardzo starannie. Dzisiaj nawet osoby zainteresowane (z uprawnieniami) nie zawsze są w stanie stwierdzić, czy to one podpisywały dany dokument.
– Zmuszeni jesteśmy kierować podejrzane decyzje do ekspertyz grafometrycznych – mówi zastępca prokuratora rejonowego. – W zbadanych do tej pory kilkudziesięciu przypadkach biegli stwierdzili, że podpisy są ewidentnie sfałszowane. Przewidujemy, że badaniom zostanie poddanych jeszcze przynajmniej sto zatwierdzonych projektów. To śledztwo jest bardzo skomplikowane i wielowątkowe. Po uzyskaniu opinii grafometrycznych musimy na przykład uzyskać opinię biegłych w zakresie projektowania. W sposób szczególnie dokładny należy bowiem zbadać jak duża była liczba przypadków, w których małżeństwo K. samo podejmowało się projektowania. Ciąży na nas obowiązek stwierdzenia, czy owe projekty nie są obciążone wadami, a jeżeli tak, to jak poważnymi. Jeżeli ekspertyzy wykażą rażące błędy, to wśród stawianych zarzutów może pojawić się również oskarżenie o doprowadzenie do zagrożenia życia.
Zabrzmi to paradoksalnie, ale trzeba pamiętać, że kara legalizacyjna (minimum 50 tysięcy złotych) jest najłagodniejszą z możliwych konsekwencji w przypadku samowoli budowlanej. Jeżeli bowiem w toku śledztwa okaże się, że jakiś budynek „zaprojektowany” przez państwa K. jest dotknięty wadami konstrukcyjnymi, których nie można usunąć, to organ nadzoru budowlanego będzie miał obowiązek wydać decyzję o rozbiórce.