- Czym są panele dwustronne i jak one działają?
- Co warto wiedzieć, zanim zdecydujemy się założyć panele dwustronne?
- Czy moc paneli PV jest wartością stałą?
- Czym są inwertery, MPPT i stringi?
- Jaką funkcję pełnią mikroinwertery w instalacji PV?
- Czy dzięki instalacji PV możemy uniezależnić się od prądu z sieci?
- Czy bycie prosumentem nadal będzie się opłacać?

Technologii używanych przy produkcji ogniw i paneli PV jest wiele, bo i rozwijane są od lat. Obecnie używa się przede wszystkim ogniw krzemowych, głównie tzw. monokrystalicznych, rzadziej polikrystalicznych. Te drugie mają niższą sprawność maksymalną, ale uważa się, że nieco lepiej pracują przy słabszym, rozproszonym świetle. Ponadto używa się jeszcze rozmaitych rodzajów tzw. ogniw cienkowarstwowych. Wprawdzie mają wyraźnie niższą od krzemowych sprawność, ale ich produkcja jest tańsza, są lżejsze i można je wykonać jako warstwę np. na pokryciach dachowych.
Już ten pobieżny przegląd pokazuje, że dla amatora choćby ogólne zorientowanie się w kwestiach technicznych jest bardzo trudne. A należałoby uwzględnić, że każda z tych technologii ma jeszcze swoje warianty, różna może być jakość wykonania itd. - co ostatecznie wpływa w dużym stopniu na charakterystykę konkretnych ogniw i paneli. W praktyce prywatnemu inwestorowi pozostaje sprawdzenie jedynie podstawowych parametrów i kierowanie się rekomendacją fachowców z firm montujących instalacje PV. Ci, jeśli są solidni i doświadczeni, wiedzą po prostu, które produkty faktycznie osiągają deklarowane parametry i są bezawaryjne.
Tak naprawdę, poza jakością, dla inwestora najważniejszy jest stosunek ceny do mocy paneli - to ile trzeba zapłacić za 1 kWp. Wysoka sprawność czy duża moc pojedynczego panelu to przecież w gruncie rzeczy cechy drugorzędne, chociaż może i robiące wrażenie przy przeglądaniu danych katalogowych. Bo i co za różnica, czy panel ma 450 czy 400 Wp mocy? Ważne ile będziemy musieli zapłacić za instalację o określonej łącznej mocy.
Wyjątkiem jest sytuacja, gdy dysponujemy ograniczoną ilością miejsca. Nie należy to wcale do rzadkości, szczególnie w przypadku tak popularnych instalacji zakładanych na dachach. Wówczas nawet 1 lub 2 panele więcej to duża różnica.
Panele dwustronne, czyli bifacial
Panele dwustronne, nazywane też bifacjalnymi (bifacial) to stosunkowo nowy produkt na rynku. Jednak coraz częściej spotyka się je w ofertach na wykonanie instalacji. W ich przypadku same ogniwa i obudowa paneli są tak skonstruowane, że umożliwiają przekształcanie na prąd światła słonecznego padającego nie tylko na wierzchnią, ale także na spodnią stronę panelu. Teoretycznie może to dać znaczny wzrost mocy, sięgający nawet 25%. Jednak faktycznie ta technologia ma sporo ograniczeń i daje odczuwalne korzyści tylko po spełnieniu określonych warunków.
Przede wszystkim, żeby jakikolwiek efekt był odczuwalny, to światło słoneczne musi mieć dobry dostęp do tylnej strony paneli. Pamiętajmy, że to przecież ono jest tak naprawdę źródłem energii. Ogniwa jedynie przechwytują je i przekształcają na użyteczną dla nas postać, czyli prąd elektryczny. Wszyscy ci, którzy planują założyć panele wprost na pokryciu spadzistego dachu mogą dać sobie spokój z ogniwami dwustronnymi. Bez dostępu światła od spodu nie dadzą one żadnego zysku mocy, będą po prostu działać jak zwykłe panele jednostronne. Jednak warunków jest więcej i od tego, na ile będziemy w stanie je spełnić, zależy to, czy warto zdecydować się na tę technologię.
Przede wszystkim panele muszą być ustawione na wolno stojącej konstrukcji i to pod możliwie dużym kątem (czyli bliskim ustawienia pionowego). Przy najbardziej zalecanym w naszym klimacie kącie nachylenia 35° jeszcze coś to daje, przy bardziej płaskim traci sens. Nie wspominam nawet o położeniu takich paneli wprost na dachu.

Przy ustawieniu paneli na południe efekt będzie słaby. A nie zapominajmy, że to właśnie orientacja wprost na południe jest najbardziej zalecana, gdyż daje najlepszą ekspozycję na silne i bezpośrednie promieniowanie. Jednak wówczas druga strona panelu zwrócona jest ku północy. Czyli w najgorszym z możliwych kierunku, zawsze ze słabym nasłonecznieniem. Bifacial sprawdza się dużo lepiej w przypadku paneli wystawionych na wschód lub zachód. Ale to w większości przypadków orientacja nie z wyboru, a z konieczności. Poza specyficznymi przypadkami, które omówimy nieco dalej, decydują się na nią ci, dla których kierunek południowy jest niedostępny - gdy od tej strony znajduje się wysoki, rzucający cień budynek, las lub inna przeszkoda.
Po trzecie, grunt lub inne podłoże, znajdujące się za panelem, musi być możliwie jasne. Inaczej będzie słabo odbijać światło. Samo pochłonie promieniowanie słoneczne, zamiast odbić je w kierunku paneli. Trawa odbija światło słabo, czarna papa na dachu już całkiem źle. Jasny żwir za to jest dobry. Dostępne są też jasne farby przeznaczone do malowania dachów płaskich. Opracowano je wprawdzie z myślą o tym, żeby - odbijając promieniowanie słoneczne - zapobiegały zbytniemu nagrzewaniu się pokrycia, ale ta sama właściwość bardzo przyda się, gdy założymy dwustronne panele PV.
Zasadnicze pytania, na które musimy sobie odpowiedzieć zanim zdecydujemy się założyć panele dwustronne to więc:
- na jakiej konstrukcji zostaną ustawione;
- jaki będzie ich kąt nachylenia;
- w którą stronę świata będzie skierowana spodnia strona panelu;
- na ile podłoże, na którym je ustawimy, będzie odbijać promieniowanie słoneczne.
Im mniej korzystna będzie sytuacja pod każdym z tych względów, tym mniejsze będą realne korzyści. W sprzyjających warunkach, rzeczywiście, zyskamy kilkanaście procent, w złych zaś najwyżej kilka. Dlatego porównując oferty koniecznie sprawdzajmy, czy np. podając moc instalacji nie założono z góry pewnego zysku (np. 10%), jako wynikającego z użycia paneli dwustronnych. Takie założenie może, lecz wcale nie musi być prawdziwe.

Moc i uzysk energii
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że moc paneli PV nie jest wartością stałą. Zmienia się w bardzo szerokim zakresie, zależnie od intensywności nasłonecznienia. Zawsze o tym pamiętajmy, bo chociaż w ich opisie zawsze podaje się pewną moc nominalną to tak naprawdę osiągana jest ona bardzo rzadko. Tak naprawdę to tylko pewna wartość teoretyczna, uzyskiwana w ściśle określonych warunkach testowych. Warto przy tym wiedzieć, że w dokumentacji paneli znajdziemy zwykle dwie wartości mocy maksymalnej, podawane dla różnych warunków pracy - STC oraz NOCT.
Różnic pomiędzy nimi jest kilka, ale najważniejsze jest to, że przy STC zakłada się moc padającego promieniowania słonecznego aż 1000 W/m2, zaś NOCT 800 W/m2. Co oczywiste, moc paneli przy silniejszym nasłonecznieniu charakterystycznym dla STC, jest wyższa. To właśnie w takich warunkach wyznacza się moc zainstalowaną paneli (zwykle podawaną jako kWp lub Wp). Ale panele prawie nigdy nie pracują w tak korzystnych warunkach jak STC. Bliższe polskiemu klimatowi są warunki NOCT, a przez większość czasu tak naprawdę panują jeszcze mniej korzystne. Zaś różnica mocy już pomiędzy pomiarem zgodnie z STC i NOCT jest naprawdę duża. Dla tego samego panelu może wynosić odpowiednio np. 440 oraz 330 W. Porównując panele warto przyjrzeć się także temu na ile ich moc zmienia się pomiędzy warunkami STC i NOCT. Proporcjonalnie większy spadek będzie oznaczał, że dany model pracuje mniej efektywnie przy słabszym nasłonecznieniu, choćby maksymalnie, w pełnym słońcu uzyskiwał tyle samo.
W praktyce najważniejsza okazuje się jednak odpowiedź na pytanie - ile energii elektrycznej jesteśmy w stanie uzyskać w ciągu roku z 1 kWp mocy zainstalowanej? W naszym klimacie możemy liczyć na ok. 1000 kWh energii elektrycznej z 1 kWp instalacji. Ale pod warunkiem, że nic nie będzie ich zacieniać, ustawione zaś będą pod odpowiednim kątem i skierowane wprost na południe lub w zbliżony sposób. Odstępstwa, wszystko co zmniejsza ilość docierającego światła, to automatycznie także mniejszy uzysk energii.
Trzeba tu od razu wyjaśnić, że zmieniając kąt nachylenia, można w pewnym zakresie zrekompensować mniej korzystne ustawienie względem stron świata. W ten sposób z paneli ustawionych na południowy wschód lub południowy zachód da się pozyskać zaledwie kilka procent energii mniej, niż przy ustawieniu wprost na południe. Skierowanie paneli na wschód lub zachód będzie gorsze, lecz także jest do przyjęcia. Natomiast orientacja na północ nie ma sensu, nie uzyskamy nawet połowy tego, co z kierunku południowego.
O tych zależnościach trzeba pamiętać, bo wiele osób popełnia podstawowy błąd, nadmiernie skupiając się na deklarowanej nominalnej mocy paneli. Tak naprawdę jednak wyznacza ona jedynie górną granicę możliwości instalacji. Przecież to nie panele, lecz słońce jest źródłem energii, którą instalacja PV jedynie przetwarza. Jeżeli więc ogniwa znajdą się w cieniu lub w innych niekorzystnych warunkach, to produkcja prądu może być bardzo niska. Wówczas opłacalność inwestycji w mikroelektrownię drastycznie spadnie.

Inwertery, MPPT i stringi
Panele PV dają prąd stały (DC), a w domowej instalacji elektrycznej mamy prąd przemienny (AC) i tylko do takiego przystosowana jest znakomita większość urządzeń, których używamy. Wytworzony dzięki energii słonecznej prąd trzeba więc odpowiednio przekształcić. Służą do tego tzw. inwertery, nazywane też falownikami. Są one więc niezbędne w instalacji PV i po samych panelach są jej najdroższym elementem.
Falowniki różnią się wieloma cechami, ale podstawowym kryterium ich doboru jest jednak moc. Od niej właśnie zależy z jak dużą instalacją może pracować dany falownik. Ponadto to w pierwszym rzędzie od mocy zależy cena urządzenia.
Od razu trzeba przestrzec przed popełnieniem zasadniczego błędu, jakim jest zakup falownika o zbyt wysokiej mocy (w stosunku do mocy paneli). Takie przewymiarowanie oznacza nie tylko wyższe koszty zakupu, ale również gorsze dopasowanie do instalacji. Bo sprawność inwertera pracującego przy małym obciążeniu spada. Przypomnijmy zaś, że tak naprawdę przez większość czasu panele oddają moc znacznie niższą od nominalnej. Przewymiarowanie falownika jeszcze pogarsza więc warunki pracy.
Falowniki dzielimy na 1-fazowe oraz 3-fazowe. Przy czym oba rodzaje można przyłączyć do domowej 3-fazowej instalacji elektrycznej. Po prostu 1-fazowy łączy się tylko z jedną fazą zasilania. Ale 1-fazowe występują wyłącznie w wersjach o małej mocy do 3,7 kW. Tak więc nadają się tylko do najmniejszych instalacji PV. Ich zaletą jest niższa cena, urządzenia 3-fazowe są droższe, nawet przy tej samej mocy.
Jedną z najważniejszych cech inwertera jest liczba wejść MPPT oraz wejść na tzw. stringi, czyli łańcuchy połączonych szeregowo paneli. Najogólniej mówiąc funkcja MPPT umożliwia dopasowanie zmieniających się parametrów pracy paneli i falownika, tak aby uzyskać jak największą moc prądu. Więcej niż jedno wejście MPPT jest po prostu konieczne, jeżeli grupy paneli w instalacji są w różnym stopniu wystawione na słońce. Skrajny przykład to montaż na przeciwnych połaciach dachu, np. wschód-zachód. Wówczas, kiedy wschodnia część paneli jest w pełnym słońcu, to te ułożone od zachodu mogą być zupełnie w cieniu. Rozdzielenie ich pomiędzy dwa wejścia MPPT powoduje, że falownik "widzi" każdą z tych grup osobno i do każdej z nich dopasowuje się niezależnie.
Te same reguły obowiązują również przy mniejszym zróżnicowaniu. Przecież nawet odmienny kąt nachylenia części paneli spowoduje, że ich ekspozycja na słońce nie będzie już jednakowa.

Natomiast panele łączy się szeregowo w tzw. stringi (nazywane też łańcuchami). Najczęściej do jednego wejścia MPPT można przyłączyć kilka stringów (od 2 do 4), jednak każdy ze stringów powinien mieć te same parametry pracy, czyli powinny składać się z podobnie wyeksponowanych na słońce paneli.
Połączenie w stringi robi się, żeby móc odebrać moc (podawaną w watach - W), generowaną przez wiele paneli. Przy takim połączeniu rośnie napięcie prądu (podawane w woltach - V), ale jego natężenie (wyrażone w amperach - A), pozostaje niskie na takim samym poziomie jak dla jednego panelu. Zasada jest taka - jeżeli jeden panel daje prąd o napięciu 35 V i natężeniu 10 A, to generuje moc prądu stałego równą 350 W, gdyż jest to iloczyn napięcia i natężenia:
35 V × 10 A = 350 W
Jeżeli teraz połączymy szeregowo np. 10 takich paneli, to wówczas napięcie się sumuje, osiągając 350 V, zaś natężenie pozostaje nadal na poziomie 10 A. Oczywiście, moc prądu rośnie 10-krotnie, bo:
350 V × 10 A = 3500 W
Szeregowe połączenie w stringi ma tę ogromną zaletę, że to głównie od natężenia prądu zależy wymagany przekrój przewodów i innych elementów przewodzących. Odmienny sposób połączenia - równoległe - spowodowałby wzrost natężenia prądu, przy zachowaniu napięcia jak dla jednego panelu. A czegoś takiego falownik by nie wytrzymał. Najczęściej są w stanie przyjąć na wejściu napięcie o wartości nawet do 1000 V, ale za to zaledwie kilkunastu amperów (A).
Połączenie w szereg jest potrzebne także z tego względu, że inwerter wymaga minimalnego napięcia po stronie paneli, żeby w ogóle zacząć pracę. Zróżnicowanie widać najlepiej w przypadku urządzeń o większej mocy - minimalne napięcie może wynosić zarówno 200, jak i 350 V. Lepiej, jeśli to wymagane napięcie początkowe jest niskie. Inaczej w warunkach słabego nasłonecznienia, chociaż panele faktycznie wytworzą pewną ilość energii, to my i tak z niej nie skorzystamy. Wydłużanie łańcucha, tak aby dawał wyższe napięcie, nie jest bowiem rozwiązaniem idealnym. Połączenie np. ponad 20 z nich wygeneruje stosunkowo wysokie napięcie. Ale przy połączeniu szeregowym wystarczy spadek osiągów jednego z nich - w wyniku częściowego zacienienia, zabrudzenia, czy wreszcie uszkodzenia - żeby cały szereg wyrównał w dół, do poziomu swojego najsłabszego ogniwa. Wracając do naszego przykładu z 10 panelami - jeżeli jeden z nich zacznie dawać 250 zamiast 350 V, to cały łańcuch odda już nie 3500 lecz 2500 W. A im dłuższy string, tym większa jest strata.
Większa liczba wejść MPPT i krótsze stringi to także możliwość łatwiejszego zauważenia i zlokalizowania ewentualnej nieprawidłowości. Mamy też większą swobodę, swoistą elastyczność przy budowaniu systemu. Jeśli mamy zaledwie kilka paneli ułożonych na tej samej połaci dachu to i więcej niż jedno wejście MPPT nie będzie potrzebne. Po prostu warunki pracy wszystkich ogniw będą identyczne. Jednak już w przypadku systemów z kilkunastoma panelami (moc 6-8 kWp), często okazuje się, że musimy je umieścić na różnie skierowanych połaciach dachu. Wtedy przynajmniej 2 wejścia MPPT to konieczność.

Mikroinwertery
Mikroinwertery pełnią tę samą funkcję co klasyczne inwertery, czyli przekształcają wytworzony przez panele prąd stały (DC) na przemienny (AC), używany w domowej instalacji elektrycznej. Jednak w ich przypadku koncepcja budowy całego systemu PV jest zupełnie inna. Jeden mikroinwerter obsługuje tylko jeden panel, ewentualnie niewielką ich liczbę (do 4 sztuk) i tylko do niego musi dostosowywać swoje parametry. W efekcie każdy taki mały zestaw działa niezależnie od pozostałych. W takim układzie nie ma znaczenia, że część paneli jest zupełnie inaczej ustawiona względem słońca niż pozostałe - w skrajnym przypadku nawet każdy może być ustawiony odmiennie. Nie ma też stringów, czyli gorsze działanie jednej sztuki nie psuje parametrów całości. Zresztą ewentualne uszkodzenie czy jakąkolwiek nieprawidłowość można łatwo wykryć.
Niewątpliwą zaletą układu z mikroinwerterami jest też swoista modułowość. Bez problemu można przecież rozbudowywać instalację, dodając do niej po prostu kolejne pary - panel plus mikroinwerter. Warto też pamiętać, że w typowej instalacji z inwerterem i długimi stringami po stronie paneli może występować napięcie dochodzące do 1000 V (w zależności od tego, jak długie będą stringi). W razie jakiegoś uszkodzenia lub nie dość starannego wykonania stwarza to już ryzyko pożaru, czy niebezpiecznego porażenia prądem. Układ z mikroinwerterami jest bezpieczniejszy, bo tam mamy tylko bardzo niskie napięcie oddawane przez jeden panel, na poziomie 30-40 V.
Ma się rozumieć, że mikroinwertery nie są urządzeniami idealnymi. Przede wszystkim kosztują więcej niż typowy inwerter. Ponadto zakłada się je w pobliżu paneli, a więc w większości domów, żeby się do nich dostać, trzeba wejść na dach.

Magazyny energii
Czy dzięki instalacji PV możemy uniezależnić się od prądu z sieci? Niestety nie, a przynajmniej nie całkowicie. Nawet jeżeli zbudowalibyśmy instalację o znacznie większej mocy niż typowa i kupili magazyny energii o dużej pojemności. Wiosną i latem byłaby jeszcze na to szansa, lecz zimą już nie. Po prostu w sezonie zimowym dociera do nas bardzo niewiele energii słonecznej (gdyby było inaczej, to nie mielibyśmy zimy). Łącznie na grudzień, styczeń i luty przypada tylko kilka procent (ok. 6%) z rocznej sumy promieniowania.
Od razu trzeba jednak dodać, że większość domowych instalacji fotowoltaicznych jest zbudowana tak, że w razie awarii sieci i wyłączenia w niej napięcia system PV także zostaje wyłączony. Innymi słowy, nie mamy wówczas własnego prądu, choćby to był środek najbardziej słonecznego dnia. Bowiem najczęściej stosowane są falowniki typu on-grid, działające tylko przy pełnej synchronizacji z prądem w sieci. Pracować niezależnie od niej mogą zaś falowniki typu hybrydowego lub off-grid. Ale tych ostatnich raczej nie używa się w domach jednorodzinnych. Za to inwerter hybrydowy współpracujący z odpowiednimi akumulatorami, czyli tzw. magazynem energii, może nas rzeczywiście w pewnym stopniu uniezależnić od sieci. Może on bowiem działać tak jak zwykły w wersji on-grid, a w razie braku prądu zasilać naszą domową instalację prądem z paneli oraz czerpanym z magazynu energii.
Inwertery hybrydowe są niestety droższe, ale główny dodatkowy koszt to zakup magazynu energii. Nawet przy niewielkiej pojemności to wydatek kilkunastu tysięcy zł. Właśnie ze względu na koszty magazyny energii najczęściej zapewniają tylko ograniczoną moc. W efekcie da się ich użyć do rezerwowego zasilania najważniejszych urządzeń (lodówka, alarm, osprzęt kotła c.o., napęd bramy). Druga funkcja to lepsze zbilansowanie energii z PV wykorzystywanej na miejscu (na własne potrzeby) oraz przekazywanej do sieci. W pewnym zakresie można bowiem zatrzymać energię na miejscu i wykorzystać później. Być może zainteresowanie magazynami energii wzrośnie, gdy będziemy już znać nowe zasady rozliczania za prąd przekazywany do sieci.
Prosument i rozliczanie
Od kilku miesięcy zapowiadana jest zasadnicza zmiana w sposobie rozliczeń za energię z PV. Jednak cały czas tak naprawdę nie wiadomo jaki będzie nowy wariant oraz kiedy wejdzie on w życie. Być może nastąpi to już niedługo, od 1 stycznia 2022 r. ale i po stronie rządowej pojawiały się już głosy, że nastąpi to przynajmniej pół roku później. Wciąż nie znamy dokładnych regulacji, a od nich zależy tak naprawdę cały rachunek ekonomiczny.
Obecny system działa tak, że decydując się na założenie mikroinstalacji PV, z której prąd nie będzie dalej odsprzedawany lecz jedynie zużywany na własne potrzeby, zyskujemy uprzywilejowany status tzw. prosumenta, czyli zarówno producenta, jak i konsumenta energii. Dostawca energii (a ściślej operator systemu dystrybucyjnego - OSD) ma obowiązek odbierać od nas ewentualny nadmiar energii, o ile tylko moc mikroinstalacji nie przekracza mocy umownej. A z tym raczej nie ma problemu. Zasady rozliczania są przy tym bardzo korzystne. Gdy moc zainstalowana systemu PV nie przekracza 10 kW, to za każdą oddaną do sieci 1 kWh energii mamy prawo odebrać później 0,8 kWh.
Jeżeli zaś moc zainstalowana przekracza 10 kW to obowiązuje nieco mniej korzystny przelicznik 0,7 kWh. Okres tego bilansowego rozliczania nie może być przy tym dłuższy niż rok, a na dostawę energii musimy mieć podpisaną tzw. umowę kompleksową, czyli z jednym podmiotem zawrzeć umowę regulującą zarówno sam zakup prądu, jak i opłaty za jego przesył. Ale takie właśnie umowy ma zdecydowana większość osób prywatnych. Sposób rozliczania jest korzystny dla prosumentów, gdyż obecnie cena za prąd w przypadku gospodarstw domowych wynosi ok. 0,65 zł/kWh, zaś po odjęciu stałych opłat abonamentowych (które i tak ponosimy, niezależnie od tego czy przekazujemy prąd do sieci), to ok. 0,60 zł/kWh. Oddając nadmiar prądu, a następnie pobierając go później oszczędzamy ok. 0,50 zł/kWh. Dobrze dobrana mikroelektrownia nie przyniesie nam więc dochodu, ale za to umożliwi poczynienie sporych oszczędności. Rachunki można obniżyć niemal do zera, bo pozostaną w nich tylko stałe opłaty abonamentowe.
Na razie zapowiedzi są takie, że zgodnie z tymi zasadami będą rozliczane instalacje przyłączone do sieci przed 1 stycznia 2021 r. i odbywać się to będzie przez 15 lat.
Natomiast nowy sposób rozliczania przewiduje, że nadmiar prądu będzie sprzedawany do sieci, niestety za niską stawkę, bo obejmującą cenę za samą energię, ale już nie za jej przesył. Obecnie ta stawka ma wynosić ok. 0,26 zł/kWh. Układ jest więc znacznie mniej korzystny, bo sami płacimy przecież 0,65 zł/kWh. Przy czym zapowiadano od razu wprowadzenie uregulowań, które zniechęcą do powiększania instalacji, żeby z odsprzedaży uzyskać więcej.
Niewątpliwie taki system wydłuży okres zwrotu nakładów poniesionych na budowę instalacji PV. Być może zmusi też firmy wykonawcze do obniżenia cen. Po jego wprowadzeniu najpewniej wzrośnie zainteresowanie rozwiązaniami pozwalającymi zwiększyć zużycie energii z PV na miejscu. Nie chodzi tylko o magazyny energii. Wszelkie elektryczne urządzenia grzewcze zyskają na atrakcyjności. Mogą to być zarówno pompy ciepła, jak i kotły elektryczne, dogrzewacze wody w instalacji c.o., grzałki elektryczne w zasobnikach ciepłej wody użytkowej. Wprawdzie w środku srogiej zimy prądu z paneli nie wystarczy, ale dogrzewanie budynku własnym prądem wiosną i jesienią jest już jak najbardziej realne. Będzie miało to sens, szczególnie gdy do ogrzewania wykorzystywane jest drogie paliwo, takie jak np. gaz płynny. Bo za 1 kWh ciepła z niego zapłacimy ok. 0,40 zł, lepiej więc zamienić na ciepło własny prąd, zamiast oddać go do sieci za 0,26 zł/kWh.

Zasilanie konwencjonalnych urządzeń grzewczych (kotły, dogrzewacze, grzałki, grzejniki) oraz pomp ciepła prądem z PV może być atrakcyjne również dla budujących nowe domy. Wszystko za sprawą bardzo restrykcyjnych wymagań zawartych w WT 2021, a dokładniej limitu energii pierwotnej (EP), wynoszącego rocznie zaledwie 70 kWh/m2. Naprawdę trudno ten warunek spełnić. Jednak elektryczne urządzenie grzewcze zasilane prądem z PV w ogóle nie podnosi wskaźnika EP.
Redaktor: Jarosław Antkiewicz
fot. otwierająca: BMI Braas
Dodaj komentarz