Dom daggulki

Dom daggulki

Gdyby zapytać uczestników internetowego forum miesięcznika Budujemy Dom, czy znają Dagmarę Kasprzyk-Rogal, to tylko pewna część odpowiedziałaby twierdząco. Natomiast nie ma chyba osoby, która nie znałaby daggulki. Na pytanie, skąd jest, odpisuje, naśladując charakterystyczną, śląsko brzmiącą frazę: z samiuśkiego połednia… :). A gdzie to jest konkretnie? Dagmara mieszka w miejscowości Zebrzydowice w pobliżu Cieszyna.

Sama nadała sobie tytuł Naczelnej Zołzy Forum, ale wszyscy doskonale wiedzą, że akurat w tym wypadku zdecydowanie rozmija się z prawdą. Natomiast z całą pewnością jest najaktywniejszą uczestniczką internetowych dyskusji. Od momentu zarejestrowania (w marcu 2010 roku) do grudnia 2011 napisała na forum blisko 22 tysiące postów. Trzy razy więcej niż wicemistrz aktywności retrofood.

Historia pewnego remontu

Dom daggulki

Mąż i ja jesteśmy ludźmi bardzo spontanicznymi – mówi Dagmara. – Robię tę uwagę dlatego, gdyż będzie wówczas łatwiej zrozumieć historię powstania naszego domu.

 

Mieszkaliśmy sobie spokojnie w Jastrzębiu, w bloku, w dużym, czteropokojowym mieszkaniu na siódmym piętrze. Dzielnica była piękna, zielona, wszędzie było blisko...

 

W dodatku w lutym 2006 roku zrobiliśmy duży remont – łazienka, kuchnia, meble! Kiedy skończyliśmy, usiedliśmy z mężem przy kawce, szczęśliwi, że inwestycja za nami... Spojrzeliśmy na siebie zadowoleni, a potem któreś z nas powiedziało: „Ładnie, nawet bardzo ładnie, ale... ale nie ma ogródka!”

 

To wtedy, zupełnie niespodziewanie doszliśmy do wniosku, że kupimy albo zbudujemy dom! Mieszkanie sprzedaliśmy dosyć szybko. Wcześniej ustaliliśmy z moimi rodzicami, że przygarną nas pod swój dach na czas budowy. Jestem im za to bardzo wdzięczna i jednocześnie podziwiam ich za odwagę. Przyjęli nas razem ze zwierzętami oraz dziećmi do trzypokojowego mieszkania... Wiem, że niektórym osobom trudno w ogóle wyobrazić sobie taką sytuację. A jednak udało się!

 

...zmywarka to najlepszy przyjaciel domu! - mówi daggulka
Rodzina Dagmary to mąż Tomasz oraz dwie córki – jedenastoletnia Kasia i osiemnastoletnia Kamila.

 

Mówiąc szczerze, starsza latorośl już tylko nas odwiedza – stwierdza daggulka. – Uczy się w liceum w Jastrzębiu i tam też mieszka, a do domu przyjeżdża tylko na weekendy. Mamy też kota o imieniu Rudy. Ale to taki domownik na pół etatu. Można powiedzieć: kot dochodzący. Do domu przychodzi, żeby najeść się, wyspać i pomiziać. Są też dwa psy, kundelki wzięte ze schroniska.

 

Mniejszy, ośmioletni Fido uwielbia przebywać w ogrodzie. Pomimo niewielkich gabarytów ma duszę psa pilnującego obejścia. Tylko czasami zaszczyca nas swoim towarzystwem. Drugi pies ma na imię Jaga. Trudno opowiedzieć o niej w kilku słowach. Trzeba byłoby poświęcić osobny artykuł.

 

Najkrócej rzecz ujmując, to zwierzak mocno nadpobudliwy. Chodzący przykład tego, że pies również może mieć ADHD! Mamy go od ponad roku i bardzo dużo z nim przeszliśmy. W międzyczasie zdążył, między innymi, zdemolować działkę, zjeść drzwi od łazienki... Mówiąc krótko, pies, który wymaga specjalnej troski.

Działka i projekt

Działki szukaliśmy przez biuro nieruchomości oraz w ogłoszeniach prasowych – wspomina Dagmara. – Początkowo myśleliśmy, że znajdziemy coś ciekawego w Jastrzębiu. Niestety kiedy zaczęliśmy „drążyć temat”, okazało się, że wszystkie działki dostępne w granicach miasta leżą w obrębie tzw. szkód górniczych. Trzeba mieć dużo odwagi, aby wznosić nowy dom w takim miejscu. My jej nie mieliśmy i dlatego zaczęliśmy szukać nieco dalej.

 

Działka w pobliskich Zebrzydowicach była chyba drugą lub trzecią, którą obejrzeliśmy i... Po prostu urzekło nas to miejsce. Duży teren otoczony lasem – marzenie każdego mieszczucha. Wcześniej było w tej okolicy mniej domów, więc wrażenie było jeszcze spotęgowane. I tak w drugiej połowie 2006 roku staliśmy się dumnymi posiadaczami działki. Zima zeszła nam na poszukiwaniu odpowiedniego projektu. Założenia były następujące: cztery pokoje na górze, duży salon i dodatkowy pokój na dole. Jeśli dodać do tego, że dom miał być nieduży, to zaczynają się przysłowiowe schody.

 

Tomasz uparł się, że jego łazienka będzie niebieska. I jest niebieska... jak bezchmurne niebo. Kiedy zobaczyłam kafelki, które kupił… Myślałam, że przejdę załamanie nerwowe.
Zależało nam na pokoju na parterze, gdyż planowaliśmy zamieszkać z babcią mojego męża, która wcześniej deklarowała taką chęć. Później rozmyśliła się wprawdzie, ale pokoik na parterze jest bardzo przydatny.

 

Znaleźliśmy kilka niezłych projektów, ale jak to najczęściej bywa, żaden z nich nie był idealny. Przy każdym mieliśmy wrażenie, że można byłoby zrobić to jeszcze lepiej. Zdecydowaliśmy się więc na projekt indywidualny. Ale trochę rozwiązań zostało „podpatrzonych”.

Budowa

Pierwsze wbicie łopaty na terenie budowy miało miejsce 17 kwietnia 2007 roku – mówi Dagmara. – Minął więc tylko rok od pamiętnej, poremontowej kawki, kiedy to doszliśmy z mężem do wniosku, że życie w bloku przestało nam odpowiadać. Mieliśmy bardzo fajną ekipę budowlaną – górale spod Nowego Targu. Doskonale można było się z nimi dogadać, pracowali terminowo i nie trzeba było martwić się szczegółami.

 

Niestety nasza inwestycja przypadła na czas największego boomu budowlanego. W hurtowniach prawie niczego nie było, a jak już było, to w tak niebotycznych i tak szybko rosnących cenach, że dosłownie wiało grozą. Koszty nie zjadły nas tylko dzięki temu, że udawało mi się pogodzić pracę zawodową z jednoczesnym wykonywaniem dziesiątków telefonów do firm handlowych oraz przetrząsaniem Internetu. Nie mogliśmy pozwolić sobie na rozrzutność, gdyż wzięty przez nas kredyt opiewał na sumę 200 tysięcy i chcieliśmy zmieścić się w tej kwocie.

 

Dzięki moim „czarom” wykonywanym za pomocą telefonów, faksów oraz sieci, prawie nam się udało. Musieliśmy dołożyć niewielką sumę, która dla dwojga pracujących ludzi nie była dużym problemem. Pomogli nam też rodzice. Wprowadziliśmy się do domu czternaście miesięcy po rozpoczęciu budowy, w czerwcu 2008 roku.

 

Silną motywacją do szybkiego budowania, a następnie wykańczania domu było to, że mieszkaliśmy u rodziców. Przy takiej ciasnocie, stres staje się bowiem coraz częstszym towarzyszem. W każdym razie chcieliśmy jak najszybciej wprowadzić się do nowego domu. To dlatego zarządziliśmy przeprowadzkę, kiedy nie było w nim jeszcze drzwi wewnętrznych i niektórych elementów wykończenia.

 

Salon połączony jest z kuchnią i jadalnią
Salon połączony jest z kuchnią i jadalnią


Niepodpiwniczony dom z poddaszem i garażem ma 159,1 m2 powierzchni użytkowej. Dagmara i Tomasz starali się, aby miał prostą, niewydumaną konstrukcję.

 

Kredyt, którego nie chcieliśmy powiększać, był silną motywacją – podkreśla daggulka. – Świadomie i właściwie bez żalu zrezygnowaliśmy z kominka oraz rozmaitych udziwnień architektonicznych. Miało być prosto i przytulnie. Myślę, że się udało. W budowie oraz urządzaniu domu pomógł nam komputerowy program wizualizacyjny. Dzięki niemu mogliśmy „pochodzić” po budynku, kiedy tak naprawdę jeszcze nie istniał. Można było stwierdzić, że gdzieś przydałaby się dodatkowa ścianka, a w innym miejscu jest ona całkowicie zbędna. Myślę, że dzięki temu dom zyskał na funkcjonalności.

 

O pokładach torfu zalegających pod działką Dagmara i Tomasz dowiedzieli się dopiero jakiś czas po zakupie.

 

Każdy, kto budował dom, wie, co to oznacza – mówi daggulka. – O piwnicy nie było mowy. Koszty! Zdecydowaliśmy się jednak nie wymieniać gruntu. Postawiliśmy na głęboki fundament, który miejscami sięga nawet dwóch metrów. Myślałam, że się zapłaczę, kiedy patrzyłam, jak wielkie ilości betonu zostały wlane w ziemię. W dodatku było to zaraz na początku budowy... Przewidywałam, że to źle wróży inwestycji. Okazało się jednak, że później nie było już większych zaskoczeń.

Od parteru po dach

Mury domu wzniesione są z bloczków betonu komórkowego grubości 36,5 cm.

 

Postawiliśmy na ściany jednowarstwowe. Świadomie i z pełną odpowiedzialnością. I nie dlatego, że mury muszą oddychać. Bo przecież nie oddychają! – śmieje się Dagmara. – Zadecydowały głównie względy finansowe. Tak było po prostu najtaniej. Oczywiście zasięgnęłam wcześniej opinii wielu ludzi. Tu również bardzo przydatny okazał się Internet. Okazało się, że mur jednowarstwowy może bez problemu zapewnić komfort cieplny, a w salonie nie trzeba przesiadywać w kufajkach.

 

Dach wykonany jest w pełnym deskowaniu, na którym ułożony jest gont bitumiczny. Wygląda to bardzo estetycznie, no i dostałam na niego bardzo atrakcyjną cenę. A jak mówiłam, w czasie budowy bardzo skrupulatnie liczyliśmy z mężem wydawane pieniądze. Ocieplenie połaci to 20 centymetrów wełny mineralnej w dwóch warstwach 15 i 5 centymetrów.

 

Pokój młodszej córki – Kasi Pokój starszej córki – Kamili
Pokój młodszej córki – Kasi Pokój starszej córki – Kamili


Ciepło w domu zapewnia 20-kilowatowy, żeliwny kocioł na ekogroszek z podajnikiem ślimakowym.

 

Z tym ogrzewaniem było trochę problemów. W naszym domu zdarzyła się rzecz, która podobno zdarza się bardzo rzadko. Mamy aluminiowe grzejniki, przy kotle rury są miedziane, podłogówka to pex-al-pex... W instalacji zaczął wydzielać się wodór! Na początku pierwszego sezonu grzewczego, kiedy kocioł ruszył pełną parą, zasilając grzejniki oraz ogrzewanie podłogowe w kuchni, zaczęły dziać się prawdziwe cuda.

 

Nie można było go wyregulować. Potrafił na przykład ni stąd, ni zowąd wygasić się. Przy zimowych temperaturach takie niespodzianki są mało zabawne. Instalator stał na stanowisku, że kocioł trzeba dobrze wyregulować i będzie po kłopocie. Zakasałam więc rękawy i przez dwa tygodnie ustawiałam parametry. Bardzo pomogli mi ludzie z forum internetowego, między innymi adam_mk. Wyglądało to mniej więcej tak: regulowałam coś w kotłowni, czekałam na reakcję układu, pisałam relację w sieci i pytałam, co mam robić dalej. Dzięki tej nieco skomplikowanej procedurze udało się na podstawie objawów ustalić, że w instalacji pojawił się wodór.

 

„Jesteś pewien, że tam nie ma żadnych instalacji? – zapytałam. – Może przyniosę zdjęcia?” Mąż był jednak okazem spokoju i stwierdził, że wszystko będzie OK, bo w wybranym przez niego miejscu nie ma w podłodze niczego ważnego. Oczywiście wwiercił się w podłogówkę.
Skończyło się tym, że instalator wlał do układu grzewczego inhibitor i problem zniknął, a kocioł był doskonale wyregulowany.

 

Do domu wchodzi się przez wiatrołap – mówi Dagmara. – Po lewej stronie znajduje się wejście do kotłowni. Można przez nią wejść do dwustanowiskowego garażu. Ten garaż zwiększył wprawdzie koszty inwestycji, ale był świadomą decyzją.

 

Nie miałam ochoty ciągnąć każdego zimowego poranka zapałek, aby ustalać, kto odśnieża samochód. Z wiatrołapu można wyjść do holu, gdzie po lewej stronie znajduje się wejście do łazienki oraz wejście do małego pokoju, który pełni rolę... pracowni komputerowej.

 

Przy schodach na piętro znajduje się spiżarnia. To pomieszczenie powstało dzięki programowi wizualizacyjnemu, o którym wspominałam. Kiedy okazało się, że wystarczy postawić tylko jedną ściankę... Sprawa była oczywista. Na parterze znajduje się ponadto salon z wyjściem na taras oraz otwarta na salon kuchnia. Na piętrze usytuowane są natomiast: nasza małżeńska sypialnia, pokoje córek, pokój gościnny oraz druga łazienka. Wyżej jest jeszcze pomieszczenie strychowe i tam mamy przysłowiową graciarnię. W końcu piwnicy brak, a gdzieś musi być miejsce na wszelkie „przydasie”.

Sztuka wykańczania

Przeprowadziliśmy się do domu, w którym trzeba było jeszcze wykonać drobne prace wykończeniowe. Chociażby założyć listwy przyścienne oraz listwy progowe na granicy pomiędzy płytkami a panelami. Kiedy zadomowiliśmy się na nowym miejscu, a więc na początku zimy, postanowiliśmy zlikwidować zaległości. Kiedy Tomasz przyniósł wiertarkę i chciał zacząć wiercić w podłodze, naszły mnie jednak wątpliwości.

 

„Jesteś pewien, że tam nie ma żadnych instalacji? – zapytałam. – Może przyniosę zdjęcia?” Mąż był jednak okazem spokoju i stwierdził, że wszystko będzie OK, bo w wybranym przez niego miejscu nie ma w podłodze niczego ważnego. Oczywiście wwiercił się w podłogówkę. To co działo się później... po prostu kosmiczna fontanna. Trzeba było zamknąć zniszczony obieg i posprzątać. A następnego dnia przyjechał instalator, rozkuł ostrożnie część podłogi i założył złączkę, aby instalacja mogła służyć dalej. To doświadczenie na dłuższy czas zniechęciło nas do prac wykończeniowych. Mieszkaliśmy więc bez progów i listew.

Sztuka kompromisu

Łazienka na parterze
Łazienka na parterze

Jeśli chodzi o wystrój domu... Muszę powiedzieć, że bez przesady można tę część urządzania domu nazwać ciężką batalią – wspomina z rozbawieniem daggulka. – Mąż i ja mamy zupełnie odmienne gusty.

 

Dosłownie: niebo i ziemia. Najlepszą ilustracją owych różnic mogą być łazienki w naszym domu. Ta na górze jest „moja”, a na dole „jego”. Każde z nas urządzało swoje wnętrze samodzielnie. Tomasz uparł się, że jego łazienka będzie niebieska. I jest niebieska... jak bezchmurne niebo.

 

Kiedy zobaczyłam kafelki, które kupił… Myślałam, że przejdę załamanie nerwowe. Ale później doszłam do wniosku, że ten dom ma być w końcu dla nas i to my mamy czuć się w nim dobrze. Jeśli mąż chce mieć niebiesko, niech ma.

 

„Swoją” łazienkę na piętrze zrobiłam w zupełnie innej kolorystyce i klimacie. Dominuje w niej kolor łososiowy. Oczywiście nie za bardzo spodobał się on z kolei mojemu mężowi, ale... konsensus dało się osiągnąć.

 

Trochę gorzej było i jest w przypadku pomieszczeń, które nie są zdublowane. O kolory i wystrój potrafimy toczyć naprawdę długie spory. Ja lubię minimalizm, mąż nieco bogatsze formy. Czasami „odpuszczam” ja, czasami on. W każdym razie sztukę kompromisu mamy doskonale opanowaną.

 

Ściany w domu ozdobione są kwiatami namalowanymi przez Dagmarę.

 

Skąd pomysł? Nie wiem. Nigdy nie malowałam na poważnie i nie uważam, że mam jakiś wyjątkowy talent. Jeśli już coś tworzyłam, to były to takie zabawy plastyką, jak to się mówi „dla siebie”. Owszem, jak bardzo się uprę, to wychodzą mi całkiem fajne rzeczy, ale zawsze pamiętam, że to tylko zabawa i nie „napinam się” niepotrzebnie. Jak wyjdzie, to wyjdzie, a jak nie... to się zamaluje.

 

Komentarze

Gość Zbyszek
02-09-2012 14:49
Witam! Miałbym do Pani prośbe, czy mogłaby Pani przesłać wiecej zdjec, zwłaszcza kuchni i salonu,gdyż buduje taki sam dom i chciałbym podobnie połaczyć kuchnie z salonem. Pozdrawiam.
angelikaw
12-02-2012 22:58
Bardzo przyjemnie się czytało... A wszelkie rady są na wagę złota
alabasteragart
03-02-2012 21:59
Cytat z perspektywy czasu - a i owszem życzę powodzenia - jeśli się czegoś bardzo chce , to się uda Dzięki, jesteśmy pełni nadziei, a dom gabarytowo jest bardzo podobny do waszego. Poniżej foto naszej działki z września ...
Wiecej na Forum BudujemyDom.pl
Czytaj tak, jak lubisz
W wersji cyfrowej lub papierowej
Moduł czytaj tak jak lubisz