Minimalizm

"Mniej znaczy więcej" – powiedział blisko sto lat temu słynny modernista, Ludwig Mies van der Rohe. I natchnął swoją niebanalną ideą pokolenia naśladowców. Od tamtej pory styl minimalistyczny – choć jego popularność okresowo nasila się lub słabnie – wciąż jest z nami.


Dekadę temu minimalizm był naszą terapią, reakcją obronną na wybujałe plusze, politury i bibeloty poprzedniej aranżacyjnej epoki. Można powiedzieć, że minimalistami byliśmy wtedy wszyscy. Dziś pozostali nimi ci, którzy czują rzeczywistą potrzebę estetycznej dyscypliny.

 

Korzenie minimalizmu, spokrewnionego w pewnym stopniu z filozofią zen, tkwią jednak głęboko w europejskim modernizmie, który dyktował kształt architektury i formy mebli od początku lat 20. przez niemal cały ubiegły wiek. We wnętrzach jego podstawową ideę – przewagę funkcji nad formą – wyraża ograniczenie liczby przedmiotów do tych niezbędnych, rezygnacja z ozdób, czystość linii i jednolitość powierzchni, a także tzw. szczerość materiałów, czyli koncepcja wykorzystywania tworzyw naturalnych i niewykończonych.

 

Aranżując własne miejsce do życia, nie musimy jednak ściśle trzymać się stylistycznych dogmatów. To, że regał jest pokryty lakierem, albo że panele laminowane tylko imitują drewno, nie wyklucza ich automatycznie z kręgu naszych zainteresowań. Warto za to zainwestować w rozwiązania najlepszej jakości; w przestrzeni pozbawionej przyciągających wzrok detali wszelkie niedociągnięcia bardziej kłują w oczy.

fot. Quick Step

Pozostałe artykuły