Chciałem mieć bezpieczniejszy komin systemowy i zamknięty wkład, mogący nareszcie oddać ciepło w głąb domu. Sam zaprojektowałem obudowę, powtarzającą kształt szyby. Główny kłopot polegał na tym, żeby wydobyć spod niej jak najwięcej zgromadzonego ciepła - mówi Leszek, Czytelnik Budujemy Dom, który kominek z grawitacyjnym rozprowadzaniem ciepła użytkuje od 1997 r.
Dom: murowany, dwukondygnacyjny, pow. 240 m2, ogrzewany kotłem na gaz z sieci.
Kominek:
Żeliwny wkład, moc 16 kW, sprawność do 76%.
Lokalizacja - w salonie, w centrum przestrzeni dziennej. Komin z kanałem dymowym - systemowy, 220 mm. Kanał nawiewny - z PVC, przekrój 150 mm.
Paliwo - drewno liściaste (dąb, brzoza).
Kominek używany w celu ogrzania domu w okresach przejściowych i kiedy nie działa kocioł na gaz (np. w razie awarii prądu).
Decyzja: przed rozbudową domu miałem tradycyjny kominek z otwartym paleniskiem, bo kiedyś tylko takie się stawiało. W zasadzie nie służył do ogrzewania pomieszczeń, tylko do patrzenia w ogień. Podczas rozbudowy, w 1997 r., rozebrałem go wraz ze starym kominem, bo chciałem mieć bezpieczniejszy komin systemowy i zamknięty wkład, mogący nareszcie oddać ciepło w głąb domu.
Pod posadzką położyłem rurę PVC do doprowadzania świeżego powietrza. Planowałem nadal wykorzystywać kocioł na gaz z sieci, więc nie inwestowałem w drogi wkład. Kupiłem go w hipermarkecie budowlanym i otoczyłem ognioodpornymi płytami gipsowo-kartonowymi i specjalną wełną mineralną.
Celowo postanowiłem rozprowadzać ciepło grawitacyjnie, żeby mieć choć jedno urządzenie grzewcze, które zadziała bez prądu. W tamtym czasie każda silniejsza wichura oznaczała jego brak, dlatego potrzebowałem, żeby kominek ogrzał część dzienną i ewentualnie dolne pokoje (po otwarciu do nich drzwi) oraz pomieszczenia na poddaszu, przez które przebiega komin. Gdybym dzisiaj modernizował kominek, kilka rzeczy zrobiłbym inaczej!
Żeliwny wkład celowo ma grawitacyjny sposób rozprowadzania ciepła, żeby pracował bez prądu
Modernizacja kominka - rady i przestrogi:
Rozważyłbym kupno jakiejś fajnej kozy lub pieca kominkowego. Dlaczego? Bo grzeje całym korpusem i również bez podłączenia do prądu, zupełnie odpada problem obudowy, montaż jest banalnie prosty. Przy rozbudowie domu rozmawiałem z żoną na temat kozy, lecz te, które widzieliśmy u pobliskiego producenta, nie były ładne. Stanęło więc na wkładzie, następnym razem pewnie wybiorę zgrabny piecyk!
Sam zaprojektowałem obudowę, powtarzającą kształt szyby. Główny kłopot polegał na tym, żeby wydobyć spod niej jak najwięcej zgromadzonego ciepła. Na początku w górnej części obudowy zamontowałem 3 kratki, i to było za mało. Podczas kolejnego malowania pomieszczeń kupiłem więcej większych kratek, na dodatek szarpnąłem się na model z żaluzjami, by skierować ciepło w dół w stronę salonu, a nie na sufit.
Pomogło, jednak tak dużo kratek nie wygląda dobrze. Nowoczesne, np. szczelinowe, są mniej widoczne, ale nie mogłem już ich zastosować w istniejącej obudowie. W zasadzie chętnie bym się jej pozbył. Sam wkład świetnie działa 20 lat. Wymaga tylko, po raz pierwszy, wymiany uszczelki wokół drzwiczek. Wadą są nagrzewające się rączki szybrów.
W obudowie zamontowano kratki wywiewne z żaluzjami
Od ponad dwudziestu lat w przystępny sposób opisuje domy i ogrody Czytelników. Współpracowała z kilkoma znanymi poradnikami budowlanymi. Jest autorką tekstów i zdjęć. W wolnych chwilach z przyjemnością zajmuje się własnym ogrodem.
Metodą permakulturową uprawia w nim zarówno rośliny ozdobne, jak i zioła, warzywa itp. Amatorsko interesuje się architekturą, ogrodnictwem, ornitologią, sportem, filmem. Uwielbia podróżować, poznawać nowych ludzi i miejsca. Jeżeli potrzebuje wypocząć, najchętniej wyjeżdża nad morze, poza sezonem wakacyjnym.