I jak zwykle, ilu Polaków, tyle poglądów. Rozwiązania niby tylko dwa: projekt na zamówienie lub z katalogu - za to uzasadnień, argumentów za i przeciw - dziesiątki. Mam oczywiście swoją opinię, mało tego: jest ona tak silnie ugruntowana, że skłoniła mnie do zakupu nowej działki. Tak, będziemy budować jeszcze raz! Między innymi po to, by mieć okazję współpracy z prawdziwym fachowcem - architektem.
Po co architekt, zapyta ktoś, kto za projekt znaleziony w Internecie zapłacił 1500 zł. A po to, żeby kapitału na kluczową inwestycję życia, jaką w moim przypadku jest dom, nie roztrwonić, pakując go w bezsensowne rozwiązania. Żeby wykorzystać w stu procentach potencjał lokalizacji i przez następne kilkadziesiąt lat cieszyć się każdą chwilą spędzoną we własnym domu.
Nie dreptać z kąta w kąt, natykając się co krok na przestrzenne kurioza, nie żałować, że „tego nie ma, to za duże, a tamto za małe, tu za jasno, a tam za ciemno”. Taka przyjemność warta jest może nie każdych pieniędzy, ale na pewno co najmniej tych na jacuzzi.
Jest jedno "ale": architekt musi być twórcą z prawdziwego zdarzenia. Może nie artystą najwyższych lotów (na takiego nas niestety nie stać), ale bardzo solidnym rzemieślnikiem, który zna do głębi zasady rządzące przestrzenią, stale się dokształca i żadnego zleceniodawcy nie traktuje rutynowo. Kimś, kto rzetelnie przestudiuje zalety i wady naszej parceli, zwyczaje rodziny, a także naszą zdolność kredytową.
Byłem ostatnio w domu przyjaciół projektowanym przez takiego właśnie człowieka. Zachwyciły mnie w nim nie spektakularne efekty, ale przyjazność miejsca. Sposób, w jaki dom komunikuje się z ogrodem i z dalszym otoczeniem. Jak poddaje się potrzebom domowników, każdemu zapewniając niezbędną dozę prywatności, a jednocześnie tworząc zróżnicowaną wspólną przestrzeń: kącik dla telemaniaków, dla miłośników muzyki i książek, strefę spotkań przy stole, miejsca do zabawy dla dzieci.
Za każdym razem, kiedy zachwycamy się z żoną rozwiązaniami przestrzennymi, znajomi podkreślają wielką rolę architekta, który wydobył z działki - i z ich konta bankowego - wszystko co najlepsze. A z konta w tym sensie, że dostosował dom do możliwości gospodarzy, i to zarówno na etapie budowy, jak i w czasie użytkowania.
Podobno zanim autor projektu w ogóle usiadł za biurkiem, przegadali z nim kilka dobrych godzin i odbyli parę wycieczek na działkę, wtedy jeszcze pustą. Architekt "wymyślał" dom, pokazując inwestorom kępy drzew i nierówności terenu przez wyimaginowane okna. Kto, poza nielicznymi wyjątkami, dysponuje tak bujną wyobraźnią?
Przeczytaj
Może cię zainteresować
Dowiedz się więcej
Oczywiście, za to trzeba zapłacić. Ale dziś znajomi, choć nie mają wanny z bąbelkami, siedzą w salonie, patrząc na korony sosen, na tarasie tworzącym zaciszne patio są całkowicie odizolowani od otoczenia (choć działka jest otoczona ażurową siatką), a z okien kuchni kontrolują drzwi garażowe, bo garaż ustawiono pod kątem prostym do budynku.
W dodatku mogą robić wiele różnych rzeczy, nie przeszkadzając sobie nawzajem, ale i nie tracąc ze sobą kontaktu. Mają też świetnie zaprojektowane oświetlenie, podczas gdy ja w moim "domu z katalogu" musiałem dorobić już awaryjnie 6 dodatkowych (absolutnie koniecznych!) punktów świetlnych, a w kilku miejscach wciąż odsuwam regały, żeby wetknąć wtyczkę do gniazdka.
Niby drobiazgi, ale na co dzień ważne. Dlatego warto poświęcić trochę czasu na znalezienie profesjonalisty. A co do cen, rynek usług musimy stworzyć sami - właśnie zlecając projekty. Naturalny popyt na dobre koncepcje domów średniej wielkości wygeneruje wśród architektów zachowania konkurencyjne. Mówiąc wprost, poprawi się relacja wartości usług do ich ceny.
Bronisław Golczyk, Wrocław
fot. otwierająca: ElasticComputeFarm / pixabay.com