Już kiedy stawiali pierwszy dom wiedzieli, że to tylko „na teraz”. A w szufladzie trzymali wybrany projekt domu parterowego z pracowni CANDOM (nr. 2246), który zamierzali postawić jako następny. Nie chcieli jednak zaciągać kredytów.
Basia, pracując za granicą i Mirek, zarabiający w Polsce, odłożyli na nieduży dom. Pomyśleli, że jeśli go zbudują i sprzedadzą, będzie ich stać na większy, już całkowicie wolno stojący. Tak też zrobili. Postawili, pomieszkali, sprzedali i rozpoczęli kolejną budowę. Działkę kupili bez większych kłopotów.
Niestety, położona jest dość daleko od Warszawy, a w dodatku jadąc do pracy w stolicy trzeba przedzierać się przez największe korki. Plusem jest jej duża powierzchnia – 1600 m² i piękne, stare drzewa, które były priorytetem podczas poszukiwań ziemi.
Pociąga ich nieznane
Kolejna inwestycja ruszyła w 2000 roku. Od razu wiedzieli, że będą budowali w technologii szkieletowej. Wydawała się atrakcyjna cenowo, i gwarantowała szybkie tempo robót i wydawała się prosta, jeśli chodzi o dopilnowanie prac. No i wiele rzeczy można było zrobić samemu. Ich wymarzony projekt był właśnie wyrysowany pod „kanadyjczyka”. Mirkowi podobała się przyjemna bryła i ładne detale – np. estetyczne kształty wywietrzników ściennych.
|
Basia i Mirek lubią żyć wygodnie, dlatego dwie oddzielne bramy garażowe zastąpili jedną – ułatwia wstawianie samochodu |
Dom ma 220 m² powierzchni użytkowej, dwa stanowiska garażowe po 20 m² i wejście w amerykańskim stylu. Domownicy twierdzą, że otwarty wiatrołap nie przeszkadza nawet w czasie srogiej, polskiej zimy. Podczas adaptacji projektu nie obyło się bez drobnych zmian.
Przede wszystkim przestrzeń pod dachem została przeznaczona na pokój, a nie na stryszek. Poddasze nie jest jeszcze wykończone, ale czeka na chwilę, kiedy rodzina będzie potrzebowała więcej miejsca. Część okien zamienili na drzwi, aby umożliwić jak najczęstsze wychodzenie do ogrodu. Barek został zastąpiony kominkiem, którego nie było w pierwotnym projekcie.
Z bryły zewnętrznej znikło kilka ozdobników. Podczas drugiej budowy Basia i Mirek nie mogli skorzystać z usług wykonawców sprawdzonych przy poprzedniej inwestycji, ponieważ oba domy stawiali w zupełnie różnych technologiach.
Tych samych fachowców można by było wykorzystać jedynie przy pracach wykończeniowych, ale w większości zajmował się nimi Mirek. Dlatego pracowników budowlanych szukali głównie z ogłoszeń. Natomiast główna firma wykonawcza została wzięta z polecenia.
Proste jak kanadyjczyk
W ciągu miesiąca od rozpoczęcia budowy stanął szkielet domu, obity płytą OSB z dachem i folią. – W porównaniu z budową domu murowanego było kilkakrotnie szybciej, czyściej, przede wszystkim nie wymagało miesięcy nadzoru i dojazdów na budowę – mówi Mirek. Na dachu została ułożona dachówka cementowa Braas. Po pięciu latach okazało się, że 7 dachówek pękło, ale to były tylko te sztuki, które były przycinane do skosów dachu. Poza tym, w opinii domowników, pokrycie sprawdza się doskonale.
|
Większość rzeczy – od pomysłu, poprzez kupienie materiałów, do wykonania, Mirek zrobił samodzielnie |
|
Ściana wykończona okładziną ceglaną nie wymaga malowania co kilka lat |
Podczas drugiej budowy Mirek wiedział, że warto poświęcić trochę więcej czasu na szukanie materiałów. I tak, na przykład, okna ze szprosami i okuciami antywłamaniowymi miały kosztować w Warszawie 24 tys. zł, a za te same, ale sprowadzone z mniejszego miasta zapłacił ostatecznie 15 tys. zł. Pojedyncze bramy garażowe zostały zamienione na podwójną „Wiśniowskiego” – wyszło taniej niż dwie, a do tego wygodniej wjeżdża się do garażu.
Ogrzewanie podłogowe sprawdziło się poprzednim razem, więc znalazło się i w nowym domu. Właściciele do plusów domu zaliczają również wiszący gazowy kocioł, z zamkniętą komorą spalania marki De Dietrich, który spisuje się dobrze bo dba o rachunki, chociaż bardzo głośno pracuje. A ponieważ wisi w zamykanej ażurowymi drzwiami wnęce w korytarzu, słychać go naprawdę wyraźnie.
Jedyne z czego Basia i Mirek są niezadowoleni, to zewnętrzne strukturalne tynki akrylowe. Właściwie to nie zawiniły same tynki, tylko wykonawcy, znalezieni przez ulotkę rozdawaną w jednym z marketów budowlanych. Prace trwały tylko cztery dni i przez ten pośpiech tynk został źle położony. Nie spisał się też hydraulik, który podbił ostateczną cenę usługi, a ponieważ wcześniej nie została spisana umowa, trudno było z nim dyskutować.
Warto czytać
Mimo drobnych obsunięć czasowych, po ośmiu miesiącach od rozpoczęcia budowy rodzina wprowadziła się do domu. Pośpiech był konieczny z powodu sprzedania poprzedniego domu. Mirek, Basia oraz dwóch kilkuletnich synów do nowego domu przenieśli się 12 marca, a 15 spadł śnieg. – Kocioł nie był podłączony, nie było ciepłej wody, a jedyne co nas ratowało to kominek. Ale daliśmy radę i dziś mamy co wspominać – opowiada Basia.
Zapytani o problemy przy pierwszej i drugiej budowie zgodnie twierdzą, że nie ma o czym mówić. – Na każdej budowie zdarzają się jakieś nieprzyjemne drobiazgi, ale czy można to nazwać problemami? Przecież to nieodłączna część budowy i tak to trzeba przyjmować – mówi Mirek. Przyznaje jednak, że na taką „spokojną” budowę trzeba sobie zapracować.
Sam nie tylko od wielu lat bardzo dużo czyta o budownictwie, ale też stara się wykonywać wiele prac. Własnoręcznie montował okna, płyty OSB, ocieplał ściany, wykonywał okładziny z cegieł na zewnątrz domu i z poprzecznie układanych płyt w środku, zabudował kominek, montował szafki, meble.
– I, oczywiście, zaprojektował wszystkie wnętrza. Sam dobierał kolory tapet, a nawet poduszek i zasłon. W łazience wymyślił sobie, że chce mieć niebo, więc zrobił sufit podwieszany, a w nim dziesiątki żaróweczek. Koleżanki mówią, że wygrałam los na loterii – dodaje zapatrzona w męża Basia.
Mirek opowiada o swojej cierpliwości do budowlanych pseudo fachowców. – Przyjechał pan do układania płyt karton-gips. Mija drugi dzień, widzę, że jednak wcale nie umie tego zrobić. To przyniosłem mu literaturę budowlaną, pokazałem artykuły, wytłumaczyłem i... zrobił.
Między psami, jaskiniowcami
|
Zagospodarowanie ogrodu jest tak samo ważne, jak domu – w końcu to dla niego ludzie wyprowadzają się z bloków |
Odwiedzając dom w Żabiej Woli widzimy, jak ważne jest otoczenie. Parterowy budynek jest rozłożysty i zakrywa dużą część działki, a do tego znaczny fragment terenu zajmują wysokie drzewa, podwórko sprawia wrażenie bardzo przestronnego i pełnego przyjaznych zakamarków.
Jak większość iglastych ogrodów, ten również, jeszcze w listopadzie wygląda zielono.
Posesję wyróżniają piękne schody, które Mirek zbudował z drewna i kamieni. Na całym terenie zostały usypane nierówności, wzmocnione ogromnymi kamieniami i obsadzone niską zielenią.
Z tyłu domu „Biesowisko” – miejsce biesiad rodziny i znajomych, zadaszone, z wybudowanym grillem i niewielkim schowkiem na narzędzia ogrodowe.
Buda wielkiego Kaukaza została zbudowana na wzór jaskini – w nasypie z ziemi i kamieni znajduje się wnęka z drewnianą podłogą. Całość z tyłu wygląda jak mała, naturalna górka.
+
- Przyjazny, rodzinny układ pomieszczeń – życie toczy się na jednym poziomie. Parterowe domy nie są sztucznie dzielone schodami na strefy.
- Samodzielne prace pozwoliły zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych, uniezależniły właścicieli od umiejętności i czasu wykonawców.
- Rozsądnie rozplanowane okna – w sypialniach znajdują się po dwa okna, odsunięte od siebie tak, że między nie można wstawić zagłówek łóżka. Ciekawe rozwiązanie, rzadko spotykane w polskich projektach.
- Działka kupiona ze starymi drzewami, po obsadzeniu niskimi krzewami i ułożeniu ścieżek, wygląda jak posiadłość rodowa ze stuletnią tradycją.
- Dodanie wygodnych schodów w wejściu pozwoliło na wykorzystanie wolnej przestrzeni pod dachem na przestronny stryszek.
brak pomieszczenia gospodarczego, pralni i kotłowni. Pralkę trzeba było zabudować w kuchni, a wiszący kocioł gazowy w niewielkiej wnęce na korytarzu. Wnęka została zamknięta ażurowymi (ze wzorem żaluzji) drzwiami. Sama jest czymś w rodzaju betonowej puszki, która jeszcze bardziej nasila dźwięk pracy kotła. Basia narzeka, że zimą, nie ma gdzie suszyć prania.
- Drobne trudności w wykończeniu podłogi – posadzki zostały ułożone przed wybraniem drzwi. W efekcie granica między płytkami a wykładziną jest w nieco innym miejscu, niż linia zamkniętych drzwi i przez to widać wykładzinę na korytarzu. Na szczęście można to zasłonić szerszą listwą podłogową.