Ewelina i Marian nie zatrudniają gosposi. Wystarczy, że mają dom, który o nich myśli. Pamięta o światłach, roletach, ogrzewaniu, grodzie. Zgłasza awarie, wysyła maile do swoich gospodarzy. A wieczorem przygotowuje wszystko do snu.
Kiedy Marian opowiada o swoim domu, to zaczyna od oświetlenia – jego funkcji, pięknie, inteligencji. Lubi światło rozproszone, miękkie, zbliżone do naturalnego, które poddaje się jego woli – świeci mocniej lub delikatniej. Opowiada o ustawianiu scen świetlnych, programowaniu sieci, trójwarstwowym szkle.
Nic dziwnego – światło zdominowało również jego życie zawodowe. Najpierw pasjonował się nim jako pracownik naukowy Politechniki Warszawskiej, potem założył własną firmę zajmującą się produkcją opraw świetlnych, projektowaniem i zakładaniem systemów świetlnych – również dla prestiżowych obiektów, jak Rondo ONZ w Warszawie. Każdy, kto odwiedza Mariana, po takiej opowieści spodziewa się domu nowoczesnego, jasnego, pełnego szkła, stali i kosmicznych lamp przyszłości. Domu, który chętnie obejrzy w katalogu, ale raczej nie chciałby w nim mieszkać.
Tymczasem znajduje piękne, tradycyjne wnętrza z drzwiami, oknami i zabytkowymi meblami z ciemnego drewna, grube szklenia, kryształy, kamień na podłogach. Początkowo o lampach można powiedzieć tyle, że rzadko w którym domu są dobrane z takim smakiem i prostotą. Po kilku godzinach zdjęć i rozmów, kiedy niepostrzeżenie po dotknięciu jednego przycisku w całym domu zmieniają się światła, ustawienia żaluzji i temperatura – wiemy, że to jest właśnie inteligencja budynku. Inteligencja, której nie widzimy, ale czujemy.
|
Osiedle po przejściach
Ewelina i Marian Okoń do swojego domu w Konstancinie wprowadzili się w 1998 roku, po pięciu latach budowy. Osiedle, na którym mieszkają liczy około 182 domków. Każdy z nich jest nieco inny, ale wszystkie wyglądają jakby wyszły spod jednej ręki. Wrażenie jest uzasadnione – osiedle zaprojektowała pracowania Dziuba-Pasternak. Architekci stworzyli trzy podstawowe warianty projektów, które inwestorzy mogli lekko modyfikować pod kątem swoich potrzeb. Sami projektanci również postanowili tutaj zamieszkać.
Właściciele mogą długo opowiadać o osiedlowych perypetiach – wspólnym budowaniu dróg, nieuczciwych mieszkańcach, którzy nie chcieli płacić ustalonych składek, kłopotach z gminą. Do tej pory urzędnicy nie mogą się zdecydować, czy drogi osiedlowe mają być własnością prywatną czy gminną. – Jeżeli dostaniemy je na własność, to zamykamy osiedle i robimy ochronę. Gmina wolałaby uznać drogi za swoje, ale wtedy musi nam zwrócić ogromne pieniądze za ich wykonanie – mówi Marian, który o sprawach osiedla wie wszystko.
Przez osiem lat aktywnie działał w Radzie Nadzorczej, dzięki czemu zna go tutaj większość mieszkańców. Osiedle to zbiór bardzo różnych, ale ciekawych ludzi, począwszy od polityków, poprzez lekarzy, osoby z telewizji, prasy, właścicieli firm budowlanych, po obcokrajowców. Na skraju osiedla znajdują się dwa punkty spotkań: Dwór Macieja i Gospoda Kołomyja.
Z rąk do rąk
Dom o powierzchni 180 m2 w stanie surowym otwartym, usytuowany na działce 1000 m2, zmieniał właścicieli kilka razy. Ewelina i Marian są jego trzecimi gospodarzami. Wcześniej mieszkali w bloku. Przygodę z budowaniem rozpoczęli z pełną nieświadomością tego, czego się podejmują.
– To był szalony czas. Rozwijaliśmy firmę, a jednocześnie podjęliśmy się budowy własnego domu. Mieszkanie w bloku stało się niewygodne. Mogliśmy kupić większe, ale pod wpływem impulsu zdecydowaliśmy się na dom – mówi Ewelina, która była pomysłodawczynią większości poprawek wprowadzonych podczas budowy i wykańczania domu.
W efekcie przybyło blisko 120 m2, w tym piwnica, ogród zimowy i rozbudowane piętro. Na zmianę bryły domu najbardziej wpłynął przeprojektowany dach. Wygląd wnętrz poprawił się dzięki zmianie rozkładu okien.
Wykopana piwnica
Najtrudniejszym przedsięwzięciem było „podbudowanie” domu piwnicą. Ewelina i Marian potrzebowali przestrzeni na pralnię, kotłownię, gospodarczą kuchnię, łazienkę i piwniczkę z winami. Postanowili przeprowadzić „dobudowę” w ziemi. Okazało się, że te 70 m2 kosztowało ich tyle, ile postawienie drugiego, niewielkiego domu. Całe osiedle usytuowane jest na terenach starej glinianki. Przez wiele lat w tym miejscu była wybierana glina, a powstałe w ten sposób doły zasypywano piaskiem.
To spowodowało, że podłoże jest bardzo trudne i nieprzewidywalne. Na ok. dwieście domów, kilkanaście ma piwnice, które są przyczyną niekończących się kłopotów właścicieli. Specjalistyczne badania geodezyjne wykazały, że wody gruntowe na działce Mariana znajdują się na poziomie 2,5 m.
Podczas budowy piwnicy woda pokazała się na głębokości 1,6 m. Inwestorzy byli wówczas na miesięcznej wyprawie w Kenii. Zostawili wytyczne – projekt piwnicy i sposobu wykonania prac – oraz pieniądze kierownikowi budowy. O tym, co się działo na placu wiedzą z opowieści sąsiadów.
Budowa przebiegała tak, jak powinna. Przy pomocy podkopywania i zabezpieczania stemplami kolejnych fragmentów domu, murowano ławy i wybierano ziemię. Dom podkopywany był w różnych miejscach, tak, aby jego konstrukcja w miarę możliwości pracowała równomiernie. Już przy pierwszych stemplach wiadomo było, że lustro wody pojawia się bardzo płytko. Mimo to kierownik budowy nie przerwał prac, ani nie skontaktował się z inwestorami.
Wykonawcy brodzili w błocie, pompa usuwała wodę. Siły wsparto grupą robotników z Ukrainy, którzy wybierali błoto wiadrami. Piwnica została zbudowana. Po pierwszym deszczu na podłodze pojawiła się warstwa wody o wysokości ok. 70 cm. Wykonawcy przyjechali i zdecydowali, że trzeba wylać beton. W efekcie dom zyskał pół metra niepotrzebnej, betonowej podstawy. Każdy większy deszcz oznaczał kolejną domową powódź.
Kilku specjalistów wykonało niezależne ekspertyzy. Zaproponowali sposoby na izolację zewnętrzną i wewnętrzną. Piwnica została odkopana i „poprawiona”. Woda pojawiała się nadal. – Myśleliśmy o drenażu, ale nawet w prasie budowlanej nie znaleźliśmy sensownych informacji, na czym polega to rozwiązanie i jak je dobrze zastosować – mówi Marian, który zwrócił się po pomoc do dr Szwecha z Politechniki Warszawskiej.
Specjalista zaproponował, żeby zamiast izolować, zejść z lustrem wody i stworzyć dookoła budynku suchą puszkę. Przygotował projekt drenażu – wykopano rowy, wstawiono formę, którą zasypano żwirem i piaskiem. Woda zbierana przez piasek spływa do niższej warstwy żwiru i jest odprowadzana rurami do studzienki zbiorczej. Stamtąd, dzięki systemowi specjalnej instalacji, nawadnia staw z rybami i zasila system podlewania ogrodu. Sam drenaż bez zamulenia powinien funkcjonować 50 lat. – Instalacja jest naprawdę prosta. Ale na pewno, żeby mieć coś takiego, trzeba mieć „dwie prawe ręce”, inaczej będziemy musieli wzywać fachowców do naprawdę drobnych usterek – twierdzi Marian. On z niewielkimi awariami radzi sobie sam.
Dwa, trzy, pięć
Dwa kominki, trzy tarasy, pięć łazienek, dwa systemy ogrzewania, dwie kuchnie, niezliczone przejścia, dwie strefy alarmowe, troje mieszkańców, jeden kot i jeden pies. Kuchnie są dwie – jedna niewielka, ciemnobrązowa, widoczna z pokoju dziennego i połączona z jadalnią. Druga zwana gospodarczą znajduje się w piwnicy. Dwie łazienki znalazły się na parterze, dwie na piętrze i jedna w piwnicy. Zgodnie z nazwą w „kociej łazience” sypia kot – zawsze przy zapalonej specjalnej lampce.
Nad wanną w łazience syna Eweliny i Mariana znajdują się dwie, zaprojektowane z myślą o mokrych pomieszczeniach, bezpieczne lampy. Długi łańcuszek prowadzący do włącznika pozwala na włączenie lampek bez wstawania z wanny i leniwe czytanie książki. Trzy tarasy umożliwiają wypoczynek zgodny z porą roku i nasłonecznieniem. Taras południowy osłania automatyczna markiza, północno-zachodni przydaje się na największe upały, a na trzeci można wyjść z ogrodu zimowego. W domu połączone zostały ogrzewania gazowe i elektryczne. Wszędzie, gdzie znajdują się podłogi z kamienia, ułożono ogrzewanie podłogowe.
Dzięki rozmieszczeniu kilku czujek w różnych pomieszczeniach i programatorów, Marian podzielił dom na cztery strefy ogrzewania, dla których programuje temperatury w cyklach dziennych i tygodniowych. Na przykład ustawia niższą temperaturę na noc, wyższą na poranek, znowu niższą na czas spędzany w pracy i najwyższą na wieczór.
Weekendy mają inny program, ponieważ gospodarze spędzają wtedy więcej czasu w domu. Dzięki czujkom system ogrzewania dostosowuje temperaturę w każdej strefie – dziennej, sypialnianej, gościnnej, garażowej – do zaprogramowanej. Przy tak precyzyjnym grzaniu, kominek w salonie okazał się niepotrzebny. Za to żeliwny kominek w ogrodzie zimowym jest używany często, szczególnie, że można na nim zagotować wodę w tradycyjnym czajniku.
Z domu jest kilka wyjść: bezpośrednio z parteru, jak i przez piwnicę, do której z kolei prowadzą trzy wejścia – z domu, z zewnątrz i przez garaż. Wyjście z piwnicy do garażu jest jednocześnie wykorzystywane jako kanał do oględzin samochodów. Przy takiej liczbie przejść alarm wydaje się niezbędny. Dom został podzielony na dwie strefy alarmowe – dla domowników i gości. Pozwala to na udostępnienie części domu przyjaciołom, nawet, jeżeli gospodarzy akurat nie ma. Oprócz Eweliny, Mariana i ich syna, w domu mieszka kot Pusia i pies Neska.
Tajemniczy ogród
Czujka pilnująca frontowej części posesji to rozwiązanie dla wszystkich, którzy narzekają na alarm włączający się podczas wizyt dzikich kotów, czy spacerów własnego psa. Urządzenie jest podzielone na dwie części – górna monitoruje wyższy poziom podwórka, dolna niższy. Dopiero, kiedy czujka „zauważy” ruch na dwóch poziomach, sygnały się spotykają i włączają alarm. – Alarm na zewnątrz domu jest najważniejszy. Chodzi o to, żeby wystraszyć intruza i zmusić do ucieczki. Kiedy dostanie się do środka domu, na straszenie jest za późno, ponieważ człowiek w stanie histerii jest nieobliczalny i znacznie bardziej niebezpieczny – mówi Marian.
W gabinecie Marian zbiera ulubione płyty i trofea dobrego golfisty. Torbę z kijami i sprzęt do „domowych ćwiczeń” znajdujemy później na poddaszu, gdzie pan domu pokazuje nam prawidłowe zamachy. |
Ogród znajdujący się z tyłu domu kryje pod śniegiem wiele niespodzianek. Wystarcza dziesięć minut, podczas których okazuje się, że jest ich znacznie więcej, niż można przypuszczać. Żeliwny słupek, wyglądający jak oparcie dla rośliny, to tak naprawdę designerska lampa porośnięta zielenią. Okrągła studnia, po otwarciu ukazuje „centrum dowodzenia” wodami zebranymi z drenażu. Stąd pompowana jest do stawu i instalacji nawadniającej ogród. Kiedy próbujemy znaleźć odpowiednią perspektywę do zrobienia zdjęć domu, okazuje się, że kolejny krok mógłby skończyć się... utonięciem.
Tu właśnie znajduje się ponad dwumetrowej głębokości staw, zamieszkiwany przez sześćdziesiąt ryb. Wystarczy się uważniej przyjrzeć, żeby zobaczyć niewielki otwór w warstwie lodu przykrytego śniegiem. Marian zastosował prostą instalację, która pompuje ciepłe powietrze na dno stawu. W lodzie nad tym miejscem zawsze powstaje dziura. Małe, regularne górki śniegu to nic innego, jak niskie lampy.
Ogród jest niewielki, ale porośnięty piękną zielenią. Nad całością króluje metalowa konstrukcja porośnięta przez bluszcz i zwieńczona rybką z napisem „Okoń”. W dwóch miejscach Marian umieścił wykonane przez siebie karmniki. Zimą dokarmia ptaki i robi im zdjęcia. Wizytę w ogrodzie wykorzystujemy na obejrzenie systemu czujek alarmowych i świetlnych zamocowanych dookoła domu. Umawiamy się na ogrodową wizytę w maju. Chcemy zobaczyć staw, w którym ryby, już od sześciu lat, żyją jak w naturalnym środowisku. Wiosenne spotkanie będzie nietypowe, bo nocne – tak, aby można było zrobić zdjęcia podświetlonej zieleni.
Zakochany w świetle
Tutaj można ustawić i zaprogramować wszystko: zewnętrzne rolety, ogrzewanie, nawadnianie ogrodu, alarmy. Ale najwięcej mówi się o świetle . Marian wie o nim absolutnie wszystko. Jakie powinno być do pracy, zdrowego wypoczynku. Jak ozdobić nim dom. Opowieść zaczyna się od tajników założenia instalacji inteligentnej. Rozprowadzenie po domu dwóch kabli, rozmieszczenie punktów i zaprogramowanie ich wydaje się zaskakująco proste.
Z gabinetu wchodzi się do zimowego ogrodu z żeliwnym kominkiem, skąd jest wyjście do ogrodu i schody do piwnicy. |
– Ściągamy program z Internetu, który obsługiwany jest z dziecinną łatwością w środowisku Windows. Opisujemy w nim wszystkie lampy, żyrandole, kinkiety, przełączniki. Każde pomieszczenie stanowi w programie oddzielne okienko. Potem je otwieramy i przeciągamy do nich kolejne punkty. Tak programujemy, który włącznik współpracuje z daną lampą. W przypadku remontu czy stawiania ścian działowych nie trzeba kuć ścian i przeciągać kabli. Wystarczy przeprogramować system – spokojnie opowiada Marian.
– Skradzioną lampę można łatwo zidentyfikować, ponieważ oprawa ma procesor, które zapamiętuje zaprogramowane polecenie i nie „resetuje” się. Jeśli chcemy udowodnić, że odnaleziona lampa została skradziona z danego domu, wystarczy podłączyć lampę i sprawdzić czy reaguje na instalację – dodaje Ewelina.
Obłożony marmurem, prosty kominek znajduje się również w salonie – jest nieużywany i służy jako tło dla przywożonych trunków, które nie zdążyły powędrować do piwnicy. |
Swoje sekrety mają również niektóre obrazy wiszące na ścianach, zasłaniają one kable przygotowane do podłączenia kolejnych lamp. Zakładając firmę Marian wytyczył sobie misję edukacyjną. Chce pokazać ludziom, że rozwiązania te mogą tylko nieznacznie podwyższać koszt domu, za to niesłychanie podnoszą komfort życia.
Kiedy dom wyprzedza twoje myśli
Pobudka w domu z inteligentnymi instalacjami od pobudki w domu tradycyjnym różni się ilością porannych przyciśnięć. W zwyczajnym domu wyciągamy rękę i naciskamy raz – budzik, żeby przestał dzwonić. W domu Mariana warto nacisnąć dwa razy – budzik i przycisk przy łóżku. Przycisk ten uruchamia ustawienia poranne. Włącza ekspres, podgrzewa podłogę w łazience, podnosi temperaturę, włącza przyjemne światła i radio z ulubioną stacją.
Wygląd salonu połączonego z holem i jadalnią zmienia się w zależności od ustawienia rolet i scen świetlnych. |
Podobne opcje można zaprogramować dla zasypiania, relaksu, pracy w domu itd. – To bardzo dobre rozwiązanie, kiedy w domu mieszkają ludzie starsi lub dzieci. Na przykład jeśli zapracowana mama musi zostać dłużej w pracy, a do domu wracają dzieci, może wejść do sieci i zablokować dopływ prądu do kuchenki, żelazka czy nawet komputera – opowiada Ewelina. Program sterujący pozwala na kontrolę czasu życia żarówek, czuwa nad bezpieczeństwem instalacji. Jeśli są jakieś nieprawidłowości wysyła e-mail do gospodarzy.
Piwnica o smaku wina
W gabinecie, do którego prowadzą wysokie aż do sufitu, przeszklone drzwi, Marian pracuje i ustawia swoje trofea z rozgrywek golfowych. Jego wnętrze zostało uzupełnione najnowszą elektroniką umożliwiającą wpięcie punku świetlnego do systemu WinDim. Przy fotelu do czytania stoi oryginalna lampa wyglądająca jak kupiona w najdroższym sklepie, a tak naprawdę wykonana przez zaprzyjaźnionego rzemieślnika. Z azylu gospodarza można wejść do ogrodu zimowego, gdzie hodowlę roślin wspomaga praca specjalnej lampy, która świeci 3-4 godziny na dobę, według zaprogramowanych ustawień.
W jednym z rogów sufitu umieszczonych jest kilka światłowodów. Zakończone są one pięknie świecącymi kryształowymi elementami. Przy drzwiach stoi żeliwny kominek, a płomień ognia palącego się w nim znakomicie uzupełnia światło kryształów. Z przyciemnionych kinkietów nad kanapą sączy się rozproszone światło. Dwa wyjścia prowadzą na tarasy, a schody do piwnicy z winami. – Zainteresowanie winami zostało mi po pracy w Niemczech, gdzie badałem ich jakość. Oczywiście robiłem to przy pomocy światła – śmieje się Marian. – Następnym razem opowiem, jak zbudować i urządzić porządną piwniczkę na wina.
tekst: Anna Olszewska-Krysztofiak, Aneta Demianowicz
zdjęcia: Anna Olszewska-Krysztofiak