– Aaa… Byłbym zapomniał! Domownikami są jeszcze dwie papugi, aleksandretty obrożne o imionach Sisi i Rico oraz kot o imieniu Boni. Z całą pewnością jest to zatem dom, który zasługuje na miano „rodzinnego”.
– Kiedy jeszcze nie mieszkałem w tym domu, tylko w bloku na jednym
z częstochowskich osiedli… Była tam kawiarnia, która nazywała się
„Cool Beer” – wspomina Michał. – A ponieważ spędziłem w niej kilka fajnych
chwil, mam luzackie podejście do życia i lubię piwko, więc uznałem,
że ta nazwa doskonale nadaje się na forumowy pseudonim.
Mały na duży
Praktycznie całe dzieciństwo i lata młodzieńcze Michał spędził w typowym PRL-owskim bloku.– Czy był typowy? Nie jestem pewien. Ale jedno wiem na pewno, miałem już absolutnie dosyć życia w budynku wielorodzinnym – podkreśla Coolibeer.
– A dlaczego nie jestem przekonany o typowości naszego poprzedniego lokum? Otóż… Nie wiem na przykład, czy normą jest to, że sąsiedzi rozpoczynają prace remontowe, kolejno jeden po drugim. Dosłownie jakby się umówili. Jeden kończył, to drugi zaczynał. Naprawdę! Nie przesadzam! Tam naprawdę prawie zawsze ktoś prowadził jakiś remont!
A w dodatku największe hałasy pojawiały się po 22.00. To był jeden z ważnych powodów, który zadecydował o tym, że po wielu latach spędzonych w bloku postanowiłem wspólnie z rodzicami, iż rozbudujemy mały dom, który należał wcześniej do dziadków. Dla mojej mamy była to jakby sentymentalna podróż w krainę dzieciństwa. Wychowała się bowiem w tym domku położonym w jednej z peryferyjnych dzielnic Częstochowy.
Można zatem powiedzieć, że po niemal dwudziestu latach spędzonych w bloku wróciła, jak to się mówi, na stare śmieci. Wcześniej bywaliśmy tu zresztą dosyć często, gdyż na działce otaczającej dom [2,5 tys. m2 – przyp. red.] uprawialiśmy na własne potrzeby warzywa, ziemniaki, owoce. Stary dom był naprawdę malutki. Parterowy ze stryszkiem. Trzy izby, mała łazienka… Zanim podjęliśmy ostateczną decyzję, bardzo długo rozważaliśmy wszystkie za i przeciw.
Jednym z ważnych problemów były oczywiście pieniądze. To zapewne najczęstsze zmartwienie inwestorów. Ciągle zadawaliśmy sobie pytanie: czy starczy kasy na naszą ambitną inwestycję? Od czego zacząć, żeby wszystko było OK? Mówiąc o długich rozważaniach, również nie przesadzam. Odległość czasowa pomiędzy uzyskaniem planów nowego domu a rozpoczęciem budowy była naprawdę znaczna.
Cierpliwość – ważna cecha
Projekt, według którego wzniesiony jest dom, powstał na zamówienie i przez wiele miesięcy był dopieszczany w szczegółach.– Nie było mowy o czymś typowym. Dom miał być domem z marzeń. Dlatego też jego projekt był dopracowany w najdrobniejszych detalach. Powiem szczerze… Mogliśmy trochę grymasić i dokonywać wielu zmian, gdyż przekuciem naszych fantazji na język projektu zajęła się moja ciocia, która jest architektem. Nie przesadzę zatem, mówiąc, że wszystko zostało w rodzinie – stwierdza Michał, a po chwili zastanowienia dodaje:
– Nie wiem, jakie cechy powinien mieć dobry architekt, ale jedną wymienię bez wahania: cierpliwość! Moja ciocia wykazała naprawdę stoicki spokój podczas całego procesu projektowania. A zważywszy, że potrafiliśmy dokonywać zmian w koncepcjach, ogólnych i szczegółowych, nawet kilka razy w tygodniu… I tak przez dwa, może nawet dwa i pół miesiąca. Duży podziw oraz szacunek za opanowanie.
Witrażowe okno w salonie budzi zainteresowania wszystkich odwiedzających |
Zimowy start
Budowa domu rozpoczęła się w początkach grudnia 2008 roku.– Może to trochę nietypowa pora na rozpoczynanie inwestycji, ale prognozy meteorologiczne były dobre, więc postanowiliśmy nie czekać. W grudniu rozebrana została część strychowa starego domu oraz uprzątnęliśmy plac budowy. Pogoda sprzyjała, ale oczywiście do czasu. Na początku stycznia trochę sypnęło śniegiem. Było trudniej, ale nie zrażaliśmy się. Z gorliwością wykorzystywaliśmy każdą okazję do prowadzenia prac.
I tak do starego domu dobudowane zostały, w niezłym tempie, nowe ściany. Bryła budynku powiększyła się i to znacznie. Wiele prac wykonywaliśmy własnoręcznie, chodziło o to, aby zaoszczędzić pieniądze.
Zdawaliśmy sobie bowiem sprawę, że do końca budowy jeszcze daleko i gotówka przyda się na dalszych etapach budowy. Oczywiście najważniejsze prace wykonywała wyspecjalizowana ekipa. Trzeba oszczędzać, ale zdecydowanie odradzam oszczędzanie na siłę! Tego po prostu nie wolno robić! Rzeczy, na których człowiek się nie zna, powinni… muszą wykonywać specjaliści.
Parapetówka à la coolibeer
Przeprowadzka odbyła się w czerwcu 2010 roku.– Pamiętam doskonale, gdyż zorganizowaliśmy dużą parapetówkę, w której wzięło udział wielu moich przyjaciół z internetowego forum – podkreśla Michał. – Na imprezie pojawili się: Adiqq i Ewiq, Ciril z mężem, Dżempel z mężem, Gaweł, Baru, Labas, Yeti z żoną, Xavieer, Mandingo i daggulka. Zorganizowali prawdziwe pospolite ruszenie. To praktycznie oni pomogli nam przenieść się do nowego domu. A zatem najpierw intensywna przeprowadzka, a potem huczna i z całą pewnością niezapomniana zabawa do samego rana.
Dmuchawce namalowane na półpiętrze przez daggulkę |
W czasie imprezy daggulka, znana ze smykałki plastycznej, zgodziła się namalować, na klatce schodowej, dmuchawce. Ot, taka fajna pamiątka. [Podczas imprezy daggulka naszkicowała kwiaty, a pomalowała je w późniejszym czasie – przyp. red.] Wprawdzie autorka narzekała później, że „kompletnie jej nie wyszło”, ale wszystkim domownikom kwiatki bardzo się spodobały.
Szczegóły techniczne
Powierzchnia użytkowa budynku to 280 m2. Ściany zewnętrzne domu wykonane są z pustaka Max, podobnie jak część ścian działowych. Do wzniesienia tych ostatnich wykorzystane zostały również cegły pochodzące z rozbiórki części strychowej starego domu. Strop nad parterem budynku wykonany został z pustaków Ackermana. Ściany zewnętrzne ocieplone są czternastocentymetrową warstwą styropianu i wykończone tynkiem ozdobnym.Konstrukcja dachu wykonana jest z drewna i pokryta płytą OSB, nad którą znajduje się włóknina firmy Icopal. Zewnętrzna warstwa to gont papowy. Ocieplenie połaci stanowią dwie warstwy wełny mineralnej 15 i 5 centymetrów. Pod częścią domu wykopana została piwnica. Składa się ona z trzech pomieszczeń: kotłowni, w której znajduje się piec oraz zbiornik c.w.u., schowka pod schodami i niewielkiego składziku na przetwory, ziemniaki oraz kwiaty. Część podziemna zabezpieczona jest styrodurem.
– Niestety, piwnica nie jest idealna. Dom stoi wprawdzie w najwyższym punkcie w okolicy, ale i tak wiosną pojawiają się w niej ślady wilgoci. Trzeba to będzie chyba poprawić.
Ciepło w domu zapewnia kocioł na groszek o mocy 35 kW z podajnikiem tłokowym. Opcjonalnie można w nim zainstalować również dodatkowy ruszt i spalać inne paliwa stałe.
Praca kotła, w zakresie przygotowania ciepłej wody użytkowej, jest wspomagana trzema panelami solarnymi Hewalexu, które współpracują z trzystulitrowym zbiornikiem. Są w nim zainstalowane aż dwie wężownice. Jedna z nich obsługiwana jest przez solary, druga przez kocioł oraz kominek.
– Kominek w salonie ma płaszcz wodny i może wspomagać zarówno c.o. jak i przygotowanie ciepłej wody użytkowej. A jest to wspomożenie niemałe, gdyż ma on moc 25 kW – stwierdza Coolibeer.
– W domu zainstalowane są zarówno grzejniki ścienne, jak i ogrzewanie podłogowe. Na parterze to ostatnie znajduje się w kuchni, łazienkach oraz w ogrodzie zimowym. Natomiast na piętrze podłogówka zapewnia ciepło tylko w łazience.
Duży dom – spełnione marzenie
Łazienka na piętrze |
Kolejne pomieszczenie to duży salon z kominkiem oraz wydzielonymi strefami – wypoczynkową i jadalną. Z całą pewnością jest to najważniejsze pomieszczenie w domu. Krzyżują się tu szlaki wszystkich domowników oraz kwitnie życie rodzinne.
– Z salonu można przejść do obszernego ogrodu czy tarasu zimowego. O każdej porze roku natknąć można się tam na masę zieleni. Ale to również doskonałe miejsce na przechowywanie zimą roślin, które słabo tolerują chłody. Ogród zimowy był marzeniem mojej mamy, która uwielbia pielęgnować kwiaty i cieszyć się ich pięknem. A latem, kiedy okna tarasu są rozsunięte, stanowi on ulubione miejsce spotkań z sąsiadami i znajomymi.
Ogród zimowy robi duże wrażenie na gościach, ale i tak niemal wszyscy pytają o szybę z witrażem, która oddziela salon od innego pokoju.
– To gabinet mojego ojca – uśmiecha się Coolibeer. – Tata jest miłośnikiem książek i wymarzył sobie, aby zgromadzić księgozbiór w jednym miejscu. W miejscu, które byłoby jednocześnie czytelnią. W pokoju można spokojnie usiąść, pogrążyć się w lekturze, podumać… ale nie traci się kontaktu wzrokowego z resztą domu.
Szyba oddzielająca pomieszczenia jest ozdobiona witrażem wykonanym przez moją siostrę. Ola ma dużą smykałkę do takich prac i moim skromnym zdaniem spory talent. Witraż nie jest jeszcze skończony. W centralnej części ma się znaleźć ptak. Notabene koliberek – śmieje się Michał.
Łazienka na parterze |
– Zatem osoby, które w taki sposób odczytywały mój internetowy nick, miały trochę racji. Z salonu można przejść do garderoby oraz sypialni rodziców, przy której znajduje się osobna łazienka. Ach, na parterze jest jeszcze przedsionek zejścia do piwnicy. I to właściwie wszystko na tej kondygnacji… ale nie do końca! Parter składa się jakby z dwóch niezależnych, niepołączonych ze sobą mieszkań. Drugie wejście z podjazdu przed domem prowadzi do niewielkiego lokum: pokoju z aneksem kuchennym i łazienką. Należy ono do naszego wujka Pawła, brata mamy.
Kolorowe oświetlenie w jednym z pokojów na poddaszu |
Dom rodzinny – to jest to!
– O wystroju zewnętrznym domu decydowała przede wszystkim mama – mówi Michał. – Wnętrza urządzała już wspólnie z siostrą. Kobiecy zmysł estetyczny zdecydowanie się sprawdził. Mężczyźni mieli niewiele do powiedzenia i teraz z perspektywy stwierdzam, że chyba dobrze się stało.Dobrym przykładem jest kominek. Mówiąc szczerze, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, aby obudować go kaflami. A efekt jest naprawdę doskonały.
Męska część rodziny dała natomiast popis inwencji, jeśli chodzi o instalacje. Wielu ludzi pyta mnie, czy mieszkanie w takim wielopokoleniowym domu rodzi wiele konfliktów. Muszę sprawić zawód wszystkim łowcom sensacji… Mieszkamy tu od ponad roku, a nie pamiętam jakichś poważnych „iskrzeń”. Drobne nieporozumienia oczywiście się zdarzają, ale komu się nie zdarzają?
A życie w przyjaznej, rodzinnej atmosferze jest naprawdę godne polecenia. Dzisiaj mogę już z pełnym przekonaniem powiedzieć, że decyzja o budowie domu była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
Mieszkamy w granicach miasta, ale – spokoju, ciszy oraz pięknych widoków mogą nam pozazdrościć nawet mieszkańcy wsi. Przy siatce ogrodzeniowej pojawiają się czasami sarny. A wszystko to… siedem kilometrów od Jasnej Góry! Pozazdrościć można nam również sąsiadów. Są naprawdę sympatyczni i uczynni. A to bardzo, bardzo ważne!
Marek Żelkowski