Od trzech lat jestem szczęśliwym posiadaczem takiego domu, budowa przebiegała bez większych komplikacji, usterki - dzięki pomocy znajomego zaufanego specjalisty - udało się wyłapać w porę. Budowałem z Waszym pismem w ręku; tak się szczęśliwie złożyło, że moja inwestycja postępowała niemal równo z redakcyjnym "cyklem budowlanym". Dodam też, że wcześniej bardzo skrupulatnie analizowałem projekt i wszystkie jego branżowe warianty.
Dom jest udany i wygodny, jednak znalazły się w nim pewne mankamenty. I nawet nie o to chodzi, że w ogóle się znalazły - przecież dom to nie psia buda, ale złożony obiekt o elementach lepszych i gorszych. Nie byłby domem, gdyby po pewnym czasie coś nie zaczęło w nim szwankować. Irytuje mnie natomiast, że wykryte defekty są proste i elementarne, a winnych nie ma! Pierwszej zimy na parkiecie pokoju na poddaszu, tuż przy drzwiach balkonowych pojawiła się wilgoć.
Wspomniany znajomy odsłonił kawałek nawierzchni balkonu i stwierdził, że przy ścianie nie wykonano uszczelniającego kołnierza z blachy. O dziwo, w dokumentacji projektowej też go nie znaleźliśmy. Uznałem, że wina architekta jest ewidentna. Niestety, firma, od której 6 lat temu kupiłem gotowy projekt, zwinęła manatki i stała się nieuchwytna. Wykonawca bronił się, że budował zgodnie z projektem. I pewnie słusznie - z prawnego punktu widzenia. Inaczej z etycznym aspektem całej sprawy: po to zatrudniłem dużą firmę budowlaną z referencjami (za które przecież się płaci), żeby zbudowała zgodnie z projektem, ale i z przyjętą technologią.
Jeśli coś od niej odbiega, fachowcy powinni zwrócić mi na to uwagę i zaproponować rozwiązanie. To przecież oni się znają, gdybym sam umiał sprawdzić projekt, nie musiałbym ich zatrudniać. Naprawy dokonano, oczywiście na mój koszt. Musiałem przy tym wymienić część parkietu w sypialni, a także nawierzchnię balkonu, bo identycznych kafli nie udało się dokupić.
Nie mam pomysłu, jak uruchomić mechanizm kontroli jakości dokumentacji. A problem jest dość powszechny - jak mówiłem, projekt własnego domu oglądałem "pod lupą", ale widziałem też dziesiątki innych. W niektórych błędy widać gołym okiem już na katalogowych rzutach. Myślę, że warto byłoby rozpocząć kampanię na rzecz odpowiedzialności architektów za swoją pracę. Przecież nie projektują składów na drewno, tylko nasze domy.
Karol Sz.
fot. otwierająca: jacqueline macou / pixabay.com