Budynki o ciężkiej konstrukcji nagrzewają się i stygną powoli, co stabilizuje temperaturę we wnętrzach. Równocześnie oznacza to, że taki masywny budynek ze znacznym opóźnieniem zareaguje na wyłączenie lub uruchomienie ogrzewania. Często potrzeba kilku godzin, byśmy odczuli różnicę.
Z kolei domy o lekkiej konstrukcji, np. wykonane z betonu komórkowego, a szczególnie szkieletowe, gromadzą znacznie mniej ciepła. Po wyłączeniu ogrzewania temperatura w nich spada znacznie szybciej, ale z drugiej strony - na ponowne ich ogrzanie potrzeba znacznie mniej czasu i energii.
Mała lub duża zdolność do akumulacji ciepła sama w sobie nie jest ani zaletą, ani wadą. Jeżeli w domu stale ktoś przebywa albo mamy prosty kocioł zasypowy na węgiel, który nie może pracować z płynnie zmienianą mocą i sam wygasa nad ranem, to wynikająca z akumulacji ciepła stabilizacja temperatury jest bardzo pożądana.
Jeśli zaś przez większość dnia wszyscy mieszkańcy są poza domem, często wyjeżdżają, a za ogrzewanie odpowiada kocioł o dużych możliwościach sterowania i nie wymagający nadzoru (gazowy, olejowy, elektryczny), to duża akumulacja ciepła uniemożliwia jego oszczędzanie. Zaś w domu o lekkiej konstrukcji można czasowo obniżyć temperaturę, jeśli nikogo w nim nie ma.
Jarosław Antkiewicz
fot. otwierająca: paulbr75 / pixabay.com