Czy domy z płaskim dachem wrócą?

Czy domy z płaskim dachem wrócą?

Z architektem Markiem Biskotem o powrocie do łask domów z płaskim dachem rozmawia Marek Żelkowski.

Marek Biskot: Ukończył studia w 1968 roku. Projektował prefabrykowaną mieszkaniówkę, potem szpitale. Zajmował się problemami urbanistycznymi w Instytucie Kształtowania Środowiska.

W 1981 roku „z wielkimi nadziejami, z własnej, nieprzymuszonej woli” został na 6 lat Architektem Gminnym w okolicach Warszawy. W okresie stanu wojennego trochę wallenrodował, zapełniając podległy sobie teren magazynami czystego lub zadrukowanego papieru z podziemnego wydawnictwa CDN. Z Czesławem Bieleckim połączyła go również firma DIM 84. Obecnie działa samodzielnie, a współczesna technologia informatyczna sprawia, że projekty kreślą dla niego ludzie z Cypru, Irlandii...

Marek Biskot

Marek Żelkowski: Dla kogo zaprojektował Pan ten dom?

Marek Biskot: Inwestorami była para młodych ludzi. Zgłosili się do mnie tuż po ślubie. Mieli już jedno dziecko, drugie było, jak to się mówi, w drodze. Ich sytuacja finansowa wyglądała następująco – sprzedane mieszkanie po dziadkach i upatrzona do zamieszkania jedna z podwarszawskich miejscowości, w której ceny działek są mocno wyśrubowane.

Skutek? Dosyć ograniczony, żeby nie powiedzieć skromny budżet. Stać ich było tylko na niewielką działkę o szerokości 13,80 m i długości około 40 m. W dodatku ich grunt przylegał dłuższym bokiem do bardzo wąskiej ulicy, która według planów gminy będzie poszerzana.

 

To wszystko sprawiło, że trzeba było projektować, dosłownie jak w Tokio – liczył się każdy centymetr! Należało odsunąć dom od ulicy. Na szczęście mogłem skorzystać z całkiem nowego, bodajże liczącego dwa lata, przepisu, który w przypadku działek o szerokości poniżej 16 m pozwala zmniejszać odległości od granicy z sąsiednią działką budowlaną, a nawet budować w linii ogrodzenia!

Mała ilość miejsca nie była jedynym problemem. Projektując naturalne oświetlenie domu, nie można było niestety wykorzystać światła zachodniego, które jest przyjazne dla człowieka.

Czy domy z płaskim dachem wrócą? W elewacji budynku znajduje się niewielka wnęka, w której usytuowane są drzwi. Ma ona, między innymi, tę ważną zaletę, że w czasie deszczu pozwala poszukać kluczy do domu bez konieczności moknięcia lub wykonywania ekwilibrystyki z parasolem
W elewacji budynku znajduje się niewielka wnęka, w której usytuowane są drzwi. Ma ona, między innymi, tę ważną zaletę, że w czasie deszczu pozwala poszukać kluczy do domu bez konieczności moknięcia lub wykonywania ekwilibrystyki z parasolem

Krótko mówiąc, łatwo nie było?

Oj, nie było, ale dzięki wszystkim owym ograniczeniom powstała naprawdę interesująca, minimalistyczna bryła z płaskim dachem. Tylko 134 m2, jednak na tej niewielkiej powierzchni użytkowej zmieściło się aż pięć pokoi. Dom nie jest podpiwniczony, nie ma również strychu. Jest w nim natomiast masa schowków, które pełnią dokładnie tę samą funkcję, co pomieszczenia wymienione wcześniej.

Schowki pełnią jeszcze inną, ważną funkcję – redukują ilość mebli niezbędnych w domu. Wielkie szafy nie są już po prostu potrzebne.

 

Na życzenie inwestorów zaproponowałem też dosyć skromne wykończenie wnętrza domu, które doskonale pasuje do architektury budynku – kuchenne meble z IKEI, podłogi ze szlichty betonowej pokrytej żywicą. W każdym razie biała bryła podziurawiona, pozornie bezładnie, kwadratowymi oknami, bardzo spodobała się inwestorom.

Ale niektórzy z dezaprobatą mówią o tym domu – klocek!

O tak! Jeden z moich przyjaciół stwierdził nawet, że za to cudactwo powinno się pozbawić mnie uprawnień do projektowania.

Co Pan na to odpowie?

Przede wszystkim westchnę, bo przyjaciel najwyraźniej nie jest na bieżąco. Człowiek nie w kursie, jak mawiają inni. Na polskim rynku projektów indywidualnych widać bowiem wyraźnie, że idą zmiany. Polacy odreagowali już socjalistyczne kanciaste budownictwo, za pomocą czterospadowych dachów, łuczków i balustradek z tralkami. W związku z tym rozwiązania "na bogato" stają się już powoli obciachem. Tymczasem do moich obowiązków w kontakcie z klientem należy... wyprzedzanie naszych czasów. To ja muszę wiedzieć, co i za ile lat skompromituje się estetycznie oraz lojalnie uprzedzać inwestora o niebezpieczeństwie!

 

Polacy zaczęli patrzeć na architekturę w bardzo praktyczny sposób. Przekonali się, że dworkowatość porusza wprawdzie sentymentalną strunę w ich duszach, ale... ale pod czterospadowym dachem zmieści się znacznie mniej powierzchni użytkowej niż pod dwuspadowym. Większość rozumie już, że dach czterospadowy sprawdza się najlepiej w domach parterowych bez poddasza lub w obiektach bardzo dużych.

W budynku, o którym mówimy, dach jest płaski.

Bardzo cieszę się, że po latach wraca on do łask. Dach płaskipozwala na najlepsze wykorzystanie przestrzeni...

Wraca do łask? Wiele gmin uchwala plany zagospodarowania przestrzennego, w których określa jako dopuszczalny jedynie dach stromy. Często podawane są nawet kąty połaci.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że trudno jest obejść takie ograniczenie. Architektura jest jednak dziedziną żywą i co ważne prężną. Mówiąc krótko... ograniczenia prawne nie wydają mi się dużą przeszkodą w realizacji ciekawych koncepcji. Całkiem niedawno zaprojektowałem dom dla klienta – miłośnika nowoczesnych brył. Niestety, jego działka leżała właśnie w takiej gminie, gdzie miejscowy plan ustalał dachy strome o nachyleniu od 20 do 45 stopni. Na każdy miecz znajdzie się jednak tarcza.

Zaprojektowałem kilkubryłową, rozrzeźbioną kompozycję z jednospadowymi dachami o różnych kątach nachylenia. To rozwiązanie doprowadziło urzędników do wściekłości. Ale nie było się do czego przyczepić!

 

Ograniczenia są tak naprawdę fantastycznym, inspirującym doświadczeniem. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że dzięki nim powstają najwspanialsze projekty. To trochę tak, jak z cenzurą. Polska literatura rozkwitała, kiedy spoczywało na niej oko carskiego, pruskiego lub komunistycznego cenzora. I paradoksalnie "więdła", kiedy było już wolno pisać wszystko. Największym ograniczeniem dla projektanta jest ludzka głupota, brak wyobraźni i zły gust.

Poddaje się Pan czasami?

Architekt ma niewielką możliwość manewru i protestu. Może tylko cierpliwie przekonywać lub w skrajnych przypadkach zrezygnować ze zlecenia. Zdarzało mi się tak właśnie robić.

A jakby Pan przekonywał opornego inwestora do minimalistycznych rozwiązań?

„Less is more – mniej znaczy więcej”, jak powiedział mistrz minimalizmu Ludwig Mies van der Rohe. Ale mówiąc szczerze... Chyba nie przekonywałbym zbyt intensywnie. Dom prosty w formie albo się akceptuje, albo nie! Praca dla indywidualnego klienta różni się od projektowania obiektów użyteczności publicznej lub innych dużych form dla anonimowego użytkownika.

 

Przy projektowaniu domu głos oraz gust inwestora mają zasadnicze znaczenie. Musi być tak, jak chce zleceniodawca. Można go ostrzec, ale nie można decydować za niego! Ważne, aby za pięć, siedem lat inwestor nie przyszedł do mnie z pretensjami: „Mógł mi Pan powiedzieć, że to czego chcę, jest już w gruncie rzeczy demode”. Dlatego w rozmowach z inwestorami ostrzegam przed kiczem, ostrzegam przed blamażem. Mówię, że coś jest nierozsądne, bo jest za drogie. Ale mówię też, że jest nierozsądne, bo wyjdzie z mody za trzy lata, albo za sześć. Wbrew pozorom można to określić z dużą dokładnością.

Jacy są polscy inwestorzy? Dają się przekonywać oraz edukować?

Nie ma jednego typu inwestora. Czasami zjawia się u mnie ktoś świetnie przygotowany. Wielokrotnie byłem zaskakiwany naprawdę doskonałymi opracowaniami dotyczącymi: programu domu – jakie pomieszczenia mają się w nim znaleźć, upodobań estetycznych, zwyczajów rodziny...

To wszystko pomaga w projektowaniu?

Oczywiście! I to bardzo. Zdarza się również, że inwestor pojawia się u mnie z gotowym projektem lub wysyła link do strony internetowej. Bardzo ważny jest wówczas komentarz klienta mówiący o tym, jakie elementy podobają mu się w przedstawionym domu, a co z kolei dyskwalifikuje ów projekt w jego oczach. Wydawać by się mogło, że ostatnia z przedstawionych sytuacji jest bardzo wygodna. Nic bardziej mylnego! Tacy inwestorzy „zakochują się” w pewnych rozwiązaniach i później bardzo trudno jest ich od nich odwieść, nawet jeśli w ogóle nie pasują one do koncepcji zaprojektowanego od nowa domu. Zdarza się jednak, że moim klientem jest osoba bez żadnych doświadczeń, która sama do końca nie wie, czego chce.

Czy procesem tworzenia projektu indywidualnego rządzą jakieś reguły? Jest jakiś wzorzec kontaktu z inwestorem?

Niestety nie! Moi klienci często zdziwieni są pytaniami, które zadaję: Czy jest pan „blokersem”, który po latach mieszkania w budynku wielorodzinnym zdecydował się „pójść na swoje”? Czy często bywa pan u znajomych, którzy mają własny dom? A może wychował się pan w takim domu? To pomaga nawiązać kontakt i zrozumieć niektóre motywacje, ale niczego jeszcze o inwestorze nie mówi.

Warunkiem brzegowym jest najczęściej powierzchnia domu. Dla sprawnego architekta nie ma przeważnie problemu, aby upakować życzenia klienta na zadanej powierzchni. Muszę powiedzieć, że chociaż inwestorzy często mają problemy z pełnym zdefiniowaniem swych potrzeb, to jeśli chodzi o powierzchnię... najczęściej trafiają celnie.

 

Polacy w większości wyleczyli się już z gigantomanii. W latach 70., kiedy królował limit powierzchni użytkowej na całkiem wysokim poziomie 220 m2, nasi rodacy byli najczęściej niezadowoleni i kombinowali, jak ową powierzchnię powiększyć o kolejne sto metrów na fałszywym strychu.

Dzisiaj większość zamówień opiewa na mniejszą liczbę metrów niż socjalistyczny limit! Mówiąc o kontaktach z inwestorami, warto wspomnieć jeszcze o małżeństwach. Różnie z nimi bywa. Bardzo często pary uzupełniają się. Mąż mówi najczęściej o technicznych aspektach domu, a żona o wnętrzach, kolorach, wyposażeniu. Zdarza się czasem, że po rozmowie dochodzę do wniosku, że on i ona chcą mieszkać w zupełnie innych domach!

I co pan robi wówczas?

Często powtarzam, że mam pracownię architektoniczną połączoną z gabinetem psychoterapii. Z pełną świadomością stosuję bowiem przerwy czasowe w negocjacjach, podsuwam rozmaite materiały, publikacje i obrazki. W większości wypadków to działa. Dochodzi do powolnego „ucierania się” koncepcji.

A kryteria funkcjonalności domu?

One są zawsze indywidualne. Inwestorzy domu, o którym rozmawiamy, chcieli mieć maksimum wygody przy minimum wydatków. Dom jest ściśle dopasowany do modelu rodziny oraz przewidywanej aktywności jej członków. Dla sumy kosztów inwestycyjnych ważna była również konstrukcja. Dom jest zbudowany w systemie ściany szkieletowej, kanadyjskiej. Całość została wykonana przez wyspecjalizowaną firmę po przystępnej cenie i co ważne – w krótkim czasie.

 

Rzut parteru domu z płaskim dachem Rzut piętra domu z płaskim dachem

Odnosi się wrażenie, że w tym domu jest bardzo dużo przestrzeni, tymczasem to tylko 134 m2. Czary?

To białe ściany i błyszcząca podłoga powiększają wnętrza. Cała sztuka polegała również na tym, aby suma drobnych, lokalnych przestrzeni mogła być subiektywnie odczytywana jako większa, niż jest w rzeczywistości. Jest też bardzo dużo światła dziennego. W tym domu poza schowkami nie ma ciemnych pomieszczeń.

Zajrzyjmy więc do wnętrza.

W elewacji jest niewielka wnęka, w której usytuowane są drzwi. Wchodzimy do domu przez niewielki wiatrołap. Jest mały, bo taki powinien być! Jednym z typowych błędów polskiego domu jest właśnie zbyt duży wiatrołap używany w dodatku jako garderoba. Kolejnym pomieszczeniem jest "przyjazny", ciepły i jasno oświetlony hol. Tu już pachnie domem. Bo tu tak naprawdę dom się zaczyna. A wiatrołap powinien pełnić tylko i wyłącznie funkcję śluzy oddzielającej nas od deszczu, śniegu i chłodu.

 

W holu przed nami duże, nieotwierane okno. Jest ono usytuowane we wnęce, która utworzona została w bryle domu wyłącznie po to, aby doświetlić hol. Trzeba było "odsunąć" okno, gdyż znajduje się od strony następnej działki, a przepisy regulują tę kwestię w sposób bardzo zasadniczy.

Oświetlenie i otwarta przestrzeń niejako kierują każdą przybywającą do domu osobę do części społecznej – salonu połączonego z jadalnią oraz z kuchnią. To ostatnie pomieszczenie jest tylko lekko przysłonięte ścianką, na której znajdują się wysokie elementy umeblowania kuchennego.

Otwarta przestrzeń – kuchnia połączona z jadalnią i salonem
Otwarta przestrzeń – kuchnia połączona z jadalnią i salonem (fot. Marek Biskot)

 Uzupełnieniem kuchni jest spiżarnia. Przestrzenie jadalni i pokoju dziennego są dobrze zdefiniowane. Ten swoisty subtelny podział został osiągnięty dzięki temu, że na ich granicy przebiega oś, a mówiąc prościej ścieżka, która prowadzi do dużego rozsuwanego wyjścia do ogrodu. Po przeciwnej stronie parteru, na prawo od wejścia usytuowany jest pokój pełniący funkcję gabinetu oraz pokoju gościnnego. Młodzi ludzie prowadzą ożywione życie towarzyskie i takie pomieszczenie bardzo się przydaje.

Białe ściany i błyszcząca podłoga powiększają wnętrze
Białe ściany i błyszcząca podłoga powiększają wnętrze (fot. Marek Biskot)


W tej części domu znajduje się również łazienka, pomieszczenie techniczne oraz garderoba. Schody prowadzące na piętro widoczne są zaraz po wejściu do holu. Okno dobrze doświetla je światłem dziennym. W wielu projektach klatki schodowe są mroczne niczym w horrorze. Na górze znajduje się sypialnia rodziców z dwiema garderobami. Jej okna skierowane są na wschód. Z kolei dwa pokoje dziecięce doświetlane są światłem południowym. Taki rozkład jest właściwy i godny polecenia. Oprócz wymienionych pomieszczeń na piętrze jest jeszcze: łazienka, kolejna garderoba oraz pralnia i niewielki balkonik.

 

Salon jest częściowo oddzielony od kuchni ścianką, na której umieszczone zostały wysokie elementy umeblowania oraz sprzęt AGD
Salon jest częściowo oddzielony od kuchni ścianką, na której umieszczone zostały wysokie elementy umeblowania oraz sprzęt AGD (fot. Marek Biskot)

Dlaczego warto „iść w koszta” i zamawiać projekt indywidualny – dom na miarę?

Odnoszę wrażenie, że do inwestorów w Polsce jeszcze nie dotarło, że kupując dobry projekt indywidualny za 10 tysięcy złotych, mogą zaoszczędzić 100 tysięcy! Albo jeszcze więcej!

Żartuje Pan? W jaki sposób? Z czego to wynika?

Przede wszystkim z patologii przepisów regulujących zastosowanie projektów powtarzalnych. Otóż autor, a może lepiej mówić producent projektów gotowych, nie ponosi właściwie żadnej odpowiedzialności za swój produkt. To naprawdę niesłychane! Sto procent odpowiedzialności przejmuje osoba adaptująca projekt.

I jaki to ma skutek? Bardzo znaczący. Bo czy temu autorowi-producentowi zależy na kieszeni inwestora? Czy zależy mu na uniknięciu drobnych, a czasami całkiem sporych błędów w projekcie, będących później prawdziwą zmorą wykonawców? Wątpliwe. A w każdym razie dosyć rzadkie. Projekty katalogowe bywają w związku z tym dosyć drogie na etapie budowy domu.

To może jakiś przykład?

Zdarzyło mi się wygrać zakład będący wynikiem mojej deklaracji, iż sprawię, że koszty więźby dachowej i dachu będą pięć razy niższe! Dlaczego nie miałem kłopotu z tym zadaniem? Ano dlatego, że niektórym autorom projektów gotowych zupełnie nie zależy, aby wykonanie domu było tanie. Pakują więc do projektów rozwiązania... co najmniej zastanawiające! Domy stają się zatem koszmarnie przekonstruowane. Chodzi tylko o to, żeby robiły dobre wrażenie na niezorientowanych i sprzedawały się w dużej liczbie egzemplarzy.

 

Pochodną takiego podejścia jest również estetyka. Jeżdżąc po kraju, mogę z dużą dokładnością określać przedziały czasu, z jakich dany dom pochodzi. Tylko na podstawie wzorców estetycznych. A to dlatego, że wyścigi na rynku projektów katalogowych polegają na tym, że pewnego pięknego dnia handlowcy stwierdzają: „teraz modne są przypory”. Z kolei za jakiś czas zaczynają przekonywać klientów do rozbudowanych balkonów albo bajerów na dachu.

 

W sumie nie chodzi o konkretne przykłady, tylko o mechanizm funkcjonowania krótkotrwałych wzorców architektonicznego piękna w wykonaniu ludzi sprzedających masówkę. Trzeba sprzedawać wciąż nowe i nowe wzory. Pojawia się mechanizm dokładnie taki, jak przy sprzedaży garniturów lub sukienek... Domy są zatem drogie, skomplikowane. W dodatku zdarza się, że osoby adaptujące projekty cynicznie nie informują inwestora o istotnych szczegółach.

Chociażby takich: dom z dużym przeszkleniem zwrócony na północ to skarbonka z dziurawym dnem. Znacznie więcej trzeba w nim wydać na ogrzewanie. Wystarczyłoby jednak zorientować go inaczej i problem byłby rozwiązany. Jak to nazwać? Chyba cynizmem.

 

Inwestor ma prawo popełniać błędy. Ma prawo twierdzić, że taras i przeszklenie od północy jest super, bo latem będzie chłodniej. Ale obowiązkiem człowieka adaptującego projekt jest uświadomienie mu, że po lecie przychodzi jesień oraz zima, a wówczas to, co uznawane było za zaletę, zamieni się w wadę. Wadę, za którą trzeba będzie sporo zapłacić, normalnie eksploatując dom i utrzymując w nim „przyjazną” temperaturę na poziomie 20°C.

A jak to jest, że w Niemczech czy Holandii, gdzie dominują domy budowane według projektów indywidualnych, odnosi się wrażenie monotonni. Tymczasem w Polsce, gdzie królują projekty katalogowe, wrażenie jest inne, jakby każdy dom był unikalny i „na miarę”?

Nie zgadzamy się co do wrażeń. Ja uważam, że w polskim krajobrazie budowlanym panuje niesłychana monotonia. Zmieniają się tylko chwilowe mody, a co za tym idzie detale. W Europie Zachodniej panuje jednak większa różnorodność, ale... wrażenie pewnej powtarzalności może brać się z dwóch powodów. Jednym z nich jest duża dbałość tamtejszych administracji lokalnych o harmonię krajobrazu. Niedopuszczalna jest więc sytuacja, że każdy buduje, jak mu w duszy gra, bo to najzwyczajniej w świecie prowadzi do chaosu. I nie ma nic wspólnego z wolnością.

 

Innym ważnym elementem zachodniego rynku budowlanego jest to, iż tam tylko nieliczne osoby budują w trybie indywidualnym. Osiedla domków wznosi najczęściej deweloper, który zamawia projekt i później go powiela. W ramach jednego osiedla może zatem panować pewna unifikacja. Domy różnią się kolorem okien lub kolorem skrzynki na listy. Dla jednych będzie to monotonia, dla innych uporządkowanie przestrzeni.

Komentarze

Gość Heniek
21-02-2018 21:58
Dom ma być przede wszystkim praktyczny do mieszkania, funkcjonalny -a ten jest wybitnie. To jak wygląda z zewnątrz to jest bardziej sprawa sąsiadów (chociaż ten dom nie jest zły -trochę okna mogłyby byc ciekawsze, ale możliwe, ze chodziło o koszty). Dodatkowo to jaki mamy dom powinno ...
pezetek
28-06-2013 14:08
Biały i brzydki. Mi się to kojarzy z brakiem wyobraźni, nie minimalizmem. Minimalizm powinien inspirować, nie odstraszać.
Gość agnieszka
26-06-2013 19:30
Piekny. John Pawson by przyklasnał.
Wiecej na Forum BudujemyDom.pl
Czytaj tak, jak lubisz
W wersji cyfrowej lub papierowej
Moduł czytaj tak jak lubisz