Spora odległość od miasta oraz brak nowoczesnych mediów na rekreacyjnej działce nad Narwią sprawił, że Elżbieta i Maciej nie chcieli zamieszkać na niej na stałe. Woleli ją sprzedać i zbudować dom gdzie indziej. Bliżej miasta i bliżej syna.
Data publikacji: 2010-11-05
Data aktualizacji: 2011-03-23
Dom drewniany szkieletowy, parterowy z garażem, bez piwnic i użytkowego poddasza; ściany skonstruowane w technologii szkieletu drewnianego; dach pokryty blachodachówką Powierzchnia działki: 1500 m2 Powierzchnia domu: 115 m2 Powierzchnia garażu: 25 m2 Roczne koszty utrzymania budynku: około 10 000 złotych.
Kiedy Elżbieta i Maciej byli jeszcze czynni zawodowo, na stałe mieszkali w bloku na warszawskim Bemowie, a odpoczywali na rekreacyjnej działce nad Narwią. Potem, już po przejściu na emeryturę, z letniska korzystali trochę częściej, dzieląc wolny czas między wsią a miastem. Spędzali trzy dni tu, trzy dni tam, będąc w ten sposób w ciągłych rozjazdach. Wkrótce jednak emeryckie kieszenie nie wytrzymały takiego stylu życia.
Coraz więcej kosztowała ich opieka nad dwoma „domami” – mieszkaniem o powierzchni 62 m2 oraz drewnianą daczą o powierzchni 70 m2. Wzrastały też koszty dojazdów, bo mieszkanie i działka leżały w odległości aż 60 kilometrów od siebie. Na dodatek syn z rodziną, dotąd mieszkający w Warszawie, przeprowadził się do domu, położonego 30 kilometrów na południe czyli dokładnie po przeciwległej stronie od trasy, po której poruszali się Elżbieta i Maciej.
Bliżej syna
– Przeprowadzka Czarka była przysłowiową kroplą przepełniającą czarę, która spowodowała poważne zmiany w trybie naszego życia – opowiada pani Elżbieta.
– I dobrze się stało, bo już wcześniej pojawiły się ku temu poważne przesłanki. Na wsi trudność sprawiało nam pokonywanie aż stu schodów i koszenie wielkiego trawnika na bardzo stromej skarpie nad rzeką (działka miała aż 3600 m2 powierzchni), natomiast w mieście męczył nas gwar i powietrze pełne spalin. Poza tym, po kilku włamaniach do letniego domu, straciliśmy poczucie bezpieczeństwa.
Nie mogąc przebywać w dwóch miejscach jednocześnie, martwiliśmy się albo o losy mieszkania, albo daczy. Nie było sensu dłużej wciąż się denerwować ani dojeżdżać 60 km, na własną działkę, a chcąc odwiedzić wnuki, kolejne 30 km, tyle że w odwrotnym kierunku. Dlatego postanowiliśmy sprzedać mieszkanie oraz działkę rekreacyjną, poszukać ziemi gdzieś niedaleko syna i tam wybudować nieduży ekonomiczny dom.
Garaż znajduje się pod jednym dachem z pomieszczeniami mieszkalnymi. Dzięki temu budowa była tańsza niż budowanie oddzielnego budynku gospodarczego. Ale dzisiaj właściciele postąpiliby inaczej
Na jesień życia Elżbieta i Maciej chcieli mieć dom parterowy. Pozbawili go wszelkich architektonicznych barier – progów, uskoków, schodów. Otoczyli łagodnymi skarpami, bo z powodu wód podskórnych dom został posadowiony 60 cm ponad gruntem
Małżeństwo bez problemu znalazło odpowiednią dla siebie działkę, oddaloną zaledwie kilka kilometrów od syna. Seniorzy szczególnie cieszyli się, że nie była bardzo droga (kosztowała zaledwie 50 000 zł), za to miała dobry dojazd oraz dostęp do sieci elektrycznej, wodociągowej i gazowej. Podobało im się, że leżała wśród mazowieckich pól i że z dwóch stron działki jeszcze przez jakiś czas nie powstaną inne domy. Byli szczęśliwi, kiedy dowiedzieli się że przy trzecim boku posesji zamieszkają ich rówieśnicy.
Znowu we własnym domu
Dla pani Elżbiety budowa nowego rodzinnego gniazda miała sentymentalne znaczenie. Do momentu, kiedy jej rodzice zostali wywłaszczeni z posiadanego majątku, mieszkała w domu jednorodzinnym. Potem musieli go opuścić. Marne pieniądze, które wtedy im wypłacono, pozwoliły zaledwie na kupno mieszkania w bloku. Pani Elżbieta nigdy jednak nie zapomniała życia we własnym domu z ogrodem i dlatego perspektywa budowy cieszyła ją podwójnie.
Ponieważ małżeństwo mogło sfinansować ją tylko ze sprzedaży letniska i poprzedniego mieszkania, zdecydowało się na „szybką” technologię szkieletu drewnianego. Dla starszych państwa, mogących chwilowo stracić dach nad głową, liczył się czas i fachowe wykonanie. U progu emerytury, Elżbieta i Maciej nie potrzebowali domu na dwieście lat, tylko bezpiecznego i funkcjonalnego.
Jego zaprojektowanie i przeprowadzenie budowy oddali w ręce firmy specjalizującej się w budowie tego typu budynków. Za projekt i budowę domu w stanie deweloperskim zapłacili 300 000 zł. Budynek jest parterowy, bez piwnic i użytkowego poddasza. To wynik złych doświadczeń Elżbiety i Macieja z eksploatacji dwupiętrowego letniaka i pokonywania stromej skarpy nad rzeką. Nic więc dziwnego, że pieczołowicie zlikwidowali wszelkie architektoniczne bariery w docelowym siedlisku oraz wokół niego. Unikali schodów, uskoków, progów.
Taras jest tylko częściowo zadaszony, za to zdaniem właścicieli ma optymalną wielkość (30 m2), ustawienie (na południowy wschód) i nawierzchnię (z betonowej kostki). Łagodny nasyp zastępuje schody
Wykończenie wnętrz miało być trwałe i neutralne. Podłogi wyłożone płytami polerowanego jasnego gresu sprawdzają się przy ogrzewaniu podłogowym. W strefie dziennej ściany również są jasne i mają duże otwory okienne. Dzięki temu wnętrza wydają się większe
Ponieważ dom ma tylko 115 m2 powierzchni mieszkalnej, zależało im jednocześnie, aby przestrzeń we wnętrzach wydawała się choć trochę większa, niż jest w rzeczywistości. Z tego powodu poprosili o połączenie strefy dziennej i zaprojektowanie trochę wyższych wnętrz niż standardowe (w nowym domu mają wysokość 3 m, a przez to większą kubaturę).
Autor projektu, Stanisław Arciuch, połączył przestrzeń kuchni i jadalni z salonem i dodatkowo z wewnętrznym holem. Celowo też otoczył je dużymi przeszkleniami (oknami i drzwiami tarasowymi), które przedłużają perspektywę o widoki na ogród i pola. Gospodarze domu są z tego bardzo zadowoleni.
Zamknięte pomieszczenia prywatne (sypialnia oraz pokój gościnny) zlokalizował w spokojniejszej strefie budynku.
Trafionymi rozwiązaniami okazały się: duża zamykana sień, która w przeciwieństwie do innych małych domów swobodnie mieści kilka osób oraz budowa tylko jednej łazienki, równie dobrze służącej domownikom, jak ich gościom.
Ciepły i bez wilgoci
– Starałem się bardzo, by nasz ostatni w życiu dom był ciepły i solidnie zabezpieczony przed wilgocią – opowiada pan Maciej. – Było to konieczne ze względu na wietrzny teren i wysoki stan wód gruntowych.
Poprosił wykonawców o wyższe ławy fundamentowe (wystają 60 cm ponad macierzystym gruntem), wokół których potem usypano łagodną skarpę. Ławy zaizolowano pionowo lepikiem, a poziomo – papą izolacyjną. Płyta fundamentowa ma kilka przegród z folii oraz ocieplenie ze styropianu (warstwa 10 cm). Drewniany stelaż ścian (wypełniony wełną mineralną o grubości 20 cm) pokryto foliami: wiatroszczelną i paroprzepuszczalną. Na zewnątrz ściany budynku obudowano płytami OSB, ocieplono warstwą styropianu (10 cm) i wykończono tynkiem akrylowym, natomiast od strony wnętrz – płytami gipsowymi.
Urządzenie domu jest wynikiem likwidowania poprzednich mieszkań. Stąd wziął się eklektyzm we wnętrzach. Obok antycznych stoją młodsze meble i bibeloty, ale właścicielka potrafiła umiejętnie je zestawić. Dzięki temu wnętrza mają niepowtarzalny klimat
W jadalni stoi duży stół, niezbędny przy częstych rodzinnych spotkaniach. Kuchnia przylegająca do jadalni nie jest zamknięta, ale brakuje przy niej spiżarni. To zazwyczaj bolączka małych domów
Na dachu w miejscu zaplanowanej dachówki bitumicznej, po porozumieniu się z projektantem, właściciele zastosowali solidną blachodachówkę. Uważają to za słuszny krok, choć była droższa od gontu. Udało się im natomiast nieco zaoszczędzić na kosztach, ocieplając wełną mineralną (warstwą grubości 20 cm) tylko strop nad parterem, zamiast całej połaci czterospadowego dachu. Było to najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, a przy okazji wełna izoluje rury rozłożone na stropie (rozprowadzające ciepłe powietrze z kominka oraz wentylacji mechanicznej).
Wybierając rodzaj ogrzewania budynku, właściciele obliczyli, że przyłączenie budynku do sieci gazowej oraz założenie instalacji z kotłem grzewczym wyniosłoby ponad 30 000 zł. Dla młodych rodzin taka cena byłaby do przyjęcia, ale dla emerytów piętnastoletni okres amortyzacji i bieżąca eksploatacja okazały się nieopłacalne. Dlatego budynek ogrzewa się systemem mieszanym – kominkowym i elektrycznym (w proporcji 50 : 50). Żeliwny wkład kominkowy rozprowadza ciepło po całym parterze. W strefie dziennej zainstalowano elektryczne ogrzewanie podłogowe, a w prywatnej – grzejniki konwektorowe. Do systemu ogrzewania budynku włączono również rekuperator. W budynku szkieletowym, o małej zdolności kumulowania ciepła, taki system okazał się tani i sprawny.
– Podobno starych drzew się nie przesadza. Ale w naszym przypadku ta reguła się nie potwierdza, bo staramy się elastycznie dostosować do aktualnych warunków. Nie myślimy kategoriami wieku. Nowy dom jest wygodny i stoi blisko rodziny. Paradoksalnie budując go, odciążyliśmy skromny emerycki budżet. Już nie musimy, tak jak dawniej, utrzymywać dwóch mieszkań!