– Już jako młody harcerz z wielką dumą wciągałem flagę na maszt na obozach harcerskich. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie. Dlatego też już jako dorosły facet postawiłem przed domem maszt, na którym powiewa biało-czerwona flaga. Niektórzy traktują to jak dziwactwo... A ja uważam, że to jest słuszne i godne upowszechnienia i coraz więcej takich symboli zauważam w Polsce.
– Wszystko zaczęło się od książki, którą teść podarował mojemu synowi – wspomina. – Była to biografia księcia Józefa Poniatowskiego z 1913 r. napisana przez Szymona Aneskazy. Przeczytałem ją dwa razy. Zafascynowały mnie losy tego człowieka, a później zacząłem poznawać czasy, w których żył.
Na co dzień Marek Hanyga jest biznesmenem. oprócz centrali w Warszawie ma jeszcze trzy oddziały: w Ustroniu, Goleszowie i Nowym Dworze Mazowieckim oraz prowadzi dwa sklepy internetowe. Jest to przedsiębiorstwo naprawdę rodzinne, gdyż wśród blisko czterdziestu zatrudnionych w nim osób znajdują się żona właściciela – Grażyna, a także córka Małgorzata i syn Piotr.
Mazowiecki krajobraz
Aleja starych wierzb urzekła zarówno Grażynę, jak i Marka |
– Mieliśmy duże, piękne mieszkanie przy ulicy Bartyckiej. To była bardzo wygodna lokalizacja, chociażby dlatego, że prowadzenie interesów wymaga odbywania wielu spotkań. Zarówno tych oficjalnych, jak i towarzyskich. Jednak mojej żonie Grażynce przeszkadzał zgiełk wielkiego miasta. Jej marzeniem była wyprowadzka, gdzieś poza granice Warszawy.
Działkę „namierzyli” nasi znajomi, którzy w Głoskowie mieszkają od wielu lat. Ponieważ to miejsce od razu nam się spodobało, nie wahaliśmy się długo z decyzją o zakupie. Działka ma 1400 m², a jej dużą zaletą jest dobre uzbrojenie. Pod asfaltową drogą, która prowadzi aż do bramy, znajduje się kanalizacja, wodociąg, gazociąg, prąd oraz kabel stacjonarnego telefonu. Do wszystkich tych niewątpliwych zalet dołącza jeszcze jedna, ale bardzo ważna... teren leży nieco na uboczu.
Naszym zdaniem było to wymarzone miejsce na budowę. Z okien salonu rozciąga się piękny widok na ponadstuletnie wierzby – charakterystyczny element mazowieckiego krajobrazu. Tuż obok linii drzew przebiegają tory historycznej, studwudziestoletniej kolejki wąskotorowej, która raz w tygodniu wozi turystów.
Żona Marka zleciła zbadanie terenu działki przez znanego i zaufanego radiestetę. On również stwierdził, że teren jest idealny do zamieszkania.
Materializacja marzeń
Przed domem w Głoskowie Letnisku stoi maszt, na którym dumnie łopoczą nasze narodowe barwy |
Początkowo planowaliśmy, że nie będzie miał poddasza użytkowego. Z czasem doszliśmy do wniosku, że można sensownie zagospodarować pojawiającą się kubaturę. Wystarczyło podnieść dach tylko o 5 procent i pojawiły się dwa duże pokoje i łazienka na poddaszu. Dzięki temu bez problemu możemy gościć nasze dzieci z rodzinami. My z żoną właściwie nie korzystamy z tej części domu.
Parter domu w Głoskowie Letnisku liczy 130 m². Poddasze 70 m². Czy to dużo, czy mało? Nam w każdym razie w zupełności wystarcza. Co więcej, na pytanie, co bym zmienił, gdybym budował po raz kolejny, mogę odpowiedzieć z czystym sumieniem, że nic. To efekt dokładnego planowania i szczegółowych przemyśleń dotyczących funkcjonalności.
Dom dla dwojga
Wnętrze jednego z pokoi na poddaszu |
– Dom został zaprojektowany w taki sposób, aby wygodnie mieszkało się w nim dwojgu ludzi, ale... jednocześnie tak, aby nawet dłuższe wizyty córki oraz syna z rodzinami nie stanowiły najmniejszego problemu – podkreśla Marek. – Jest to budynek parterowy z poddaszem użytkowym.
Pięterko przeznaczone jest jednak dla gości. Żona i ja mieszkamy na dolnej kondygnacji. To świadomy, perspektywiczny wybór. Wiadomo, lata lecą i za jakiś czas coraz trudniej będzie korzystało się ze schodów. Dom jest więc zorganizowany w taki sposób, że parter zaspokaja wszystkie nasze potrzeby życiowe.
W domu Grażyny i Marka mieszka jeszcze pies – rodowodowy owczarek niemiecki, – Zawsze chciałem mieć wyszkolonego psa. Berta jest bardzo przyjazna, gdyż tak została wyszkolona. Ale już sam jej wygląd odstrasza ludzi o nieczystych intencjach. W mieście poprzednie nasze psy nie miały swobody, a tutaj pies może się wybiegać i być szczęśliwy. Jak już mówiłem, to żona chciała się wyprowadzić z Warszawy.
Ja nie byłem do końca przekonany. W mieście wszędzie jest blisko. I na siatkówkę, i na bilard... Z Głoskowa to już mała wyprawa. Ale wbrew pozorom nie narzekam. Oboje z żoną jesteśmy kierowcami. A jeśli raz, dwa razy w roku wydam pieniądze na taksówkę lub pojadę autobusem, to także nic wielkiego się nie stanie. W sumie myślałem, że mieszkanie poza miastem będzie bardziej uciążliwe.
Okazało się jednak, że moja wyobraźnia podsuwała mi nieprawdziwe obrazy. Dzisiaj mogę powiedzieć, iż żadna siła nie byłaby w stanie nakłonić mnie do ponownego zamieszkania w Warszawie.
Od kuchni po sypialnię
Kuchnia połączona z jadalnią zabudowana jest meblami wykonanymi na zamówienie |
– Tu znajduje się kocioł gazowy, przyłącze elektryczne i wodne. Jest to również dobre miejsce na wstawienie pralki. Ogrzewanie jest zasilane przez kocioł gazowy . Zasila on zarówno ogrzewanie podłogowe (przedpokój, salon, kuchnia, łazienki), jak i grzejniki (pozostałe pomieszczenia).
|
Dom ogrzewany jest wiszącym kotłem gazowym firmy Viessmann |
W pomieszczeniu gospodarczym znajdują się jeszcze jedne drzwi. Niemal wszyscy goście sądzą, że prowadzą one do garażu.
– Tymczasem w naszym domu... nie ma garażu! Zrezygnowaliśmy z niego zupełnie świadomie na rzecz wiaty – śmieje się Marek.
– Gdyby wznieść typowe pomieszczenie na samochody, to mocno ucierpiałaby bryła budynku. Zatraciłaby ona swój dworkowy charakter. Z innych powodów, ale również świadomie zrezygnowaliśmy z piwnicy. Jeżeli w naszym domu pojawia się taka rzecz, o której zaczynamy myśleć, że warto byłoby ją przechować, bo może się przydać, to... bardzo szybko wynosimy ją na śmietnik.
W ogrodzie stoi domek gospodarczy, który jest prawdziwym królestwem Marka |
W domku tym trzymam maszyny i narzędzia ogrodnicze oraz rowery. Tam mieści się również mój ulubiony warsztat z narzędziami ręcznymi i elektrycznymi. Bardzo lubię tam przebywać.
– Dużo przebywam w tym pomieszczeniu, gdyż tak to już jest w biznesie, że nie pracuje się tylko od 8.00 do 16.00! Czasami trzeba poświęcać firmie znacznie więcej czasu. Szczególnie, że Hanmar prowadzi swoją działalność także online.
W gabinecie Marek przechowuje również kolekcję pamiątek po księciu Józefie Poniatowskim i liczne książki oraz stare zdjęcia rodzinne. A honorowe miejsce w pokoju zajmuje gitara.
Naprzeciw gabinetu znajdują się drzwi do łazienki.
|
Dno wanny w łazience na parterze leży na tym samym poziomie co podłoga |
Niedaleko od gabinetu znajduje się również sypialnia, do której przylega pomieszczenie pełniące funkcję garderoby.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni, że zdecydowaliśmy się na jej urządzenie. To zabawne. Człowiek korzysta z garderoby, a po pewnym czasie zaczyna się zastanawiać, jak w ogóle mógł wcześniej bez niej żyć? Nasza to w dodatku model luksusowy – śmieje się Grażyna. – Ostatecznie rzadko można się natknąć na garderobę z oknem. A to podnosi w znaczący sposób komfort użytkowania tego pomieszczenia. Krótko mówiąc... garderoba to jeden z naszych lepszych, zrealizowanych pomysłów.
Sztuka kompromisu
– W całym domu połączyliśmy stylowe meble i dodatki z elementami nowoczesnymi – podkreśla Grażyna Hanyga. – Uważam, że tego rodzaju zestawienia, oczywiście wykonane w rozsądny sposób, wzbogacają wnętrza i czynią je ciekawszymi. Lubimy skórę i dlatego w salonie znalazł się duży skórzany narożnik oraz fotele w oliwkowym kolorze. Ciemne meble drewniane odziedziczyłam po rodzicach. Część z nich była mocno zniszczona, ale udało się je pięknie odnowić i teraz są ozdobą salonu.
Widok salonu, w którym poczesne miejsce zajmują narożnik i fotele ze skóry w oliwkowym kolorze |
Ich renowacja sporo kosztowała, ale uważam, że efekt wart jest wydanych pieniędzy. Z ciemnymi meblami znakomicie harmonizują ciemne drzwi. Mąż lubi taką kolorystykę. Ja wolę jaśniejsze drewno, co widać chociażby w kuchni. To dowód na to, że dobre małżeństwo jest sztuką rozsądnych kompromisów – podkreśla ze śmiechem pani domu.
– Podobnie było z płytkami podłogowymi w salonie. Ja wolałabym parkiet, ale... musieliśmy zwolnić stare, warszawskie mieszkanie, a dom był jeszcze niewygrzany z wilgoci technologicznej... istniało niebezpieczeństwo, że klepki zaczną pracować. Ku radości męża zdecydowaliśmy się więc na płytki. Ale to ja wybierałam ich kolor!
Kominek, ognisko, integracja
Kominek w salonie wykonany jest z kafli, a jego szyba ochronna jest przeważnie podniesiona |
Podczas używania kominka piec gazowy nie pracuje tak intensywnie jak normalnie, ponieważ płonące szczapy drewna dają sporo ciepła, a zwarta bryła budynku sprzyja jego rozprzestrzenianiu się. Dzięki nawiewowi powietrza ogrzewane są również pomieszczenia poddasza. Takie rozwiązanie jest idealne na jesień lub wiosnę. Kiedy dni są ciepłe, ale noce nie.
– Nasz kominek jest zrobiony z kafli – dodaje Grażyna. – Obecnie takie rozwiązanie nie jest stosowane zbyt często. Mąż podpatrzył je u swojego przyjaciela w górach i od tamtego czasu nie było mowy, aby w naszym domu pojawił się jakiś zwykły kominek. Po prostu musiał być kaflowy z wkładem z cegieł szamotowych. Nie jest to rozwiązanie tanie, ale efekt wizualny oraz użytkowy jest wspaniały.
– Jako harcerz zawsze lubiłem ogień i dlatego oprócz otwartego kominka mamy jeszcze specjalnie obudowane miejsce w ogrodzie, w którym palimy ogniska – stwierdza pan domu. – Bardzo lubię tam siedzieć wieczorami. Jest też tradycją, że w dniach świąt państwowych, takich jak 3 maja i 11 listopada, organizujemy ogniska dla sąsiadów połączone ze śpiewaniem pieśni patriotycznych.
Lubimy siedzieć przy ognisku, śpiewać, grać na gitarze. Takie imprezy niezwykle integrują lokalną społeczność. Ale to nie jedyne nasze działanie o tym charakterze. Między innymi z inicjatywy żony zaczęło się również wiosenne i jesienne sprzątanie całej okolicy.
Aktywne spędzanie czasu
Zarówno Grażyna, jak i Marek są zadowoleni ze swojego nowego domu w Głoskowie i często powtarzają, że jest dokładnie taki, jaki narodził się w ich marzeniach |
– W sierpniu w dniu urodzin żony urządzamy sportowe przyjęcie z wieloma atrakcjami. Zaproszeni goście mogą pograć nie tylko w ping-ponga, ale także w badmintona, oraz postrzelać z wiatrówki do tarczy. Słowem sportowy piknik. To chyba lepsze od tradycyjnego siedzenia przy stole. Zresztą entuzjazm naszych gości świadczy o tym najlepiej.
– Raz w roku tydzień lub dwa żeglujemy po Mazurach – stwierdza Grażyna. – Czarterujemy jacht i płyniemy od Węgorzewa do Rucianego. Najczęściej w większym towarzystwie. A wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno, bo jakieś piętnaście lat temu. Pierwszy raz popłynęliśmy z naszym synem, który zdobył uprawnienia. Ale później zamarzyliśmy o samodzielnych wyprawach.
– I dlatego już jako dojrzały człowiek zrobiłem patent żeglarski. Pokazałem, że też potrafię – śmieje się Marek. – Potem popłynęliśmy w pierwszy rejs... Początkowo miała to być wyprawa ze znajomymi, ale rodzinne problemy zatrzymały ich w mieście i... i ruszyliśmy sami.
– Mąż, świeżo upieczony żeglarz, ja kompletnie zielona i na dodatek z długimi paznokciami... Ale to była najlepsza szkoła żeglarstwa. Wszystkiego nauczyłam się w tydzień.