Ale zderzyłam się z tematem, który mnie zadziwił. Chodzi o drobiazg: okienne osłony przeciw owadom. Każdy, kto mieszka za miastem - zwłaszcza z małymi dziećmi - prędzej czy później zetknie się z tym problemem. Moi znajomi, bardzo dobrze sytuowani, którzy mają takie siatki na oknach, ostrzegali mnie, że to droga zabawa. Ale ponieważ u nich wszystko jest z górnej półki, więc pomyślałam, że znajdę coś tańszego.
Przecież od kilku lat komary są szczególnie jadowite - na pewno rynek zareagował odpowiednią ofertą. Pierwszy telefon do firmy z akcesoriami okiennymi i pierwszy szok - ceny z księżyca. Kolejne - to samo. W jednej firmie miły pan stwierdził, że nie oszacuje kosztów przez telefon i przyśle przedstawiciela, ale na pewno będę zadowolona, bo ceny ma bardzo konkurencyjne. Przedstawiciel przyjechał, zmierzył okna, pomruczał nad kalkulatorem i podał taką sumę, że się zachwiałam. Koszt ramki z siatką i magnetycznym zameczkiem na pojedyncze okno balkonowe (90 x 210 cm) - ponad 800 zł! To drożej niż samo okno - porządne, drewniane, z szybami antywłamaniowymi.
Obejrzałam próbki (zastanawiając się wcześniej czy nie są ze złota) - w niczym nie przypominały eleganckich profili u moich znajomych. Ordynarna cienka stalowa ramka, byle jak zespawana na rogu, z lichą siateczką. Podejrzewam, że w hurcie materiały do tego cudownego produktu można kupić za 40 zł, a całość zmontować w trzy kwadranse. Stwierdziliśmy z mężem, że zamiast harować w biurze, otworzymy wytwórnię siatek - to dopiero jest biznes!
Ale mówiąc poważnie: o co tu chodzi? Skąd na unormowanym rynku budowlanym taki kwiatek? I kto to kupuje?! Na razie lepimy do okien siatkę na taśmę z rzepem - komplet z marketu budowlanego za 11,50 zł.