Po początkowej radości z przemiany wiosny w lato, pięknej, słonecznej pogody i wysokich temperatur, upały szybko stają się tematem narzekań i przyczyną zmęczenia. Dyskomfort, który odczuwamy, gdy zrobi się gorąco, jest czymś naturalnym i wiąże się z zapoczątkowaniem przez organizm mechanizmów mających prowadzić do utrzymania jego stałej temperatury. Z jednej strony uruchamiane są nieświadome reakcje fizjologiczne, z drugiej - podejmujemy mające przynieść nam ulgę czynności. Okazuje się jednak, że to, po co intuicyjnie sięgamy, nie zawsze działa tak, jak byśmy oczekiwali.
Serce jako pompa ciepła
By być zdrowym, jako organizmy stałocieplne musimy utrzymywać temperaturę ciała na mniej więcej tym samym poziomie. Jednym z mechanizmów pozwalającym ją zachować jest przyspieszenie krążenia - tak, by poprawić wymianę termiczną z otoczeniem. W związku z tym, podczas upałów serce jest w stanie przepompować do komórek znajdujących się pod skórą nawet 23 razy więcej krwi niż zwykle, przekierowując do nich nawet 35% całkowitej przechodzącej przez nie objętości. To dlatego czerwienimy się, gdy jest nam gorąco. I tu napotykamy pierwszą niespodziankę. Z teoretycznego punktu widzenia, wejście do zimnej, mającej około 20 stopni wody powoduje obkurczanie się naczyń krwionośnych, przynoszące efekt przeciwny do tego, czego potrzeba organizmowi, by wypromieniować ciepło. Ryzyko to nie powinno występować, gdy temperatura kąpieli jest bliższa tej, którą osiąga skóra - od 28 do 33 stopni. W polskich warunkach to jednak czasami czysto akademicka dyskusja. Gdy latem 3 lata temu Metro badało sprawę temperaturę zimnej wody w warszawskich kranach, okazało się, że niektórych dzielnicach sięga ona 33 stopni.
- "Nie ma przepisów regulujących minimalną temperatury wody w sieci, kranie i pod prysznicem. W zależności od czynników zewnętrznych, może wynosić ona nawet od kilkunastu do trzydziestu kilku stopni Celsjusza" - mówi Katarzyna Choniawko, ekspert marki Aquaform.
- "Wytyczne Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju nakazują za to konieczność zapewnienia przez dostawcę możliwości uzyskania strumienia mającego 55 - 60 stopni Celsjusza" - dodaje Katarzyna Choniawko.
Choć gorąca woda rozszerza naczynia krwionośne, podczas upałów organizm dobrze radzi sobie z tym sam. Wystarczy więc, by strumień nie był zbyt zimny - w świetle przeprowadzonych w Warszawie pomiarów wydaje się, że o to nie trzeba się martwić.
Ostateczny sposób chłodzenia
Choć mechanizm wymiany ciepła przez skórę jest spektakularny (jej przepływ zwiększa się z 300 ml do 7 l na minutę!), ma swoje ograniczenia. Przez to, że maksymalna temperatura skóry osiąga wartość 33 stopni Celsjusza, kiedy na zewnątrz jest naprawdę upalnie, cały misterny układ nie działa. Organizm jest bowiem w stanie wypromieniować ciepło tylko do otoczenia chłodniejszego niż on sam. Żeby się nie usmażyć zostaje jedno: pocenie się. Działa ono tak dobrze ze względu na właściwości fizyczne procesu parowania. Przejście 1 mililitra wody ze stanu ciekłego w lotny jest w stanie pochłonąć dość energii, by ochłodzić o jeden stopień aż 0,6 litra. Wilgotna skóra może zwiększyć efektywność oddawania ciepła przez organizm nawet dziesięciokrotnie. Nic więc dziwnego, że w wysokich temperaturach pocimy się tak intensywnie.
- "Efekt zwilżenia skóry osiągany dzięki poceniu się teoretycznie można uzyskać także pod prysznicem. Kłopotliwe byłoby jednak to, że po wyjściu z kabiny nie należałoby się wycierać" - mówi z przymrużeniem oka Katarzyna Choniawko.
- "Z całą pewnością jednak chłodny prysznic w gorący dzień może sprawić, że będziemy czuć się czysto i komfortowo – mimo zintensyfikowanego pocenia. Podczas upałów z powodzeniem można urządzić sobie w łazience dłuższą sesję SPA z deszczownią czy masażem wodnym. W przypadku, gdy chcemy włączyć do niej także inne zabiegi, bardzo dobrze sprawdzają się brodziki z siedziskiem" - dodaje przedstawiciel marki Aquaform.
Lody dla ochłody?
Podczas upałów, owszem, myślimy o kąpieli lub wypadzie nad wodę, ale równie często sięgamy po zimne napoje czy lody. I w tym przypadku wiele rzeczy działa inaczej, niż byśmy się spodziewali. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic bardziej orzeźwiającego niż gałka sorbetu. Tymczasem, po tym jak lody dostaną się do żołądka, procesy trawienne konieczne do ich przetrawienia w rzeczywistości nas rozgrzewają. Duże ilości zmrożonych napojów, nawet tych niekalorycznych - jak woda - mogą spowodować wspomniane przy okazji zimnego prysznica spowolnienie obiegu krwi, utrudniając oddawanie ciepła przez skórę. Z kolei rozszerzający naczynia krwionośne alkohol sprzyja niebezpiecznemu odwodnieniu. Paradoksalnie, najlepszym sposobem na walkę z upałem są napoje w temperaturze około 50 stopni, które nie tylko nie zwalniają krwioobiegu, ale do tego sprzyjają poceniu się. Oczywiście nie można zapominać przy tym także o stałym nawadnianiu się nieprzesadnie schłodzona wodą.
źródło i zdjęcia: Armatura Kraków