Mam wrażenie, że u sąsiada odezwał się rozbudzony instynkt posiadania: to moje i nie oddam!
Od dwóch lat z jednym z nich - naszym sąsiadem - walczymy o to, żeby zgodził się wspólnie z nami zrzec drogi na rzecz gminy. Dziś nie jest to już proces tak prosty jak dawniej. Nowelizacja starej ustawy uchwalona w 2006 r. mówi, że chęci muszą być po obu stronach, słowem - że gmina musi być zainteresowana przejęciem drogi.
W przeciwnym razie przejmie ją Skarb Państwa. Po wstępnych rozmowach otrzymaliśmy jednak od naszego samorządu zapewnienie, że gmina drogę przejmie, a nawet w ciągu 3 lat poprowadzi kanalizację. W przypadku właścicielstwa Skarbu Państwa na inwestycje nie byłoby co liczyć - zbyt odległy ośrodek decyzyjny.
Wszyscy chcemy się drogi pozbyć, a sąsiad się nie zgadza... Twierdzi, że jego posesja znacznie straci na wartości. To absurd, każdy, kto kupował działkę, o tym wie! Gdy tylko z ust sprzedającego pada sakramentalne: "jest jeszcze droga...", kupującemu cierpnie skóra, bo wie, że do ustalonej ceny ziemi będzie musiał coś jeszcze dopłacić.
W dodatku za coś, z czego i bez dopłaty mógłby korzystać bez ograniczeń. Mam wrażenie, że u sąsiada odezwał się rozbudzony instynkt posiadania: to moje i nie oddam! Choćby to nie miało sensu. Na razie, nikt z nas o drogę szczególnie nie dba (poza elementarnymi czynnościami porządkowymi), bo brakuje nam na to czasu. Pytanie, co będzie, jak którejś zimy na oblodzonej nawierzchni listonosz złamie nogę? Pewnie wtedy sąsiad zrozumie swój błąd. Ale na odszkodowanie będziemy się zrzucać wszyscy.
Jan Jakub D.
fot. otwierajaca: nilsgjohansson / pixabay.com