Syndrom chorych budynków to zjawisko, które zidentyfikowano relatywnie niedawno, bo w latach 80. Określenie Sick Building Syndrome (SBS) do literatury przedmiotu wprowadziła Światowa Organizacja Zdrowia, która zdefiniowała w ten sposób kombinację niespecyficznych dolegliwości zdrowotnych, których występowanie wiąże się z przebywaniem w danym wnętrzu, a które ustają po jego opuszczeniu. Zalicza się do nich m.in. ból i zawroty głowy, nienaturalne zmęczenie, podrażnienia błon śluzowych oraz objawy skórne, takie jak przesuszenie czy zaczerwienienia.
W Polsce problem jest jak dotąd dość słabo rozpoznany, a wymienione wyżej symptomy relatywnie rzadko łączy się z wpływem projektu budynku i jakości zastosowanych materiałów i technologii. To, jak dana osoba fizycznie odczuwa poszczególne czynniki, zależy od ich natężenia, czasu przebywania w budynku czy wreszcie indywidualnej wrażliwości na dyskomfort fizyczny. O problemie mówi się jednak coraz szerzej. Szczególnie, gdy około 70% obiektów mieszkalnych w Polsce ma ponad 30 lat, blisko jedna czwarta powstała po roku 1945[1], a domy, które Polacy wznoszą obecnie, są coraz cieplejsze, a więc i szczelniejsze.
Wentylacja to podstawa
Za głównego "winowajcę" niskiej jakości powietrza wewnątrz budynków zazwyczaj uznać można niewłaściwą wentylację. Obecna dziś pogoń za ograniczaniem zużycia energii i rosnąca szczelność przegród spowodowała, że nowe obiekty wymagają lepiej opracowanego systemu dopływu świeżego powietrza. Źle zaprojektowana wentylacja może się okazać niewystarczająca.
– "W polskich domach, gdzie góruje wentylacja grawitacyjna, świeże powietrze napływa przez stolarkę lub umieszczone w ścianach nawiewniki – tłumaczy Marcin Demski z firmy OKPOL, producenta okien dachowych. – Gdy zmniejszymy przepływ powietrza, kanały wentylacyjne zamiast odprowadzać zużyte powietrze, mogą zacząć doprowadzać świeże. Kratek, z których "ciągnie" chłód, nie powinniśmy zatykać, gdyż prowadzi to do wzrostu poziomu dwutlenku węgla i wilgotności" – radzi.
W walce o swobodny oddech nie należy więc iść na kompromisy. Inteligentnych rozwiązań warto szukać, gdzie tylko się da.
– "Aby zapobiec negatywnemu zjawisku, naszą stolarkę wyposażyliśmy w nawiewnik manualny oraz klamkę z funkcją mikrouchylenia, które pozwalają na swobodny obieg świeżego powietrza na poddaszu bez powodowania strat cieplnych" – dodaje Marcin Demski.
Dać oddech ścianom i poddaszom
Wentylowanie pomieszczeń, oprócz dostarczenia do wnętrza świeżego powietrza, ma także na celu usunięcie nadmiaru pary wodnej. Szacuje się, że optymalna wilgotność powietrza dla człowieka waha się w przedziale 40-60%. W środowisku zbyt suchym cierpimy na problemy z oddychaniem, w zbyt wilgotnym – wzrasta ryzyko rozwoju szkodliwych dla zdrowia pleśni i grzybów. Tych ostatnich szczególnie należy się wystrzegać, docieplając dom.
– "Grubsza izolacja ścian czy poddaszy pozwala zmniejszyć rachunki za ogrzewanie, ale w przypadku niedokładnego wykonania sprzyja formowaniu się wilgoci w miejscach mostków termicznych" – zwraca uwagę Adam Buszko, ekspert firmy Paroc, producenta izolacji.
Ze względu na naturalną paroprzepuszczalność i odporność na działanie wilgoci, bardzo dobrze w tej roli sprawdza się wełna kamienna.
– "Materiał pozwala ścianom "oddychać" i wypełnia puste przestrzenie skuteczniej, niż sztywne płyty piankowe czy styropianowe, co pomaga zniwelować mostki termiczne" – dodaje.
Energooszczędność tak, ale nie kosztem wentylacji
Zmieniające się przepisy budowlane oraz rosnąca świadomość inwestorów wpływają na to, że stosujemy coraz grubsze ocieplenie ścian czy poddaszy, coraz szczelniejsze okna i coraz wydajniejsze systemy grzewcze. W poszukiwaniu niższych kosztów eksploatacyjnych warto jednak także zadbać o prawidłową wentylację powietrza. Zarówno jeśli chodzi o samą instalację, jak i pozostałe elementy budynku.
źródło i zdjęcia: Okpol