Dom drewnem malowany

Dom drewnem malowany
Niby nic ciekawego, niby tylko podmurówka z kamienia i ściany z drewna, ale jednak coś jest na rzeczy, że jako budulec domów od wieków właśnie drewno i kamień przypadły ludziom do serca.

Dom drewnem malowany
Tę miłość do drewna wyjątkowo daje się odczuć na Podhalu, gdzie kamień zapewniał stabilność budowli i poczucie bezpieczeństwa jej mieszkańcom, a drewno dawało ciepło i przytulność.

 

Tanie to były materiały i ogólnie dostępne, szczególnie drewno, a to dlatego, że wielopokoleniowa tradycja – wywodząca się jeszcze z czasów Rzeczypospolitej i królewszczyzny – nadawała góralom prawo korzystania z tatrzańskich lasów.

 

Do budowy domów wybierano drzewa wysokie i proste, o pniach grubych i mocnych, jakich w Tatrach nie brak.

 

Początkowo były to jodły, z czasem świerki, a zdarzało się, że niektóre elementy, najczęściej zdobnicze, wykonywano z modrzewia.

 

Dobrze widziane były jasne ściany, które nadawały domowi schludny wygląd, dlatego z czasem góralskie domy budowano już tylko ze świerka, gdyż podatna na działania atmosferyczne jodła, ciemniała zbyt szybko. Gaździny w słynnym Chochołowie, do dziś podtrzymują tradycję mycia chałup, żeby zachowały jasny, żywy kolor świeżego drewna.

Domy góralskie

Domy góralskie nie były podpiwniczone i nic w tym dziwnego, bo gliniasto-kamieniste podłoże, omywane często przez cieki wodne, nie gwarantowało stabilności konstrukcji. Fundamenty nie były całe kamienne – tworzyły je wkopane w narożnikach kamienie zwane peckami. Ściany robiono z przepołowionych bali, czyli płazów, wiązanych w narożnikach metodą na węgieł. Mech, którego zadaniem było uszczelnienie szpar, z czasem zastąpiono skręconymi w warkocz wiórami, zwanymi wełnianką.

 

Domy stawiano tak, by miały wyjście na południe, z lekkim odchyleniem na wschód. Przed złośliwymi wiatrami i utratą ciepła domostwo zabezpieczały małe okna i drzwi. Spadziste (żeby nie zalegał na nich śnieg) dachy góralskich chałup kryto gontem, ale zdarzała się też kombinacja słomy i desek, choć były to konstrukcje słabe i nie spełniały swojego zadania w zderzeniu z niedogodnościami pogodowymi.

 

Naznaczone surowością kamienia i drewna piękno tych domostw okazało się niezwykłym bodźcem dla inspiracji architektów, którzy wraz z falą cyganerii krakowskiej, zaczęli na przełomie XIX i XX wieku przybywać do Zakopanego. Odkrycie przez dr. Tytusa Chałubińskiego „cudownych” właściwości leczniczych tego miasta rozpoczęło nową kartę w architektonicznej kronice Zakopanego. Jak grzyby pod deszczu – wzorowane na domostwach bogatych górali, ryzowane w serca, gwiazdy i motywy roślinne – zaczęły powstawać drewniane wille.

 

W 1886 roku przyjechał tu także, nękany gruźlicą, Stanisław Witkiewicz, malarz, architekt, pisarz, teoretyk sztuki, późniejszy twórca stylu opartego na ludowym wzornictwie góralskim, nazwanego stylem zakopiańskim. Zapierający dech w piersiach dom na Kozińcu – „Willa pod Jedlami” – zaprojektowany przez niego dla rodziny Pawlikowskich, jest typowym przykładem tego stylu.

 

Dzieło sztuki Stanisława Witkiewicza, dwór w stylu zakopiańskim dla rodziny Pawlikowskich
Dzieło sztuki Stanisława Witkiewicza, dwór w stylu zakopiańskim dla rodziny Pawlikowskich. Przykład szacunku i uwielbienia dla góralszczyzny. Jodeł, którym domostwo zawdzięcza swą nazwę dawno już nie ma, ale od czego wyobraźnia...

Monumentalna, kamienna podmurówka posadowionego na stoku domu, osiąga miejscami wysokość 4 metrów, co nadaje budowli niezwykle majestatyczny charakter. Ciemne drewno przechodzi tu w kamień tak, jak niebo niespodziewanie przeistacza się w strome turnie i wydaje się, że inaczej być już nie może, bo jeśli tatrzańska przyroda stworzyła taką kompozycję, to człowiek może ją tylko powielać.

 

Z zewnątrz trudno doliczyć się kondygnacji, bo wychodzące na wszystkie strony świata okna mylą wzrok, ściągając go ku oryginalnym elementom zdobiącym kalenic i dachów.

 

Do domu prowadzi wiele drzwi – są mniej paradne, służbowe, aż po bogato wykończone, które prosto spod bramy lub krętymi schodach ukrytymi za rzeźbioną balustradą werandy – wiodą do tajemniczego wnętrza., Liczna i porozrzucana po całym świecie rodzina Pawlikowskich mieszka tu do dziś.

 

Na każdym kroku widać dbałość mieszkańców o wizerunek „Willi pod Jedlami”, nawet drewniane drzwi, które wyglądają na nieużywane, mają ślady niedawnego remontu.

 

Willa „pod Jedlami” słynie z bogatej ornamentyki, w której dominują elementy roślinne Studnia na podwórzu willi „Pod Jedlami”, również według projektu Stanisława Witkiewicza, przywodzi na myśl mały pałacyk dla wody
Willa „pod Jedlami” słynie z bogatej ornamentyki, w której dominują elementy roślinne. S.I. Witkiewicz nie tylko zachwycił się architekturą góralską, ale także sztuką i zdobnictwem, co widać w tym domu na każdym kroku.Studnia na podwórzu willi „Pod Jedlami”, również według projektu Stanisława Witkiewicza, przywodzi na myśl mały pałacyk dla wody. Drewniany kołowrót, spadziste zadaszenie, ornamentyka, dekoracja żywcem wyjęta z bajki „U złotego Źródła”.

Magdalena Samozwaniec tak pisała o domu na Kozińcu, w którym zamieszkała jej siostra, poetka Maria Pawlikowska, synowa Jana Gwalberta seniora, dla którego ów dom powstał: „Przez wielkie okna widać Tatry o zaśnieżonych szczytach. Jest też ciężka kotara, jakiś stary kilim w fioletowych tonach. Weneckich świeczników nie ma, są za to drewniane”.

 

Jak wynika ze wspomnień samej Marii, dom rodzinny jej męża jawi się jako ponure dworzyszcze, pełne dziwnych, pobudzających wyobraźnię odgłosów: „Po korytarzach słyszała poetka jakieś kroki, które podchodziły pod drzwi i milkły.

 

Nad drewnianym pułapem coś łomotało dziwnie – nietoperz... kot?... Drzwi otwierały się same i z trzaskiem zamykały (...) Nie było chwili, aby coś człowieka nie przestraszyło, nie zaniepokoiło”. („Maria i Magdalena”, M. Samozwaniec, Kraków 1956)

Co zostało

Co zostało z dawnego Zakopanego, nad którym unosił się duch międzywojnia, przesiąknięty poezją, miłością i spirytyzmem? Ciemne, zaniedbane domy, opuszczone przez uchodzących „za chlebem, do Hameryki” górali, straszące powybijanymi szybami i zaniedbanym otoczeniem, które gdzieś w szparach między płazami, chowają okruchy dawnych wspomnień. W tych, w których litościwie ktoś mieszka, stare gonty zamieniono na eternit lub blachę, wstawiono plastikowe okna zamiast drewnianych, a paleniska kuchenne zastąpiono kuchenkami gazowymi.

 

Ciemne, zaniedbane domy, opuszczone przez uchodzących „za chlebem do Hameryki” górali, straszące powybijanymi szybami i zaniedbanym otoczeniem, gdzieś w szparach między płazami, chowają okruchy dawnych wspomnień
Ciemne, zaniedbane domy, opuszczone przez uchodzących „za chlebem do Hameryki” górali, straszące powybijanymi szybami i zaniedbanym otoczeniem, gdzieś w szparach między płazami, chowają okruchy dawnych wspomnień. Ktoś stare gonty zamienił na eternit lub blachę...

Zakopiański styl, związany ściśle ze swoim twórcą i propagatorem, zaczął zanikać jeszcze za życia Witkiewicza, a jego późniejsi naśladowcy balansowali niebezpiecznie na krawędzi kiczu i sztuki. Jeszcze pod koniec XX wieku na Podhalu przybywało męczących oczy koszmarków, które nieudolnie łączyły w sobie nowoczesność z tradycją.

Teraz jest szansa

Teraz jest szansa, że sytuacja się zmieni. Władze regionu postanowiły bowiem walczyć z architektonicznymi bublami, które coraz bardziej zalewają podtatrzańskie miasta i wsie – została ustanowiona, przyznawana co dwa lata, Nagroda Województwa Małopolskiego im. Stanisława Witkiewicza, za twórcze zastosowanie tradycji regionalnych w architekturze współczesnej. Przedsięwzięcie to ma zwrócić uwagę architektów i inwestorów na ważny aspekt, jakim jest tworzenie spójnego obrazu architektury regionalnej oraz kultywowanie tradycji regionalnych w architekturze współczesnej.

 

Tradycja wraca do góralskich domów. Kamienne palenisko świetnie oddaje atmosferę dawnych góralskich chałup, mimo, że znajduje się na parterze współczesnego domu z lat 80-tych XX w.

 

Ozdobą tego zakątka są elementy dawnych strojów góralskich i przedmioty użytku codziennego; cep, chomąto, ferula – mieszadło do mleka, niezbdne podczas wyrobu oscypków i cyrpoki, czyli drewniane kubki do odmierzania masy serowej.
Kamienne palenisko świetnie oddaje atmosferę dawnych góralskich chałup, mimo, że znajduje się na parterze współczesnego domu z lat 80-tych XX w

Sami górale też baczniej zwracają uwagę na to gdzie i jak mieszkają. Turyści, złaknieni prawdziwego, góralskiego folkloru i surowej sztuki podhalańskiej, też przestali zadawalać się tandetą. Fakt, że góralskie ciupagi sprzedawane na Krupówkach, podobno produkowane są w Chinach, nie upoważnia do tego, żeby całe Podhale pogrążyło się w koszmarze kiczu. Oprócz współczesnych projektów architektonicznych związanych z regionem, pojawiły się też pomysły na zmianę wizerunku tych domów, które powstały pod koniec XX wieku.

 

Surową ścianę w jadalni ozdobiono drewnianymi, surowymi deskami, parzenicą i rodzinnymi zdjęciami gospodarzy
Surową ścianę w jadalni ozdobiono drewnianymi, surowymi deskami, parzenicą i rodzinnymi zdjęciami gospodarzy. Skóra z dzika i stare trofea myśliwskie świadczą o tym, że kiedyś każdy góral był polowacem (myśliwym)

Wokół balkonów pojawiły się stylizowane balustrady, murowane ściany obijane są drewnem, a eternit powoli ustępuje miejsca tradycyjnym, lub zbliżonym do nich, pokryciom dachowym. Wnętrza też zaczęto modernizować zgodnie z dawną tradycją – zimne, pseudonowoczesne pomieszczenia nabierają ciepła i to dosłownie – za przyczyną ognia. Powstają bowiem kominki, paleniska, piece kaflowe i kuchnie, przy których można się ogrzać i posłuchać góralskich bajd. A o ileż bardziej smakuje herbatka po góralsku pita w otoczeniu jasnych, drewnianych ścian, przesiąkniętych dymem z ogniska!

 

Palenisko, nad którym zawieszone jest wykute przez kowala ruszta Szałas góralski
Pan Andrzej Haza, którego rodzina mieszka w Olczy od ponad 150 lat, postanowił odtworzyć dawny szałas góralski. Wykorzystał stare płazy, z na wpół spalonej chałupy na Harendzie, wymurował palenisko, nad którym zawiesił wykute przez kowala ruszta i zbił surowe ławy. Atmosfery temu miejscu dodają zgromadzone przez gospodarza stare przedmioty ustawione na wyszce, czyli stryszku. Dziś odbywają się tu huczne biesiady góralskie, okraszone śpiewem i anegdotami. Gospodarz często „straszy” gości: „Tak se myśle, coby kafelków na ziemi nie położyć, bo po nogach ciągnie i trochę ocieplić styropianem”, ale nawet zimą cepry ostro protestują, bo wszystko takie prawdziwe, takie góralskie...

Konieczność zachowania regionalnych tradycji architektonicznych jako pierwsi zauważyli zakopiańscy restauratorzy. „Czarny Staw”, „Redykołka”, „U Wnuka” – to tylko kilka położonych w centrum miejsc, w których można zaczerpnąć góralszczyzny. Zasiadłszy na szerokich ławach, można zjeść kwaśnicę i przy dźwiękach góralskiej muzyki zapomnieć na chwilę o tym, że mamy już XXI wiek.

 

Tak niewiele trzeba, żeby uszanować tradycje i zachować wyjątkowy charakter podhalańskiej architektury. Jednak te „trochę skalnych odłamów” i kilka „świerkowych płazów” trzeba wzbogacić o projekt godny historii i Podhala.

 

Do domu „Pod Jedlami” prowadzi kilka par drzwi, od mniej paradnych, służbowych aż po bogato wykończone, które wiodą do tajemniczego wnętrza prosto spod bramy, lub po krętych schodach ukrytych za rzeźbioną balustradę werandy Tradycja góralskich domów przenosi się także na .. małą architekturę. Obok eleganckich domów stawia się nie mniej eleganckie psie budy, które przypominają miniaturowe, tradycyjne chaty
Do domu „Pod Jedlami” prowadzi kilka par drzwi, od mniej paradnych, służbowych aż po bogato wykończone, które wiodą do tajemniczego wnętrza prosto spod bramy, lub po krętych schodach ukrytych za rzeźbioną balustradę werandyTradycja góralskich domów przenosi się także na .. małą architekturę. Obok eleganckich domów stawia się nie mniej eleganckie psie budy, które przypominają miniaturowe, tradycyjne chaty. Na zdjęciu: Bućko „gazduje”.

 

Katarzyna Lewańska-Tukaj
fotografie z archiwum autorki

Komentarze

Czytaj tak, jak lubisz
W wersji cyfrowej lub papierowej
Moduł czytaj tak jak lubisz