Na drodze do własnego domu Bożena i Jacek pokonali poważne trudności. Mieli kłopoty podczas kupna działki, potem, na skutek oszustwa generalnego wykonawcy, stracili kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kiedy już wydawało się, że wszystko wraca na swoje tory, pojawiły się problemy z dojazdem na posesję i przyłączeniem wody.
Data publikacji: 2012-03-01
Data aktualizacji: 2013-05-16
Dom murowany, parterowy z użytkowym poddaszem i garażem; ściany z pustaków ceramicznych ocieplone styropianem (15 cm); dach pokryty dachówką ceramiczną Powierzchnia działki: 728 m2 Powierzchnia domu: 185 m2 Powierzchnia garażu: 36 m2 Roczne koszty utrzymania domu: około 13 000 zł
Mieszkanie w bloku, nad którym przelatują samoloty, było uciążliwe. Latem, przy otwartych oknach, Bożena i Jacek musieli na chwilę przerywać rozmowę, bo nie słyszeli własnych słów. W zimie natomiast światła samolotów „zaglądały” im w okna. Kiedy Ida i Dominik zaczęli się zbliżać do wieku szkolnego, rodzice postanowili zmienić miejsce zamieszkania, chcąc zapewnić dzieciom więcej spokoju i oddzielne pokoje.
Trudny zakup działki
Mieszkanie o dwukrotnie większej powierzchni (120 m2) od dotychczasowego kosztowało tyle, co pół bliźniaka z działką, więc Bożena i Jacek zamiast mieszkania zaczęli szukać gotowego domu na niedużej działce. Zadowalała ich powierzchnia 150 m2, byleby miała podwójny garaż, podobne pokoje dla dzieci, wygodną strefę dzienną i gabinet. Działka natomiast miała zmieścić sprzęt do zabaw.
– Dzieci zamęczały nas prośbami o wyjścia przed blok na plac zabaw, a gdybyśmy mieli ogród, mogły się bawić do woli na świeżym powietrzu. Między innymi dlatego postanowiliśmy kupić dom. I nie żałujemy decyzji, nawet po przejściu takich trudności, jakie nas spotykały.
Pierwsze podejście do zakupu działki z połową bliźniaka rozbiło się na etapie podpisywania umowy notarialnej. Kiedy już Bożena i Jacek załatwili w banku ciągnące się miesiącami czynności związane z kredytem, sprzedający podniósł cenę o 100 000 zł. Rzeczywiście zaczynał się wtedy okres wzrostu cen nieruchomości, ale żądanie było nie fair i transakcja nie doszła do skutku.
W drugim podejściu małżeństwo zatrudniło firmę deweloperską, oferującą kompleksową usługę od znalezienia działki, przez przeprowadzenie formalności, po budowę domu „pod klucz”. Pracując zawodowo, już nie chciało poświęcać na te czynności całego wolnego czasu. Firma reklamowała się jako polskie przedstawicielstwo międzynarodowej firmy z doświadczeniem. Mając mieszane uczucia po pierwszym spotkaniu z wykonawcą, Bożena i Jacek sprawdzili korzenie firmy w Hiszpanii i Irlandii. Kiedy potwierdzono (przez Internet) jej istnienie i rzetelność, podpisali umowę o współpracy.
W wyjściowym projekcie budynek miał mieć elewację z klinkieru. Po stracie pieniędzy w wyniku oszustwa dewelopera właściciele zrezygnowali z drogiej elewacji na korzyść akrylowego tynku. Dobrym krokiem było zlikwidowanie słupa w środkowej części wjazdu do garażu. To ułatwia manewrowanie samochodami
Łamany dach z lukarnami pokryto dachówką ceramiczną. Właściciele nie oszczędzali na ładnym i trwałym pokryciu budynku. Na parterze, przy salonie powiększyli taras, dzięki czemu stał się narożny i skierowany w stronę południa oraz zachodu. Po zakupie mebli ogrodowych zamierzają na nim jadać śniadania
Małżeństwo włączyło się w szukanie działki, bo chciało dać sobie więcej szans na znalezienie dobrego miejsca. Ostatecznie stanęło na działce w sąsiedztwie cichej dzielnicy z zabudową jednorodzinną. Sąsiednie posesje miały elektryczność i gaz, a wodociąg przebiegał w odległości 60 m. Brakowało jednak kanalizacji.
Wszystko przebiegało prawidłowo do momentu… podpisania aktu notarialnego i chwili, kiedy sprzedający zażądał przelania pieniędzy do USA. Okazało się, że po przeliczeniu złotówek na dolary nie satysfakcjonuje go suma za ziemię, a ponadto za taki transfer trzeba bankom słono zapłacić. Rozpoczęły się dwa tygodnie trudnych rozmów ze sprzedającym, notariatem i bankami.
Dopiero w obliczu zerwania transakcji przez małżeństwo, udało się zrealizować transakcję. Ale były nerwy, niepewność i dodatkowe koszty.
Oszukani przez firmę
Po zakupie działki nastał czas ustalania z firmą szczegółów dotyczących budowy domu. Już na wstępie cena za usługę znacznie wzrosła, podobno z powodu wyższych cen materiałów i robocizny. Ponadto, małżeństwo musiało wypłacić firmie wysoką zaliczkę.
W grudniu podpisano umowę, ale uzyskiwanie pozwolenia na budowę trwało do września następnego roku. Wtedy wykonawca zasugerował, że lepiej rozpocząć budowę wiosną, by nie prowadzić robót podczas mrozów. Bożena i Jacek przystali (niechętnie) na taki harmonogram. A potem było tylko gorzej…
Wkrótce kontakt z firmą całkowicie się zerwał. Telefony były głuche, a internetowe fora wrzały od narzekań oburzonych inwestorów (z nierozpoczętymi i z porzuconymi przez firmę budowami). Bożena i Jacek, którzy nie mieli złudzeń, że padli ofiarami oszustów, zgłosili sprawę na policję.
Do grudnia udało się im odzyskać papiery i pozwolenia, jednak stracili sporo pieniędzy. Prokuratura umorzyła sprawę z powodu braku możliwości przesłuchania winnych. Prawnicy odradzili małżeństwu proces cywilny.
Rozłożysty dom zmieścił się na niedużej działce, choć właściciele powiększyli go o metr w stronę ogrodu wypoczynkowego. W wyniku tej zmiany w salonie uzyskali miejsce na kominek, o którym marzyli. Obudowa kominka wykonana została z kamiennej płyty. Podłogi wykończono dębowymi deskami
Właściciele urządzali wnętrza, konsultując się z dekoratorką wnętrz. Pomogła zaprojektować kominek i kuchnię. Oprócz aspektów estetycznych brała pod uwagę względy praktyczne. Za jej radą kuchnię oddzielono od salonu ścianą. Podłoga jest ogrzewana. W całym domu jest wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła
Nie podamy się!
W kryzysowym momencie Bożena i Jacek rozważali dwie drogi wyjścia z opresji – sprzedaż działki z kredytem na dom, tracąc na tym sporo pieniędzy, albo prowadzenie budowy znowu z generalnym wykonawcą (samodzielna organizacja prac nadal była niemożliwa, choćby z racji odległości – budowa znajdowała się po przeciwległej stronie miasta).
Pomocną dłoń podał im wtedy kolega pana Jacka z pracy. Skontaktował go z firmą budowlaną własnego brata, która budowała jego dom i mógł zagwarantować jej uczciwość. Dla małżeństwa najbardziej newralgiczne było ponowne obdarzenie wykonawców zaufaniem i powierzenie im pieniędzy. Na szczęście zwyciężyła wiara w ludzi i wiosną rozpoczęli budowę.
Tym razem się nie zawiedli. Nowa firma zbudowała i wykończyła dom. Nie podjęła się jedynie pokrycia dachu, o czym lojalnie uprzedziła. Łącznie z wykonaniem dachu budowa domu kosztowała 550 000 zł i trwała od marca 2009 do sierpnia 2010.
Jak pech, to pech
Niestety, na kolejnych etapach budowy małżeństwo nadal nie miało spokojnej głowy. Już po pierwszej wizycie kierownika nowej firmy stało się jasne, że zwężająca się droga prowadząca do działki, z trzema coraz ciaśniejszymi zakrętami, uniemożliwi dojazd dużym wywrotkom i „gruszce” z gotowym cementem. Aby nie wylewać fundamentów, a potem stropu przy użyciu taczek, trzeba było najpierw zapewnić ciężkiemu sprzętowi dojazd.
Małżeństwo szukało zrozumienia u sąsiadów. Jednego zapytało o możliwość położenia na jego polu kilku płyt żelbetowych i poszerzenie zakrętu, ale odmówił. Drugiego poprosiło o okresowe rozgrodzenie narożnika jego działki, ale również się nie zgodził. Udało się dopiero z trzecim sąsiadem, któremu nie przeszkadzało zdjęcie siatki.
Poważnym argumentem za budową domu, zamiast kupna większego mieszkania, była możliwość korzystania z ogrodu. Nawet na tak małej działce (728 m2) wystarczyło miejsca na plac zabaw. Ida i Dominik spędzają na nim wiele czasu, a rodzice nie muszą już pilnować dzieci z ławeczki pod blokiem
Właściciele domu – Bożena i Jacek z dziećmi. – Mając w pamięci trudności piętrzące się podczas budowy domu, nie wiemy czy ponownie zdecydowalibyśmy się na taki krok. Staraliśmy się być ostrożni i sprawdziliśmy pierwszego wykonawcę, który nas potem oszukał, ale na nic się to zdało
Do prowadzenia budowy potrzebna jest woda. Z powodu nieuregulowanej własności w obrębie drogi, okoliczne wodociągi odmówiły rozbudowania istniejącej sieci do działki Bożeny i Jacka. Nie mając innego wyjścia, wykopali studnię o głębokości 10 m. Woda miała jednak złą jakość. Nadawała się do budowy, ale nie do celów gospodarczych.
Hydraulicy i monterzy instalacji grzewczej odradzali wpuszczenie jej do instalacji, ponieważ 50-krotnie przekraczała normy żelaza i 20-krotnie manganu. Małżeństwo zleciło wiercenie drugiej studni o głębokości 19 m, ale woda nie była lepsza. Wskutek tego zmuszone zostało do zastosowania wielu urządzeń do uzdatniania wody za 12 000 zł oraz ich uciążliwej obsługi. Wodę do celów spożywczych przywozi się ze sklepu.
Bożena i Jacek, mimo tak wielu przeciwności, doprowadzili budowę do końca. Uratowała ich postawa: Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Potrzebowali jednak czasu, aby ochłonąć po przejściach. Dopiero po roku zaczęli cieszyć się z przeprowadzki.
a gdzie w tym wszystkim jest nierób architekt , czyli rysownik o radosnej twórczości . Zdaje sie ,że to on uzyskuje pozwolenie na budowę ,a co za tym idzie promesy od wodociągów lub projektuje inne żródło ujęcia wody - oczywiście polscy architekci a właściwie rysownicy bo do ...
Gość syper
19-08-2013 21:27
Ty Andy zapewne wyglądasz tak bosko, że wszystkie ekipy budowlane padają Ci do stóp - ale trochę kultury w wypowiedziach by Ci się przydało.
Gość stefan
29-06-2013 18:57
Jestem pełen uznania dla pani Bożeny i pana Jacka. Nie są specjalistami z zakresu budownictwa a jednak dali sobie radę. Wiadomo oszustów w budownictwie jak grzybów w lesie i trudno trafić na uczciwych ludzi. Bob Budowniczy nie zrozumiał że gotowy cement to beton i transport jego w ...