Od lat śledzimy z żoną rynek nieruchomości, czekając na najlepszy moment na budowę domu. Co krok w prasie związanej z tematem natykamy się na hasła: Dom – tylko teraz, Budowanie na czasie, Nie czekaj – buduj! Zestawienia kosztów są zachęcające, statystyki podają, że budowa średniego domu powinna być dziś tańsza o 10-15%, niż dwa lata temu.
Mamy już projekt, prosty, który da się wpasować w różne warunki terenowe. Poprosiliśmy o wstępną wycenę budowy pod klucz poleconą firmę. Kosztorys nie był aż tak optymistyczny – statystyki sobie, a życie sobie – ale nas nie przeraził. Wiemy zresztą, że możemy go zredukować, osobiście zajmując się zaopatrzeniem budowy. Mimo kryzysu zachowaliśmy sporą zdolność kredytową, a przy tym obserwujemy w bankowości pewien zwrot. Jeśli nawet nie jest to powrót do dawnych ryzykownych praktyk udzielania kredytów każdemu na wszystko, to jednak odradza się walka o solidnego wypłacalnego klienta – przecież banki muszą z czegoś żyć.
Gdy niedawno zrobiliśmy rekonesans w tym samym rejonie, okazało się, że działki wciąż leżą, nikt ich nie kupuje, ale dziś ich ceny przekraczają już 1 000 000 zł
Niestety, był to falstart, ceny zaczynały się od 700 zł za metr, a my mogliśmy wydać nie więcej niż 500 zł. Zdarzały się okazje, ale szybko przekonaliśmy się, że jeśli działka jest wystawiona poniżej 650–700 tys. złotych, to znaczy, że ma istotny feler: przylega do drogi głównej, albo przecina ją linia wysokiego napięcia. Wtedy postanowiliśmy poczekać, aż ziemia stanieje. Gdy niedawno zrobiliśmy rekonesans w tym samym rejonie, okazało się, że działki wciąż leżą, nikt ich nie kupuje, ale dziś ich ceny przekraczają już 1 000 000 zł.
Izabelin to gmina zamknięta, która nie będzie się rozrastać z uwagi na położenie – częściowo na terenie Parku Narodowego. Na nowe, tańsze grunty nie ma tu co liczyć. A właścicielom starych widocznie się nie spieszy, zgodnie z zasadą, że ziemia zawsze – prędzej czy później – przyniesie zysk. Spieszy się tylko nam, niestety, perspektywa budowy własnego domu chyba z roku na rok się od nas oddala.
Jola i Maciek