Ostatnio zdecydowaliśmy, że trzeba jednak dobudować do domu garaż. Z miejscem nie byłoby problemu, bo mamy długą działkę i budynek postawiliśmy przewidująco 7 m od jej północnej granicy. Myślimy o garażu dwustanowiskowym, który jedną ścianą przylegałby do ogrodzenia. Akurat od tej strony mamy bardzo sympatycznych sąsiadów, którzy w dodatku, tak jak my, dysponują długą działką - ponad 50 m. Wprawdzie nasz garaż przylegałby do reprezentacyjnej części ich ogrodu, ale z uwagi na dużą odległość między domami i - co nie mniej ważne! - na ich życzliwe nastawienie, sąsiedzi nie mają nic przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Sąsiad przyklasnął nawet mojej inicjatywie, bo sam myślał o zbudowaniu garażu przylegającego do naszego płotu. Ma wprawdzie jeden przy domu, ale ten służy mu na co dzień, a potrzebuje wygodnego miejsca na dłubaninę przy "zabytkowym" wraku z lat 30., który ostatnio kupił. W ten sposób moglibyśmy przeprowadzić wspólną inwestycję "okołopłotową", tańszą, szybszą i kompozycyjnie zharmonizowaną. Niestety sąsiad nie jest jeszcze finansowo gotowy do podjęcia dzieła, zadeklarował więc, że "dobuduje się" do mojego garażu za kilka lat.
Okazuje się, że z pomysłem spóźniliśmy się okrągłe 4 lata. Wtedy to przepisy dopuszczały budowę w tzw. ostrej granicy za zgodą sąsiada. Dziś takich pozwoleń się nie wydaje, poza szczególnymi przypadkami określonymi w planach zagospodarowania dla danych terenów. Gdy planu nie ma, decyzja pozostaje w gestii urzędnika, który z reguły odmawia zgody. Nasza gmina planu dotąd nie uchwaliła, w związku z czym powiat, jak łatwo było zgadnąć, odmówił mi pomocy. Pozostała szansa na budowę jednoczesną.
Sąsiad był na tyle uczynny, że sporządził poświadczoną notarialnie deklarację o swojej gotowości do dobudowania garażu w przyszłości. Niestety, jego fatyga okazała się niepotrzebna - inspektor stwierdził, że taka deklaracja w świetle prawa do niczego nie zobowiązuje i nie może stanowić podstawy do podjęcia pozytywnej decyzji. Co innego gdyby sąsiad wystąpił wspólnie ze mną o pozwolenie na budowę. On jednak nie chce wchodzić w koszty projektu, nie wiedząc dziś, czy zdąży zacząć budowę, zanim jego pozwolenie straci ważność. I trudno mu się dziwić.
Pretensję można mieć tylko do prawodawcy, który skomplikował życie nie tylko mnie, ale wielu innym inwestorom. Trudno dociec, co leży u podstaw takich ograniczeń. Dbałość o ład przestrzenny? Chyba nie, zważywszy na koszmarne budowle usankcjonowane wszelkimi pozwoleniami, które wyrastają jak grzyby po deszczu. No, ale one stoją przecież 4 metry od granicy działki! Jeśli chodzi o przepis o zacienianiu sąsiednich budynków, wystarczyłoby ograniczyć możliwości zabudowy w pionie. Myślę jednak, że chodzi o coś zupełnie innego.
Budowa przedsiębiorczego społeczeństwa obywatelskiego nie może polegać na poszerzaniu kompetencji urzędników i przyznawaniu im prawa do większej dowolności w interpretacji przepisów. Takie rozwiązania hamują inicjatywę, a do tego mają działanie korupcjogenne. Bo jestem przekonany, że odpowiednie nakłady z mojej strony ułatwiłyby urzędnikom zrozumienie mojej sytuacji i "właściwe" zakwalifikowanie naszego wniosku. I może o to właśnie chodzi?
Tomasz W.
fot. otwierająca: Archiwum BD