W starym domu miałam antywłamaniową stolarkę, trzy strefy alarmowe , syreny połączone z odstraszaniem kurtynami światła itd. Mąż zainstalował nowoczesny system podczas generalnego remontu, po którym mieliśmy zostawić dom synowi, a sami przeprowadzić się do budowanego, niewielkiego kanadyjczyka. Włamanie, które przeżyłam uświadomiło mi, że zabezpieczenie domu jest nic nie warte, jeżeli nie uzbroi się odpowiednio terenu.
Pewnego popołudnia wysiadłam z samochodu żeby otworzyć ręcznie bramę, ponieważ jej automat się zepsuł. Włamywacz podszedł do mnie z bronią i w rezultacie sama wprowadziłam go do mojego super-strzeżonego domu. Na nieszczęście był tam również mój syn. Przeleżeliśmy na podłodze prawie godzinę, z młodocianymi bandytami buszującymi po domu, a potem jeszcze dwie – aż do powrotu mojego męża.
Od tamtej pory inaczej myślimy o bezpieczeństwie. Przede wszystkim należy nie dopuścić włamywacza do domu. Trzeba zatrzymać go przy ogrodzeniu, ostatecznie już na terenie posesji, wystraszyć, zniechęcić. Jeżeli już włamywacz dostanie się do domu, w którym są jego właściciele, to najlepiej spokojnie dać mu się okraść. Wiem, jak agresywnie i nerwowo zachowują się tacy złodzieje, i myślę, że w przypadku gdyby alarm włączył się w domu i ich dodatkowo wystraszył, mogliby stać się naprawdę nieobliczalni. A średni czas przyjazdu powiadomionej ochrony, to w dalszym ciągu jakie 10-12 minut. W tym czasie może się wydarzyć naprawdę wszystko.
Dlatego dla mnie dobry alarm, to taki, który nie pozwala podejść do domu i tu należy inwestować najwięcej środków i energii.