Skąd pomysł na nick? – Ewa uśmiecha się. – Moose to po angielsku łoś. Tak nazywają go w Ameryce Północnej. I tu każdy zadaje pytanie, a dlaczego akurat łoś? Pewnie dlatego, że lubię błoto i las. Jeżdżę samochodem terenowym w imprezach offroadowych. Ostatnio trochę mniej, nad czym bardzo boleję, ale na pewno wrócę do tej pasji.
Rola przypadku
Działka w lesie to zupełny przypadek. Dwadzieścia lat temu, a może nawet jeszcze dawniej, mój tata, namówiony przez znajomego, kupił malusieńki kawałeczek Puszczy Kozienickiej – mówi Ewa.To, że w ogóle rozpoczęliśmy budowę, też było właściwie sprawą przypadku – dodaje Erwin. – Dom nigdy nie był naszym priorytetem. Jeśli nawet snuliśmy czasami jakieś marzenia, to były one tak dalece niesprecyzowane, że trudno byłoby je nazwać planami.
– Natomiast ja urodziłem się na wschodzie, w Biłgoraju. Do tej chwili jestem zameldowany w Lublinie… – mówi Erwin. – Spotkaliśmy się w pociągu w drodze na koncert brytyjskiego zespołu „Black Sabbath”.
Przez długi czas mieszkaliśmy w bloku w dwupokojowym mieszkaniu – wspomina Moose. – Powód, dla którego rozkręciliśmy całą machinę związaną z budową, wielu osobom może wydać się śmieszny, ale podam go, żeby pokazać, jak pokrętne bywają ścieżki losu. Powodem był… wynajmowany garaż. Pewnego razu, bodajże w styczniu, właściciel oświadczył mi, że muszę się wynieść już w marcu, najdalej w kwietniu. I tak się wszystko zaczęło.
Marek Żelkowski
Ciąg dalszy artykułu w wydaniu papierowym miesięcznika Budujemy Dom 7-8/2012